sobota, 8 września 2012

XVI. c.d.

List od Tuśki nie  nadchodził, zima śnieżyła i mroziła i wszyscy już mieli dość krótkich zimnych dni
i bardzo zimnych, długich  nocy.
Tej zimy Sonia nauczyła się robić na drutach - wiele jej koleżanek ze szkoły potrafiło dziergać
czapki, swetry, szaliki. Okazało się, że problemem jest nie sam proces dziergania , ale zakup
włóczki. To wcale nie było proste - sklepy pasmanteryjne wprawdzie działały, ale nie było
w nich włóczek. Ale w stolicy istniało targowisko o wdzięcznej nazwie "ciuchy" - to tam
warszawskie modnisie zaopatrywały się w różne zagraniczne ubrania tzw. "z paczek",  tam można
było kupić ciekawe guziki, nową i prutą wełnę w motkach, swetry z "prawdziwej wełny", jedwabne
sukienki, nylonowe pończochy,elastyczne pasy do pończoch i mnóstwo innych rzeczy, które
trafiały do rąk osób posiadających rodzinę "na Zachodzie".
Jedna z koleżanek zabrała Sonię raz na owe "ciuchy", które wtedy mieściły się na placu Szembeka.
Sonia chodziła od jednego stoiska do drugiego jak zaczadzona, oglądając z zainteresowaniem
różnokolorowe swetry, czapki, spódnice, płaszcze. Jej zachwyt wzbudził płaszcz, który był
jasny, lekki, ciepły a sprzedająca  kobieta zachwalała go bardzo, bo był z wielbłądziej wełny.
Ale  koleżanka przywołała Sonie do rzeczywistości, przypominając jej po co tu przyjechały.
Za jej namową Sonia zakupiła  trzy  kłębki włóczki  "z odzysku", w trzech odcieniach zieleni.
Była to włóczka "perłówka", o dokładnym skręcie, lekko połyskująca.  Sonia chciała z niej
zrobić długi, ciepły szalik i czapkę. Na koniec zakupiła też druty, bo nie była pewna, czy w domu
są odpowiednie. Zakupy pochłonęły jej wszystkie oszczędności, ale była zadowolona.
W domu zmieniła zamiar - zamiast czapki i szalika dla siebie, zrobi długi szalik dla Jerzego -
jeden z odcieni zieleni bardzo pasował do jego oczu.
Od tej pory każdego wieczoru dziergała dla Jerzego szalik.Miał być prezentem z okazji jego
zbliżających się urodzin.
Pewnego lutowego wieczoru, gdy wujek pogrążony był w lekturze gazety, ciotka coś szyła
a Sonia liczyła oczka dość skomplikowanego ściegu, zabrzmiał natrętnie dzwonek u drzwi.
Wujek nawet okiem nie mrugnął, Soni aż oczko spadło z drutu a ciotka westchnęła: "to pewnie
Owczarska znów czegoś nie ma - soli albo cukru lub zapałek".
Niechętnie wstała z fotela i wolno podeszła do drzwi. Pewna tego, że to sąsiadka po jakąś
kolejną pożyczkę, otworzyła drzwi, jednocześnie mówiąc: "a czego tym razem"...
Nie dokończyła zdania i została z szeroko otwartą buzią. Przed nią stała Tuśka a tuż za nią
mężczyzna w kapeluszu, który ocieniał pół twarzy.
Kobiety rzuciły się sobie na szyję milcząc, a mężczyzna wepchnął je lekko do mieszkania i
cicho zamknął  drzwi. Ściągnął kapelusz i milcząc przyglądał się powitaniu.
Tuśka trzymając siostrę w objęciach coś gorączkowo szeptała jej do ucha. Ciotka kiwała
głową, a oczy jej robiły się ogromne jak spodki.
Wreszcie Tuśka wypuściła siostrę z objęć - do Marii podszedł teraz jej szwagier, objął ją,
cmoknął w policzek  i w rękę.
Ciotka przełknęła głośno ślinę i zaczęła wołać Sonię i męża, jednocześnie prosząc przybyłych by
się rozebrali z palt i weszli do pokoju.
Sonia oderwała wzrok od  robótki  i zamarła z wrażenia - rozpoznała swą matkę, ale jakoś nic
nie czuła poza zdumieniem. Chyba  nie tak wyobrażała sobie spotkanie z matką.
Wujek rzucił badawcze spojrzenie na ciotkę, potem przywołał na  twarz uśmiech, podszedł do
przybyłych i objął ich oboje ramionami.
Potem podeszła do gości Sonia, podała Tuśce rękę i dygnęła niczym pięciolatka, grzecznie
mówiąc: "dobry wieczór mamo". Następnie podeszła do mężczyzny

2 komentarze: