czwartek, 30 maja 2019

Bardzo samotne wakacje -III

Przy recepcji czekał już na nie kapitan. Przed chwilą telefonował do recepcji chłopak
Marudy z informacją, że oni już nie wrócą do Alanyi, bo Marudzie odwidziało się
pływanie.
No i fajnie- skwitowała rzecz całą Bożena . Współczuję tylko tym, którzy im tę
wycieczkę sprzedali. No i panu, kapitanie odlecieli klienci.Będzie pan stratny, chyba,
że w ich miejsce trafi się ktoś inny.
Żadna dla mnie strata, to są moje wakacje, ten rejs. A Mary May jest własnością
mego ojca i jego brata. Ten pensjonat to też własność rodziny. Tu kwitną biznesy
rodzinne. Do naszego hotelu przyjeżdżają głównie Holendrzy, bo uważają, że nasz
hotel jest przytulniejszy niż te wieżowce na 1000 osób. U nas są trzy posiłki
dziennie, a nie tylko śniadanie i obiado - kolacja. Jest śniadanie, lunch i kolacja,
a właściwie obiado - kolacja, bo zawsze jest coś na gorąco.
A dziś zapytam się siostrę, która też jest tu na wakacjach, czy zechce może z nami
popłynąć. Ona świetnie gotuje , choć strasznie  dużo mówi. Buzia się jej nie
zamyka, czasem się zastanawiam czy przez sen też mówi. Ja ją tu przyprowadzę
na kolację, poznam z paniami i jeżeli mi szepniecie, że się zgadzacie na jej
obecność to jej zaproponuję by z nami pływała. No a teraz polecę  na przystań,
sprawdzić czy wszystko jest w porządku i czy jest klar na pokładzie. Bo jak znam
życie to wieczorem zajrzy tam mój ojciec, bo już wie, że dziś panie tu nocują.
On wręcz kocha tę łódkę, chociaż nie ma nawet  bladego pojęcia o żeglowaniu.
 A  stryj jest dumnym współwłaścicielem i też nie ma patentów żeglarskich.
Jemu wystarcza sam fakt posiadania, pływać nie musi. A ten co wasze plecaki
nosi to jego syn, ma zacięcie do pływania, dobrze  żegluje, ma wyczucie.
No to do kolacji, teraz znikam.
Gdy zostały same zaczęły się śmiać, że wpadły w sam środek jakiejś fajnej
rodzinki.
Bożena, a skąd ty wytrzasnęłaś ten jachcik rodzinny? Jak na nich wpadłaś?
To nie ja wpadłam, ale chłopak mojej koleżanki, który ma świra i zajmuje się
czarterowaniem jachtów wokół wysp greckich. Zna tam całą masę żeglarzy i
właścicieli, a w ubiegłym roku pływał  z tymi i stwierdził, że może ich
polecić, poza tym on wszystko z nimi załatwiał. Dlatego rejs może trwać tyle
ile nam się zamarzy, zapłacone jest za dwa tygodnie, a po rejsie się rozliczają
i zwracają ewentualną nadpłatę. Ale starają się brać tylko "ludzi z polecenia".
Dzięki temu nie ma awantur jak na innych wycieczkach, że kluseczki były za
twarde a kurczak miał za dużo kości.
A zauważyłaś, że ci bracia stryjeczni to jacyś mało tureccy z wyglądu są? Ten
chudzina to pewnie jeszcze dwudziestu lat nie ma, a w niego orzą.
Ej, panno Barbaro, panna zbyt się chyba przypatrywała całej załodze! Jeszcze
rok wcześniej pewnie byś tego nie zauważyła zajęta wodzeniem wzrokiem za
swym "niemal mężem".
Barbara spoważniała. Wiesz, od  dnia wyjazdu z domu ani razu nie pomyślałam
o nim. Tak jakby on wcale nie istniał w moim życiu. I jestem dziwnie pewna, że
on był ze mną głównie z powodu tego, że mógł u mnie mieszkać, miał blisko
do pracy  a ja byłam mało wymagającą partnerką.  Nigdy mi nie opowiadał  nic
o mojej poprzedniczce. A w tej Kuźni wgapiał się w nią nie widząc nic dookoła.
Chyba jednak lepiej, że przypadkiem ich zobaczyłam. Popatrz, mogłam zjeść
ten obiad  bliżej, po drodze do  domu, a coś mnie zagnało do Kuźni. Przypadek?
A może coś/ktoś? nade mną czuwał i chciał mi na czas oczy otworzyć?
Bożena uśmiechnęła się- no cóż- czasem mamy przeczucia, czasem zdarza się
nam dziwny przypadek, zastanawiamy się nad tym a nadal nie potrafimy tego
rozwiązać.
Ciesz się, że cię coś ostrzegło, przynajmniej nie przeszłaś przez rozwód, nie
musiałaś tłumaczyć obcym ludziom dlaczego nie możesz być dłużej z tym
facetem. Nie rozumiem po jakie licho sąd się wcina pomiędzy dwoje ludzi
dorosłych, bezdzietnych i jest wpierw rozprawa ugodowa.  Skoro oboje
nie chcą być razem, bez problemu rozwiązali wspólnotę majątkową, nic od
siebie wzajemnie nie chcą, to po co o rozwodzie ma decydować sąd, to jest
przecież sprawa tych dwóch osób. Powinno wystarczyć wspólne zgodne
oświadczenie w obecności jakiegoś urzędnika państwowego.
Skoro wolę zawarcia ślubu zgłaszają przed urzędnikiem i sąd do tego nie jest
potrzebny, to gdy nie są rodzicami  też powinno wystarczyć zgodne
podpisanie oświadczenia, że nie chcą dłużej być razem.
Na sprawie rozwodowej czułam się upokorzona dopytywaniem się sędziny
czemu nie chcę być dłużej ze swoim mężem. Zabawne, ale na tej sprawie oboje
się zgadzaliśmy w tym, żeby nie wywlekać prawdziwej przyczyny rozwodu.
I może dlatego nadal się przyjaźnimy, rozmawiamy ze sobą, doradzamy
sobie w różnych sprawach. Może to dziwne, ale naprawdę tak jest. On nadal
jest sam, ja też jakoś nie pędzę do trwałego związku choć przelotne, tak dla
higieny miewam.
Bożena, a co jest higienicznego w takim przelotnym związku? - to przecież
zupełny brak higieny- to zupełnie niekontrolowana  wymiana płynów
ustrojowych, wirusów i bakterii.
I tak poważna  rozmowa zakończyła się śmiechem.
Kolacja była nie w  jadalni ale w ogrodzie, serwowana w postaci szwedzkiego
stołu. Pomiędzy stolikami krążyli kelnerzy i nalewali gościom wino w olbrzymie
kieliszki.
Kapitan, tak jak mówił, przyszedł ze swoją siostrą. Duetowi B.B spodobała się
od pierwszego wejrzenia. Bożena, jako że była najstarsza z  tego grona zarządziła
przejście "na ty". Kapitan był teraz nie w stroju  służbowym a w zwykłym , czyli
dżinsy i T-shirt, duet BB  wystąpił w mini sukienkach, podobnie jak siostra
Kapitana.
Obiado - kolacja przeciągnęła się do północy. około 22,00 dołączył też do
towarzystwa  Chudzina. Z żalem wszyscy przyjęli do wiadomości fakt, że rano
jednak trzeba wcześnie wstać, zjeść śniadanie i wypłynąć w morze. Chudzina
zaoferował się, że przyjedzie po duet B.B samochodem, własnym. Rozstali się
wszyscy z wielkim żalem, że spotkają się  dopiero za kilka  godzin.
Bladym świtem znów obudził B.B ryk muezina. Dzięki temu punktualnie o
8 rano były już  spakowane i jako pierwsze zjadły śniadanie. Dwadzieścia po
ósmej przyjechał Chudzina, zabrał ich plecaki i pojechali na przystań.
Na jachcie czekała na nich niespodzianka w postaci  ojca Chudziny. Na oko był
około czterdziestki, starannie  uczesany, o nienagannej sylwetce, ciemne włosy
lekko były przysypane siwizną. Zapytał się B.B czy nie będzie im przeszkadzało
gdy tym razem i on z nimi popłynie. Oczywiście B.B wyraziły entuzjazm,
kapitan sam stanął za sterem i  na silniku wyprowadził jacht z przystani.
W programie tego dnia było pływanie i nurkowanie.
Łowienie ryb zastąpiono kupieniem ich o świcie na targowisku. Wypatroszone
czekały w lodówce na swój udział w rejsie.
Ojciec Chudziny znacznie gorzej posługiwał się  angielskim, ale był wielce
sympatyczny i wyraźnie Bożena zrobiła na nim wrażenie. No cóż, młoda
nieco ponad trzydziestoletnia osoba o sylwetce klepsydry zawsze robiła na
płci przeciwnej wrażenie. A biała tunika, która miała nieco ukryć te wdzięki,
z powodu swej cienkości w jakiś sposób je potęgowała.  Barbara w pewnej
chwili szepnęła do Bożeny - "uważaj, wpadłaś starszemu w oko".
Bożena odszepnęła- wiem, czuję to. Ale jest miły i kulturalny, nienachalny.
Po niemal godzinie dopłynęli do niedużej zatoczki. Gdy zakotwiczyli
"załoga" opuściła 2 pontony na wodę, w jeden załadowano sporo rozmaitego
sprzętu łącznie z dużym namiotem z tropikiem, kapitan poprosił by panie  nim
skoczą do wody założyły i dobrze zapięły swe kamizelki i skakały na nogi, bo
tak będzie bezpieczniej.
Bożena w ostatniej chwili powiedziała- no dobrze, skoczę, ale do brzegu nie
dopłynę, nie umiem pływać!
Tata Chudziny podszedł do niej i powiedział- skoczymy razem, ale przed
skokiem nabierz dużo powietrza. I nie bój się, masz kamizelkę z dobrze
napompowanym kołnierzem, a ja ci pomogę dopłynąć do pontonu i wejść
do niego. I skoczyli razem, trzymając się za ręce. W dwie minuty potem
Bożena siedziała w pontonie a po niej skoczyły Barbara i siostra  kapitana.
Zatoczka posiadała uroczą puściutką plażę. Gdy już zrobiło się płytko
Bożena wygramoliła się z pontonu i brodząc dotarła do plaży. Potem, gdy
obejrzała się za siebie spytała Barbarę - słuchaj, a jak my wrócimy na pokład?
A ta łajba  nam  nagle sama nie odpłynie?. Nie,  raczej nie odpłynie, został na
niej Chudzina, a on ponoć umie dobrze  żeglować i zna się na tym. A na pokład
wejdziemy po  drabince, zapewne.
A niech to licho porwie- sama sobie to zrobiłam, mogłam przecież  zostać na tej
łajbie i nie skakać.
Zamilkła, bo podszedł do niej tata Chudziny i powiedział, że teraz to on nauczy
Bożenę utrzymywać się na wodzie i w ciągu kilku dni Bożena będzie pływała.
Trochę trwało nim Bożena mu uwierzyła że z pewnością nie utonie, gdy położy
się na wodzie a on tylko podtrzyma jej lekko kark.
Zaufaj mi, jesteś bezpieczna, a Bożena  wyczuła w jego głosie jakąś wielką czułość,
troskę i prośbę, chyba niewiele mającą wspólnego z nauką pływania.
                                       ciąg dalszy nastąpi




2 komentarze:

  1. Chętnie bym się zamieniła miejscami z Bożeną, no tak na chwilunię!

    OdpowiedzUsuń
  2. Że też ja jakoś nie wzbudzałam w facetach uczuć opiekuńczych- pewnie to jakiś błąd mojej psychiki i dawałam sygnał "sama sobie super poradzę".

    OdpowiedzUsuń