Druga połowa sierpnia nad Bałtykiem ma już lekki posmak jesieni. W ogrodzie u Żeni uśmiechały się do Soni dojrzałe śliwki i jabłka. Wujek brał Sonię na ręce i mogła sama zrywać niżej rosnące owoce.Śliwki miały "aksamitne sukienki" i były bardzo słodkie.
Pewnego dnia Żenia zarządziła otrząsanie śliwek. Wujek razem z Żenią szarpali śliwkowe drzewko na wszystkie strony i część śliwek spadła, a Sonia wyzbierała wszystkie starannie do dużego kosza. Potem Żenia je umyła, każdą ze śliwek rozkroiła i zadaniem Soni było usunięcie pestki i włożenie śliwki do słoika. Miała je układać ściśle w słoiku, do pełna. Gdy słoik już był pełny, Żenia wsypywała na wierzch łyżkę cukru i zakręcała słoik. Potem słoiki wędrowały do piecyka, w którym prażyły się kwadrans. W kuchni rozchodziła się słodka woń śliwek, za oknem kłębiły się osy, zwabione tym zapachem, ale dobrze chronione siatką okno nie wpuszczało intruzów. Żenia mówiła, że tak przygotowane śliwki są dobre zimą do knedli. Sonia nie miała nawet bladego pojęcia co to są knedle, bo ciotka nigdy ich nie robiła.
I Żenia, gdy się zorientowała, że mała nie ma pojęcia jak smakują knedle, zabrała się za ich robienie.
Najważniejsze, że pozwoliła Soni ulepić kilka. Były nieco koślawe, ale Sonia była z nich bardzo dumna.
I wszyscy zachwycali się ich smakiem, a Sonia pilnowała, żeby każdy dostał jednego knedla jej produkcji.
Ranki i wieczory były już chłodne, choć za dnia było jeszcze bardzo ciepło.Pomału dzień robił się krótszy, a ponieważ Soni nie wolno było przebywać na dworze po zachodzie słońca, coraz więcej czasu spędzała w domu. Ale nie nudziła się - Żenia podarowała jej swoje pastele i mała ciagle miała co robić.
Żenia pokazała jej jak namalować śliwkę tak, żeby wyglądała jak prawdziwa, jak namalować kwiatek nasturcji, różne listki, kubek, lampę naftową. Zrobiły razem mały zielnik i Żenia podpisała każdy liść i kwiatek, by Sonia nauczyła się poznawać je potem na łące lub w ogrodzie.
A pewnego popołudnia poszli wszyscy razem na koncert organowy do Katedry Oliwskiej. I wcale a wcale
nie podobał się Soni ten wieczór . Jak dla niej to była za głośna muzyka, przerażała ją po prostu. Koncert był długi, a na domiar złego małej zachciało się siusiu. Hania wzięła małą za rękę i ruszyły na poszukiwanie toalety. Niestety poszukiwania spełzły na niczym i Hania postanowiła wyprowadzić mała pod tzw. "krzaczek". Na dworze lał deszcz, więc zawróciły. Hania zastanawiała się co zrobić i wtedy wzrok jej padł na stojący w pobliżu wejścia konfesjonał okryty jakąś płachtą. Wepchnęła Sonię do środka, kazała szybko sikać i......nikomu nic nie mówić. Potem, jakby nigdy nic wróciły do swojej ławki. Zasłuchane ciotki niczego nie zauważyły.
Sonia przez resztę dzieciństwa ukrywała ich wspólną tajemnicę - wypaplała ją swym koleżankom gdy już była dorosłą kobietą.
Od czasu tego koncertu Sonia niezbyt chętnie chodziła do wszelkich kościołów - a już koncertów organowych unikała jak ognia.
Lubiła muzykę, chętnie uczyła się sama piosenek śpiewanych w radiu, słuchała muzyki Chopina, ale nie dała się nigdy namówić na posłuchanie koncertu organowego.
Wszystko co dobre niestety się kończy- na początku września Sonia z ciocią i wujkiem wracali do swego
domu.
Pożegnanie na dworcu w Oliwie było pełne łez, płakała Żenia, Hania i Sonia, nawet ciotka uroniła kilka łez.
c.d.n.
Fajne wakacje miała...
OdpowiedzUsuńMimo wszystko :-)
Takich wakacji się nie zapomina!
OdpowiedzUsuńTakie wyjazdy na trzy miesiące do wód ... też już należą do przeszłości :)
OdpowiedzUsuńA ja akurat lubię koncerty organowe, w Oliwie niestety nie miałam okazji posłuchać, choć kiedyś spędziłam tam obóz sportowy.
pozdrowienia!