niedziela, 21 października 2018

Bywa różnie VI

Witek przywiózł Nince piękną białą tunikę z cieniutkiego płócienka. Miała sporo  białego haftu    dookoła dekoltu i zapięcia.
Haft był zrobiony dość grubą jedwabną nitką i był plątaniną kółek mniejszych i większych. Powiedział, że celowo wybrał białą bluzkę  z białym haftem, bo to ręczna  robota, a większość materiałów i nici farbowanych chałupniczo po prostu farbuje w czasie prania. To, że sprzedawca zaklina się na Allaha, że kolor jest trwały można między  bajki włożyć.
Ninka natychmiast chciała zwrócić za tunikę pieniądze, ale Witek ostro zaprotestował.
To naprawdę drobiazg, a kupił, bo uznał, że jest inna od zwykle kupowanych przez turystów
bluzek i z pewnością drugiej takiej samej Ninka tu nie spotka.Bo na bazarach warszawskich
jest  nawet sporo takich bluzek, ale wszystkie z kolorowym haftem.
To ty bywasz na polskich  bazarach? - zdziwiła się Nina. Witek zaśmiał się - no pewnie, że
bywam, przecież nie muszę mieć wszystkich dżinsów markowych, czasem mogę mieć nieco
gorsze. A na "Różyckim" jest prawie wszystko. Podobno nawet broń.
Nawet nie masz pojęcia jaki mamy zdolny naród -nie  wiem jak to robią, ale szmuglują
niemal wszystko.
Ale, żebyś mogła mi zwrócić pieniądze to mam dla ciebie coś, za co musisz mi zapłacić
aż trzy centy. Musisz zapłacić, bo to jest nóż do rozcinania kopert, średnio ostry, ale według
wielu przesądów za taki prezent trzeba uiścić opłatę, żeby ofiarodawca i obdarowany nigdy
się nie pokłócili. I wręczył Ninie bardzo ładny, zdobiony rytami, nieduży, stalowy nóż.
Ostatnio narzekałaś, że otwierasz koperty grzebieniem, więc postanowiłem go kupić dla
ciebie.
Witek, czy ja kiedyś narzekałam przy tobie, że otwieram listy grzebieniem?
Noo, może nie narzekałaś, ale widziałem to na własne oczy. Robiłaś to takim szpikulcem od
od grzebienia więc pomyślałem, że lepiej będzie zaopatrzyć cię w taki nóż, mimo wszystko
jest nieco ostrzejszy od tego plastikowego szpikulca. Narzekałaś, że szarpie  a nie przecina.
Bystrzak z ciebie, muszę zacząć uważać co przy tobie robię - roześmiała się Nina.
Nie mam takich drobnych, więc musisz wziąć 1 dolara.

W niedzielę rano pojechali dwoma autobusami do Staszka.
Ale zadupie-  Ninka określiła rzecz dosadnie- niby blisko od miasta, ale zadupie.
Nawet kiosku Ruchu tu nie ma. Muszą wszystko ciągnąć z Warszawy, to chyba mało
zabawne jest. Wymaga ciągłej czujności, dobrej logistyki. To zupełnie nie dla mnie.
Witek zgodził się z nią całkowicie. On też  wolał jednak mieszkać w mieście.
Z lekkim trudem odnalezli domek Staszka.
Oboje byli zaskoczeni żoną Staszka - była od  niego dużo młodsza, na oko ze 20 lat.
W rzeczywistości tylko 15. Gdy się witali z głębi domu przydreptał malutki człowieczek,
ich synek. Przydreptał z wyciągniętą do góry rączką, lewą wyciągnął z buzi gryzak
i wyseplenil : "ceś" . Ninka szybciutko przykucnęła i podała mu rękę, za co w nagrodę
dostała do potrzymania gryzaczek. Witek też szybko przykucnął , uścisnął małą łapkę,
mały czym prędzej odwrócił się do Ninki, zabrał jej z ręki swój gryzak i odmaszerował.
Na szczęście dziecko nie należało do namolnych, było dość samodzielne jak na malca,
który ukończył niedawno dwa lata, bawił się grzecznie swymi zabawkami.
Czasem przychodził do kogoś z dorosłych, wyjmował gryzak  z buzi  i coś po swojemu
opowiadał.
Pani domu  przyniosła  własnej roboty ciasto z owocami, którego nieprzyzwoitą ilość
wciągnął w siebie Witek, Nina za to delektowała się domowym musem owocowym.
Cieszyli się, że przywiezli ze sobą nieco słodkości od Bliklego, bowiem gospodyni
wydała okrzyk radości na widok pączków z różanym nadzieniem.Twierdziła, że nigdy
nie udało się jej zrobić takich pączków jak te od Bliklego.
A Ninka poprosiła panią domu o przepis na ciasto owocowe i na ten mus, co nie uszło
uwadze Witka.
Potem na tarasie Staszek grilował na elektrycznym grillu  kiełbaski, na stół wjechały
różne sałatki i obaj panowie wciąż narzekali, że nie mają w domu garnków do tadżine.
Dość długo rozprawiali na ten temat , ale obie panie stwierdziły, że nie wyobrażają sobie
by coś się w domu pichciło ciurkiem od rana do wieczora i, zdaniem żony Staszka, ta
kożlęcina, o której tyle mówią jest absolutnie przereklamowana. Wcale nie wzbudziła
jej entuzjazmu. Zgodziła się natomiast, że jest kilka całkiem smacznych dań i w Maroku
i w Algierze, ale można bez nich spokojnie żyć w Polsce.
Co do przypraw to tu też można wiele dań z nimi zrobić, bo większość można kupić
i w Polsce.
Ale tahini nie ma z czego zrobić- jęknął Witek. Przywiozłem jeden słoik. Staszek się
roześmiał - gapa z ciebie, trzeba było kupić sam sezam, tu go uprażyć i zrobić z niego
tahini. Przypomnij przed wyjściem - dam ci trochę sezamu, zawsze go kupuję, zrobisz
sam w domu tahini.
Panie spoglądały na panów ze zdziwieniem.
Widziały się po raz pierwszy, ale od razu się polubiły, szybko zaczęły mówić sobie
po imieniu. Okazało się, że Iza, żona Staszka, jest tylko  5 lat starsza od Ninki.
Wiedziała od męża, że Ninka i Witek razem wynajmują mieszkanie, ale chyba
nieco nurtowała ją ciekawość czy są parą. A że należała raczej do szczerych osób,
otwarcie o to zapytała Ninę.
Na wiadomość, że nie, machnęła ręką- bo ty chyba nie widzisz, że Witek za Tobą
przepada. To uczciwy chłopak, a ostatnio nie miał miłych doświadczeń z kobietami.
Może ci kiedyś  sam opowie. Dostał nauczkę na całe życie.
Wiem o tym, powiedział mi nim razem zamieszkaliśmy. Mnie też jakoś nie wyszedł
romans, ale  nie opowiedziałam mu o tym. Powiedziałam tylko, że póki co to nie mam
zamiaru wdawać się w jakieś układy damsko-męskie.
Iza popatrzyła na Ninę - wiesz, to się wam świetnie składa- macie szansę by  dobrze
się poznać. Nie skreślaj go a priori. Staszek się o nim zawsze wyraża w samych
superlatywach.  A wiesz, że ja jestem drugą żoną Staszka?  Pewnie nie wiesz. On jest
ode mnie 15 lat starszy. I mało atrakcyjny zewnętrznie, ale to szalenie dobry facet.
Bardzo mi pomógł gdy byłam w Libii na kontrakcie. Już wtedy był z żoną w separacji.
Ale pokochaliśmy się dopiero tu. I jesteśmy razem już 6 lat.
Staszek zawsze mówi, że pośpiech jest dobry tylko gdy idzie o łapanie pcheł, ale
nigdy w miłości, w doborze partnera. Czasem warto potęsknić, pomarzyć i zaczekać
z tym pierwszym razem, choć bywa to meczące.  Długo się znaliśmy nim nadszedł
ten pierwszy raz i to ja byłam inicjatorką. Bo zawsze to my ponosimy konsekwencje tego
kroku znacznie większe niż mężczyzni. Mężczyzni to się najwyżej czegoś nauczą o sobie.
Mały człowieczek przydreptał do Izy, wyciągnął łapinki  w górę i zawołał : opa!, opa!,
co znaczyło, że chce by go wziąć na kolana. Był bardzo podobny do Staszka.
Ninka zerknęła na zegarek, była już prawie szesnasta.
Izo, nie pogniewasz się na nas, że już się pożegnamy? Tu się jakoś długo jedzie, pewnie
w niedzielę rzadziej kursują autobusy.
Panowie byli bardzo zagadani i to o sprawach czysto służbowych i mocno zdziwieni,
 że Ninka już  chce jechać do domu. Na koniec Iza i Staszek poprosili by
 Ninka  wraz z Witkiem częściej ich odwiedzali.

W drodze powrotnej Nina była zadumana, nawet nie bardzo słuchała co do niej Witek
mówi. Wracała myślą do rozmowy z Izą.Czyżby Witek rozmawiał o nich ze Staszkiem?
A może po prostu Staszek lepiej zna Witka i wydedukował, że on darzy Ninę sympatią?
W domu poprosiła by jeszcze coś opowiedział o tym  ostatnim wyjezdzie i pokazał zdjęcia.
Wieczorem zapytała Witka, czy był już swojej mamy.
Witek milczał przez chwilę i powiedział - nie prędko   mnie  zobaczy. Jej zdaniem nie
powinienem był się rozwodzić, nawet jeśli dziecko nie było moje.Pokazałem jej zdjęcie
noworodka i zapytałem, czy będzie pokazywać się na mieście z czarnym wnukiem a
wtedy powiedziała, że przecież dziecko można oddać do domu dziecka, a żonie zrobić
drugie dziecko, tym razem swoje. Bo przecież był ślub kościelny i ten rozwód nic nie
znaczy. No i ona zawsze będzie tamtą uważała za swoją synową, bo następna przecież
już nie będzie prawdziwą żoną, bo nie będzie  ślubu kościelnego.
O nie, długo tam  nie pojadę.
A najlepsze jest to, że  ona cały czas się modli żebym wrócił do tamtej. Sama widzisz,
że nie mam po co jechać.
Uuuu, to nieco wrednie. A przecież Kraków to nie jakaś zabita dechami wiocha!
Moja mama, gdy powiedziałam, że zrywam narzeczeństwo, bo mnie  oszukał, to mnie
utuliła, dała mi się spokojnie wypłakać i podsumowała, że szkoda, bo nasze rodziny
się znały.  Potem  powiedziała bym spojrzała na to z filozoficznej bardziej strony,
że lepiej że nie doszło do małżeństwa niż gdybym była po ślubie oszukaną żoną.
Ojciec powiedział tylko, że nigdy nie podobał mu się  ten bachor Kwiatkowskich i że
najchętniej połamał by mu kości za to, że mnie oszukiwał. Przecież mógł zerwać,
skoro mnie nie kochał.
No to trafiłaś na kolekcjonera, wiesz, jeden okaz to nie zbiór którym się można
chwalić, to tylko okaz. Nawet jeśli to unikat, to tylko jeden. A kolekcjoner musi mieć
dużo sztuk jednocześnie.
A ja trafiłem.....no nie wiem jak to nazwać.....może ona miała jakiś syndrom stałego
niezaspokojenia? Dasz wiarę ? ja nawet z nią nie mieszkałem przed  ślubem, wpadała
codziennie na 2, 3 godziny po południu i znikała. Dopiero po ślubie mieszkała ze mną.
Gdy czekałem w szpitalu na to "nasze dziecko" przyszła po  mnie chyba  pielęgniarka
i powiedziała, że lekarz chce ze mną rozmawiać, ale  z  żoną i dzieckiem jest dobrze.
Gdy wszedłem do gabinetu facet był jakby zmieszany, poprosił bym usiadł, westchnął
i powiedział- żona urodziła bez problemów, ale to raczej nie pana dziecko, bo dziecko
jest czarnoskóre. Chce je  pan zobaczyć?
Odmówiłem. Nie byłem w stanie. Czułem się tak, jakbym śnił jakiś koszmar.
W kilka dni pózniej przyjechała z tym dzieckiem po swoje rzeczy. Powiedziałem, że
jeżeli nie ma gdzie mieszkać to  ja się wyprowadzę za kilka dni, a ona może tu zostać
z dzieckiem dopóki jest opłacone mieszkanie,czyli niemal rok.
W kilka dni potem wniosłem pozew o rozwód, Staszek mi polecił odpowiedniego
adwokata,  sprawa była załatwiona błyskawicznie. Jednocześnie zacząłem się bać,
czy nie jestem chory na którąś z chorób przenoszonych drogą płciową. Tłumaczyli
mi, że to raczej mało prawdopodobne, no ale się uparłem, badania  porobiłem,
powtórzyłem je za pół roku. Byłem załamany, ale Staszek pomógł mi się zebrać,
miałem dużo pracy, dużo wyjazdów.
Może wyda ci się to dziwne, ale to wspólne mieszkanie z tobą też mi pomogło
wrócić do pionu. Dziś już mogłem  ci o tym wszystkim dokładniej opowiedzieć i jak
widzisz ręce mi się nie trzęsą, nabrałem do tego dystansu.
                                                                   c.d.n.



2 komentarze:

  1. Jak zawsze tacy bezwzględni egoiści chwytają wartościowych ludzi i ci zostają z traumą. Że też nie pojawia się sygnalizator dźwiękowy głośno buczący że to łajdak albo wredna baba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja myślę, że czasem się jakieś znaki pojawiają, tylko chyba my nie potrafimy często trzeźwo na wszystko patrzeć, co wynika z tego jak nas wychowano.

      Usuń