"Niemal mąż" jeszcze kilka razy usiłował przekonać Barbarę, że ją kocha, jednak
w końcu tygodnia się wyprowadził.
I choć oddał jej klucze od mieszkania, Barbara zmieniła zamek.
Przepłakała kilka popołudni. Pousuwała wszystkie ślady bytności "niemal męża"
w mieszkaniu, w końcu doszła do wniosku, że nie ma tego złego co by na dobre
nie wyszło. A może jest jej przeznaczone żyć samej, przecież nie wszystkie
dziewczyny wychodzą za mąż .
Zatelefonowała do Bożeny, opowiedziała o całym zajściu i o tym, że "niemal mąż"
już się wyprowadził.
Bożena stwierdziła, że faktycznie dobrze zrobiła, bo jakby na to nie spojrzeć -
facet ją oszukał. A co do wakacji, to najprawdopodobniej wszystko uda się
załatwić, jacht będzie na 6 osób, do wyboru będą noclegi albo na lądzie pod
namiotem, albo w kabinie na jachcie. Wyżywienie - to co złowią i to co zabiorą
z lądu lub dokupią.
I albo będzie to tydzień pod żaglami, albo jeśli wszystkim się będzie podobało -
całe dwa tygodnie. A wszystko będzie w Turcji. Bożena też będzie na tym
jachcie więc Barbara nie będzie się czuła samotna.
To wprawdzie będą wakacje bez własnych facetów, ale na pewno ciekawe.
Barbara zaczęła teraz częściej odwiedzać matkę, która stanęła na wysokości
zadania i nie dociekała czemu Barbara zerwała związek z "niemal mężem".
A Barbara krótko wyjaśniła, że zawiodła się, że to jednak nie był dla niej
odpowiedni mężczyzna, choć matce Barbary bardzo się podobał.
"Jesteś córeczko dorosła i masz prawo układać sobie życie po swojemu. Jeżeli
doszłaś do wniosku, że to nie jest odpowiedni dla ciebie człowiek, to lepiej, że
rozstaliście się teraz, a nie dopiero w jakiś czas po ślubie."
Matka Barbary zawsze udawała, że nie wie o tym, że oni mieszkali razem.
Nigdy, odkąd do Barbary wprowadził się "niemal mąż" nie była tam z wizytą.
To Barbara z "niemal mężem" przyjeżdżali do niej.
31 sierpnia duet BB, czyli Barbara i Bożena wyleciał samolotem do Antalyi,
gdzie wylądował około 3 w nocy. Stamtąd miał je organizator zabrać busikiem
do Alanyi. Oprócz nich była jeszcze jakaś para. Ona cały czas piszcząca, że się
jej chce pić, jeść i spać, a on ze stoickim spokojem odpowiadał, że od tego się
nie umiera. Gdy tak stali rozglądając się dookoła, podeszła do nich stewardesa
z naziemnej obsługi lotniska i poinformowała, że za 15 minut przyjedzie po nich
busik, który miał po drodze awarię, czyli "złapał gumę".
I rzeczywiście po kwadransie przyjechał busik z sympatycznym młodym
kierowcą, który bardzo przepraszał, ale po drodze musiał zmieniać koło, co nocą
nie jest wcale łatwym zadaniem.
Z Antalyi do Alanyi jest około 140 km, droga dość kręta, miejscami górzysta.
Po drodze zajechali do jakiegoś nocnego super marketu, kierowca wyciągnął
z kieszeni dość długą listę zakupów.
"Wczasowicze" pokrążyli po markecie, "maruda" jak ją nazwał duet BB kupiła
colę, jakieś słodycze i bułki. Jej partner zerknął na to wszystko i zamruczał-
"tylko się nie porzygaj po tym".
Gdy zakupy już były załadowane, kierowca im powiedział, że na jacht wejdą
dopiero następnego dnia- dziś będą zakwaterowani w hotelu w pobliżu portu,
dostaną tam w sumie 4 posiłki (dwa śniadania oraz obiad i kolację), spędzą noc
i po śniadaniu następnego dnia "będą zaokrętowani".
Mają po śniadaniu czekać na "kapitana" w hotelowym holu.
Pierwszy dzień na Riwierze Tureckiej duet BB spędził na......bazarze. Obie
stwierdziły, że muszą się zaopatrzyć w bawełniane cienkie tuniki i białe
kapelusze- słońce nie miało za grosz litości i prażyło . Obie nabyły po dwie
białe tuniki z długimi rękawami, Barbara z fioletowym haftem przy szyi,
Bożena z zielonym. Bożena zamiast kapelusza kupiła czapkę z daszkiem
a Barbara prześmieszny kapelusik z fioletową kokardą i gumką by kapelusz
nie spadał z głowy. Po mało interesującym obiedzie postanowiły odespać
podróż i resztę dnia spędziły w klimatyzowanym pokoju. Po kolacji
zajrzały do hotelowej dyskoteki i trochę potańczyły. Około północy padły
jak ścięte. Za to o 5 rano postawił je na nogi "jakiś ryk".
Z niezbyt oddalonego meczetu, na pełnym wzmocnieniu unosił się w niebo
"śpiew" muezina wzywającego do porannej modlitwy.
Cholera, chyba nagrali ryk krowy!- stwierdziła Bożena.
No cóż-trudno by nagrali śpiew Carusa- dopowiedziała Barbara.
Po śniadaniu, zgodnie z zaleceniem zeszły do hotelowego holu.
Około godz. 9,00 do hotelu wszedł młody człowiek w białym stroju z jakimiś
"złotymi" sznurami zapewne oznaczającymi jego stopień. Rozejrzał się po holu
i podszedł do duetu BB i "Marudy" z partnerem, zasalutował i czystą
angielszczyzną się przedstawił: jestem kapitanem jachtu Mary May i zapraszam
na pokład. Potem odwrócił się i skinął na jakiegoś chudzinę stojącego przy
wejściu, wskazując mu plecaki duetu BB.
"Maruda" i jej partner mieli jeden wspólny wielki plecak, pod ciężarem którego
nieco uginał się jej partner. Chudzina bez najmniejszego problemu uniósł
plecaki duetu BB i wszyscy pomaszerowali na przystań. Dobrze, że przystań była
blisko, bo słońce przypiekało wściekle pomimo września.
Mary May była ładnym jachtem, oprócz żagli posiadała silnik.
No, niezły ten okręt - powiedziała Barbara. Czuję się co prawda jakoś nieco
dziwnie, bo ten kapitan to bardzo młody chyba jest, wygląda na naszego
rówieśnika, nie sądziłam, że w tak młodym wieku można być kapitanem.
I nawet całkiem przystojny z niego chłopak - oceniła.
Ty się siostra ciesz, że to nie piętnastoletni kapitan, jak u Verna- zaśmiała się
Bożena. Oprócz kapitana i chudziny było jeszcze trzech członków załogi.
Kapitan oprowadził gości po jachcie, powiedział, że nie będą cały czas
tylko i wyłącznie pływali, że w planie jest wycieczka w góry, część osób jeśli
woli to może spać na lądzie w namiocie, że będą lekcje nurkowania, że przy
zacumowanym jachcie będzie można też pływać pontonami, będzie też łowienie
ryb, bo przecież nie można cały czas jeść konserw.
I jeśli chcą, to można z Alanyi pojechać busikiem do Pammukale, ale wtedy
trzeba tam zapłacić za jeden nocleg.
Wtedy Bożena wyciągnęła dokumenty i pokazała, że one mają tę wycieczkę już
opłaconą i to nie za nocleg mają płacić a za swój posiłek.
Kapitan stwierdził, że ceny w Pammukale są takie, że posiłek i nocleg są
niemal w tej samej cenie.
A tak naprawdę to tam są zawsze tłumy ludzi i on osobiście tam nie pojedzie.
W piętnaście minut później Mary May wypłynęła z portu.
Na jachcie nie odczuwało się już gorąca, duet BB rozpoczął zużywanie kremu
z filtrem ochronnym.Obydwie paradowały po pokładzie w dżinsowych długich
spodniach i dżinsowych bluzach. Maruda ułożyła się na kocu odziana w bikini.
Te, wysmaruj się czymś, bo się spieczesz na czerwono- ostrzegł ją chłopak.
Maruda prychnęła- ja się nigdy nie opalam na czerwono.
Jak se chcesz- tylko żebyś potem nie jęczała jak cię słońce spiecze i będzie cię
piekła skóra. I załóż coś na głowę, bo udaru dostaniesz.
Weź się odwal ode mnie- moja skóra, moja głowa, nie twoja, warknęła Maruda.
Duet BB trącił się łokciami i wymienił uśmiechy.
Jacht płynął wzdłuż brzegu półwyspu, B.B zachwycał widok oddalającej
się Alanyi i spowitych lekką mgiełką gór Taurus. Morze było spokojne, woda
zmieniła barwę z ciemnobłękitnej na zielonkawą.
Z kambuza zaczęły dolatywać całkiem miłe zapachy - kawy i wanilii. Po chwili
jeden z załogantów wyniósł na pokład dwa stoliki a potem tacę z dzbanuszkami
gorącej kawy , małymi fajansowymi czarkami i dwiema tackami jeszcze
ciepłych rogalików.
Oooo, kawa po turecku- ucieszyła się Bożena. No i z fusami - będzie z czego
wróżyć, zauważyła Barbara.
Maruda podniosła swe rozgrzane do czerwoności ciałko z koca- o k....a, tu wieje.
Idę się ubrać, po czym zniknęła pod pokładem.
Po chwili wróciła w płaszczu kąpielowym i zasiadła do pożerania rogalików
i siorbania gorącej kawy.
Wiesz, ja to bym już wróciła najchętniej na brzeg- poinformowała swego chłopaka
A wam się takie pływanie podoba?- zapytała duet.
Nam się podoba, tylko się martwimy bo żadnych ryb nie widać, by pływały.
Będziemy mieć obiad z puszki, a ja lubię ryby z grilla- odpowiedziała Bożena.
Maruda dotknęła delikatnie swego policzka - powiedzcie- opaliłam się już?
Barbara popatrzyła się i powoli odrzekła- tak jakby, na czerwono z fioletowym
odcieniem, nie powinna już pani siedzieć na słońcu. Celowo położyła nacisk na
słowo pani, by podkreślić, że się przecież nie znają.
Maruda porwała ostatni rogalik i pognała do kabiny. Gdy wyszła, B.B z trudem
powstrzymały się przed parsknięciem śmiechem - Maruda miała na twarzy
maskę z jakiegoś kremu i jeszcze nim zdążyła się rozsiąść na pokładzie szybko
wróciła z powrotem do kabiny bo krem wciekł jej do oka, powodując jego ostry
ból. Jej zrezygnowany chłopak powlókł się na dół. Długo nie wracali, potem
słychać było odgłosy kłótni, potem coś mówił kapitan, w końcu wyszedł kapitan
i zaczął przepraszać B.B, że zaszła niespodziewana okoliczność i muszą zaraz
wrócić do Alanyi, bo Marudę strasznie boli oko do którego dostał się krem a
z okiem nie ma żartów i musi szybko znaleźć się pod opieką specjalisty.
No rozumiemy, wracajmy, ale co dalej?- zapytała Bożena. Wysadzimy ich na
ląd i co? - wracamy z powrotem na morze?
Niestety dziś już nie. Załatwię dla pań locum w rodzinnym, małym hotelu,
z wyżywieniem, z basenem, ale będą wiatraki zamiast klimatyzacji.
Fajnie, że będzie basen - ucieszyła się Bożena. A daleko od morza? No nie, ale tak
ze 4 lub 5 km od centrum miasta a idąc na plażę trzeba pokonać przejście przez ulicę,
która idzie przez całą długość Alanyi, czyli ma tak z 10 lub 11 kilometrów. Trzeba
pokonać tę ulicę i jeszcze z 50 metrów i już jest plaża. W sumie ze 70 metrów.
Leżaki można wziąć z pensjonatu za kaucją.
Gdy dopłynęli z powrotem do Alanyi spod pokładu wyszła Maruda z chłopakiem
obarczonym plecakiem. Maruda przy oku trzymała okład z lodu.
Sie narobiło - rzuciła w stronę B.B na pożegnanie. Chłopak tylko wykonał ręką
gest pożegnalny. Może się bał, że jak otworzy usta to za wiele powie?
Kapitan poprosił, by B.B na niego zaczekały w ogrodzie pobliskiej małej kawiarni,
o czymś porozmawiał chwilę z właścicielem i poszedł z Marudą i jej chłopakiem
w stronę kapitanatu. Właściciel w tym czasie zaserwował kawę i po szklance soku
ze świeżo wyciśniętych pomarańczy.
Dopiero teraz zauważyły, że siedzą pod drzewkami na których wiszą pomarańcze,
zupełnie tak jak w kraju jabłka na jabłonkach.
Po godzinie, a może nieco później dotarł kapitan. Gdy B.B chciały zapłacić za kawę
i soki, właściciel stwierdził, że rachunek już jest uregulowany.
A kapitan zgarnął ich plecaki i wsiedli do taksówki, którą on tu podjechał. Jazda nie
trwała długo, w czasie drogi powiedział, że Maruda jest w tej chwili w drodze do
szpitala w Antalyi, a jej chłopak chce by wracali jak najszybciej do Polski. I pewnie
tak zrobią.
Hotel pod który podjechali był dwupiętrowy, z dużym ogrodem, niedużym basenem
otoczonym palmami, bananowcami i jakimiś krzewami, wokół basenu stały stoliki
kawiarniane i krzesełka. Na górze budynku widniała nazwa: IMPERATOR -hotel.
W recepcji część formalności była już załatwiona, boy hotelowy zaprowadził
B.B do ich pokoju, powiedział o której są tu serwowane posiłki i poprosił by gdy
się rozgoszczą zeszły jeszcze na moment do recepcji.
c.d.n
Chyba powtórzę: życie pisze scenariusze jak mu się podoba, nie liczy się z żadnymi planami nawet najbardziej precyzyjnymi. Bardzo ciekawie się zapowiada wakacyjna wyprawa.
OdpowiedzUsuńW pewnym momencie takie rejsy zrobiły się szalenie modne, ale nie wiem czy bym chciała tak codziennie.Lubię żagle, ale raczej "z doskoku".
OdpowiedzUsuń