środa, 3 kwietnia 2013

Nudne życie cz.VIII

Wizyta Tosi u lekarza wykazała, że właściwie wszystko jest z nią w porządku, żadnych złych
rzeczy lekarz nie znalazł.
Tosia zwierzyła się  swemu miłemu lekarzowi, że chyba jest nienormalna, bo wcale a wcale nie  tęskni
za posiadaniem dziecka. Większość jej koleżanek już miała  dzieci, Tosia nawet  je odwiedzała, ale
widok maluchów wcale jej nie rozrzewniał ani nie budził chęci posiadania maleństwa. W trakcie tych
zwierzeń powiedziała , że niedawno jej kuzynka straciła 3-miesięcznego synka - był wcześniakiem i podobno miał jakąś nieuleczalną chorobę płuc. Tosia nie bardzo wiedziała co temu dziecko było,
raczej była skoncentrowana na tym, że  boi się między innymi takich przeżyć.
Ale lekarz bardzo się tym przypadkiem zainteresował, wypytał dokładnie o stopień pokrewieństwa i
dał Tosi oraz jej mężowi skierowanie do szpitala na wykonanie jakichś badań. 
Trochę Tosię rozbawiło to badanie, bo miało to być badanie chlorków potu **.Nie było nawet zbyt uciązliwe. Tyle tylko, że nie miała pojęcia co miało ono wykazać.
Na wyniki dość długo czekali, a gdy wreszcie doczekali się na nie, nie dano im ich do ręki, tylko
zapisano do profesora  na wizytę.
Tosia znów musiała wyjaśniać wszystko, co wiedziała na temat śmierci dziecka swej kuzynki, o stopniu
pokrewieństwa, wyliczyć wszystkie choroby własne, które sama przeszła, oraz pogrzebać w pamięci,
czy może zdarzały się i inne  przypadki  śmierci noworodków w jej  rodzinie.
Podobny wywiad przeprowadzono z Króliczkiem.
Wreszcie profesor, z bardzo zmartwioną miną poinformował oboje, że Tosia  jest nosicielem zmutowanego genu, który może sprawić, że ich przyszłe dziecko może mieć mukowiscydozę. Prawdopodobieństwo tego
wynosi 50%. Gdyby oboje byli nosicielami, to prawdopodobieństwo byłoby znacznie wyższe.
Opowiedział im wiele o tej chorobie a potem zaczął pocieszać, że przecież wcale nie musi tak być, to
przeciez tylko 50% ryzyka.
Tosia , popatrzyła  w oczy Króliczkowi i powiedziała: "no to się chyba dobrze składa, bo ja wcale nie pragnę  dziecka a mój mąż  też o nim nie marzy." Króliczek skwapliwie przytaknął i oboje pożegnali się
serdecznie z profesorem.
W miesiąc  pózniej, gdy już oboje dokładnie wszystko "obgadali", zaprosili  swoich rodziców na niedzielny
obiad, nie uprzedzając, że chcą im coś oznajmić.
Przy kawie, Króliczek  oznajmił spokojnym głosem, że oni podjęli decyzję,  że nigdy nie będą mieć dzieci
i w związku z tym, proszą, aby nikt nigdy nie zadawał głupich pytań z gatunku "a kiedy będzie dzidziuś?.
Nie będą mieli dzieci, bo oboje są nosicielami wadliwego genu, który spowoduje u dziecka nieuleczalną
chorobę. A oni nie chcą swego dziecka skazywać na to. Na wszelkie  dalsze pytania co to za choroba itp. odmówili odpowiedzi., mówiąc, że to nie ma nic do rzeczy.
I dodali, że brak dziecka nie jest dla nich jakimkolwiek problemem, bo im naprawdę dobrze jest tak, jak jest.
I chyba  zawsze było im dobrze. Króliczek do dziś patrzy w Tosię jak w tęczę i  nadal jego ręcę czule
ją tulą i obejmują i nadal namawiają.
Znam oboje od wielu, wielu lat i nigdy nie słyszałam by któreś z żalem mówiło o tym, że nie mają dzieci.
Zwiedzili razem całkiem spory kawał świata a od wielu lat wspomagają jeden z domów dziecka.

** wg mnie chodziło raczej o poziom sodu w pocie.

6 komentarzy:

  1. Przynajmniej podjęli bardzo rozsądną decyzję nie skazując dziecko na chorobę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdyby inni zanim zostaną rodzicami zadbali o specjalistyczne badania, gdy w rodzinie pojawiają się symptomy chorób genetycznych, było by mniej dzieci skazanych na kalectwo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiecie co, oni po prostu postąpili "nie po katolicku" - bo dla KRK liczy się każda duszyczka, nieważne czy zdrowa, czy chora, mądra czy głupia, niedorozwinięta czy też może przypadkiem zdrowa. Dla nich liczy się ilość społeczeństwa a nie jego jakość. Jeśli będzie wśród wiernych więcej przygłupów tym lepiej - łatwiej wszak kierować półgłówkami aniżeli ludzmi myślącymi, mającymi własne zdanie.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Podziwiam i popieram takie stanowisko w sprawie dzieci...Jak zwykle wspaniale napisane imilo sie czytalo !
    Serdecznosci wiele Anabell !

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak podzielam Twoją opinie Anabell.Święta prawda.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pewnie, że lepiej nie ryzykować, ale gdyby nasza bohaterka miała nieodparty instynkt macierzyński? Trochę by się zagmatwało i wtedy niezależnie od wyroków i przypuszczeń pracowaliby nad stworzeniem dzieciątka. Tylko, że wtedy w świadomości rodzi się takie coś, co kocha bezgranicznie tą ułomną istotę, (JAK SIĘ WCZEŚNIEJ WIE)
    Serdeczności!.

    OdpowiedzUsuń