niedziela, 21 października 2018

Bywa różnie V.

Jak zwykle dni mijały szybko, podobne  do siebie. Nadszedł czas wyjazdu  Witka.
Wyjątkowo  dokładnie  miał zaplanowaną podróż, wszystkie połączenia już potwierdzone.
Jak zwykle padło pytanie co sobie Ninka życzy by przywiózł z podróży, ale tym razem
Ninka właściwie nie miała żadnych  pomysłów. Poza tym uważała, że w czasie tak długiego
pobytu i to w różnych miejscach,  Witek może nawet mieć kłopoty finansowe.
Przed wyjazdem Witek dopilnował by Ninka jednak chodziła na obiady. Do czasu wyjazdu
Witka jadali w trójkę, potem wspólnie "obiadowała" z szefem Witka. Przy okazji stwierdziła,
że to bardzo miły człowiek, dowcipny, kulturalny choć tych cech jakoś  jego wygląd nie
potwierdzał. Był dość korpulentnym mężczyzną, niskiego wzrostu, z lekką zadyszką i sporą
łysiną. Wiele opowiadał o Libii, bo prowadził ten rynek i siłą rzeczy często tam bywał.
Jak od każdego, kto wyjeżdżał na dłuższą delegację, przyszła piękna, kolorowa kartka od
Witka dla wszystkich pięknych pań , a w domowej skrzynce listowej był list do Ninki .
Oprócz bardzo krótkiego listu, że wszystko jest "jak zawsze" i że połączenia wszystkie już
na miejscu potwierdził, że w pewnym sensie powtarzalność sytuacji ułatwia życie, doszedł
do wniosku, że nie mógłby tu jednak być okrągły rok, sam zwłaszcza, było dołączone
zdjęcie sześciu Tauregów- wszyscy w identycznych, nowiutkich tagelmustach, z zakrytymi
ustami i nosami.  Wszystkim widać było  tylko oczy.
Na odwrocie  były pozdrowienia i pytanie  ilu na zdjęciu jest autentycznych Tauregów.
Ninka podejrzewała że ani jednego.
Wiedziała kiedy Witek wraca z podróży i postanowiła, że przygotuje na ten dzień kolację,
czyli naleśniki z nadzieniem pieczarkowym.  Bowiem proces tworzenia naleśników miała
już dobrze opanowany. Postanowiła też, że kupi w garmażerii cztery sznycle cielęce i zrobi
z nich zrazy zawijane z plasterkiem sera żółtego. Na niedzielny obiad.  Do tych wyczynów
kulinarnych skłonił ją zakup książki kucharskiej, w której było wiele przepisów z różnych
stron świata.
A książkę wystała w godzinnej kolejce na corocznych targach książki. Czytając zaznaczała
kolorowym długopisem dania, które kiedyś zrobi, bo wydawały jej się dość łatwe do zrobienia.
Wpadła nawet do  domu rodzinnego i zabrała kilka garnków, przyprawiając matkę o lekki
wytrzeszcz oczu, zwłaszcza gdy zabrała dużą patelnię, tzw. cygańską. A po co ci ta duża
patelnia- zdziwiła się mama. Bo będę smażyła od razu na kilka dni, nie mam zamiaru
dzień w dzień sterczeć przy garach. Usmażę, przechowam w lodówce a może nawet zamrożę?
Ale życie szykowało dla Ninki niespodziankę. Kilka dni przed przyjazdem Witka postanowiła
pójść do fryzjera i nieco ucywilizować swoje włosy , czyli je nieco skrócić, bo ostatnio sięgały
 jej już do łopatek i musiała rano męczyć się z ich  upięciem. Nie mogła przecież cały dzień
chodzić rozczochrana. U fryzjera spędziła kilka godzin, bo fryzjerka namówiła ją na lekką
zmianę kolorystyki i zrobienie pasemek, włosy skróciła dość radykalnie i sięgały jej teraz
z przodu do brody a z tyłu były znacznie krótsze.
Siedząc przed lustrem w koszmarnym kauczukowym czepku z dziurkami, przez które
fryzjerka wyciągała pasemka by je rozjaśnić, Ninka zastanawiała się czy aby nie
zgłupiała kompletnie.
Ale jednocześnie czuła jakąś potrzebę zmiany w swym wyglądzie. Typowo kobiece- gdy
mamy włosy krótkie to nagle je zapuszczamy by potem znów je ściąć i powtórzyć cały
proces.
W czasie gdy na jej głowie zachodziły chemiczne reakcje manikiurzystka przywracała
porządek jej dłoniom. Gdy już wreszcie  fryzjerka zakończyła odprawianie swych czarów
i uwolniła Ninkę z różnych ochronnych pelerynek, z lustra spoglądała na Ninkę zupełnie
nowa osoba, której tylko brakowało na twarzy lekkiego makijażu.
Ten drobny mankament w pięć minut usunęła  sama Ninka.  Była bardzo zadowolona   z                    końcowego efektu. Jedno było pewne- raz w miesiącu będzie musiała odwiedzać fryzjerkę.
Idąc do domu myślała głównie o tym, że powinna również nieco odświeżyć swą garderobę-
przydałyby się jakieś ze dwie nowe bluzki i spódnice. Postanowiła, że w najbliższą sobotę
po pracy wybierze się w rajd po sklepach.
A tych w centrum było sporo, co wcale nie znaczyło, że coś dla siebie znajdzie.
Zaczęła się zastanawiać, jak się Witkowi spodoba w nowym uczesaniu i czy się Witkowi
podoba pod względem urody.
Bo Witek był miłym chłopakiem, uprzejmym dla wszystkich kobiet. Wiedziała też, że jest
lubiany przez niemal wszystkie  panie w biurze i gdy się ożenił kilka z nich westchnęło
żałośnie.
Gdy się rozszedł długo snuto teorie czemu ten fakt nastąpił, ale  tylko Ninka wiedziała
dlaczego, ale oczywiście nie podzieliła się tą wiedzą z innymi.
Sama w tym czasie przeżyła rozstanie z kimś, kto znaczył bardzo wiele w jej życiu, który
miał być tym jedynym na całe życie, a który ją po prostu zdradzał na lewo i prawo.
Bardzo bała się, że ta historia może się jeszcze raz powtórzyć, tym razem z innym.
Bo Inka traktowała innych swoją miarką - nie kłamała  i zakładała, że inni też nie kłamią.
Bo po co kłamać? Przecież wiadomo, fascynacja kimś z czasem mija i zamiast zdradzać
można przecież się po prostu rozstać.
Dochodząc do domu wciąż jeszcze  snuła różne myśli na temat związku dwóch osób
płci przeciwnej.
Strasznie długo czekała na windę, nawet pomyślała, że będzie zmuszona wdrapać się na
to swoje szóste piętro, ale w końcu winda zjechała w dół.
W windzie, która była dobrze oświetlona i miała duże lustro obejrzała się dokładnie.
Była bardzo zadowolona ze swego wyglądu.
Jej humor  nieco osłabł gdy włożyła klucz do dolnego zamka- wyraznie był otwarty.
Cholera- zaklęła bezgłośnie - zapomniałam rano zamknąć, mam początki sklerozy.
Górny zamek, zatrzask, jak zwykle otworzył się bez trudu z cichym "piknięciem".
Pchnęła drzwi i.......wpadła w ramiona  Witka. Było to tak niespodziewane, że
w pierwszej chwili nie bardzo wiedziała co się dzieje, była przerażona. Bo przecież
Witek miał być dopiero za trzy dni. Przez głowę przeleciała jej myśl, że to jakiś
włamywacz, bo dolny zamek był nie zamknięty.
Okazało się, że Witek przyjechał kilka minut przed powrotem Niny i gdy tylko odstawił
walizkę do wspólnego pokoju usłyszał, że "ktoś" manipuluje w dolnym zamku, zgasił
w przedpokoju światło i czekał na tego "ktosia", wiedząc, że to pewnie Ninka.
Nie było wtedy komórek, maili i tym podobnych udogodnień, więc nie miał jak jej
zawiadomić, że przyjeżdża wcześniej bo będzie wracał wraz z kimś z MSZ.
Oboje byli wyraznie zadowoleni z faktu, że się widzą.
Witek docenił wysiłki  fryzjerki, ale zapewnił Ninkę, że i w tamtych długich włosach
Ninka wyglądała świetnie.
Do północy rozmawiali, wreszcie Witek stwierdził, że przecież muszą rano wstać,
bo skoro wcześniej wrócił to musi jednak iść do pracy.
Następnego dnia już w trójkę jedli obiad, a Staszek zaprosil ich oboje do siebie na
najbliższą niedzielę na podwarszawską działkę, na której wraz z żoną mieszkali od
kwietnia do pazdziernika, planując z czasem solidne ocieplenie domku by był domem
całorocznym.
                                                           c.d. n.                                                                                                                   

2 komentarze:

  1. Powitania zawsze są piękne w takich okolicznościach!!
    Świetnie się czyta.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kobiecie zawsze dobrze robi taka zmiana wyglądu. :)

    OdpowiedzUsuń