niedziela, 22 maja 2022

Trudny wybór - 25

W porze  kolacyjnej Jadwiga zapytała  się czy mają  może jakieś  obostrzenia  dietetyczne, bo niemal  wszyscy ich  znajomi mają  jakieś problemy i są na różnych dietach, więc  woli  wiedzieć  z góry, żeby na stół nie  wjechało coś, czego  biedni  goście  nie jadają - po co ma im  być przykro, że na  stole jest  coś, czego  nie mogą jeść. 

Gdy w krótkim  czasie duży, okrągły  sześcioosobowy stół zapełnił się półmiskami, miseczkami, dzbanuszkami i dwoma  dzbankami, Emil zapytał -  a kto jeszcze  będzie razem z nami  zasiadał do stołu,  czekamy jeszcze  na kogoś?

A skądże- odpowiedział Jacek -tylko my będziemy, skąd ci  wpadło do głowy, że jeszcze ktoś  będzie? Jakby nas  było więcej to byśmy jedli w jadalni, tam jest  większy stół i kredens. Emil pokręcił  głową- ale  tu jest  jedzenia na co najmniej 8 osób a nie na  cztery!

A zauważyłeś, że tu jest  wieś a nie  miasto?- spytał Jacek - tu się  bracie , nikt nie odchudza a gości  się podejmuje  czym chata  bogata. Tu jest  wszystko miejscowe a nie  ze  super  marketów. Jak  się nie zje dziś to  powędruje do lodówki i albo się  zje następnego  dnia,  albo powędruje do innych. Mamy tu taki punkt "dzielimy  się" i tam trafia to, czego się ma  za dużo z żywności.  Bo jednak  sporo jest  wciąż biedy poza  dużymi miastami. A już  wypróbowaliśmy, że gdy się tam dostarczy już coś gotowego, to zawsze niemal na miejscu jest  zjedzone.

Ojej- zachwyciła  się Adela- to naprawdę godna  naśladowania inicjatywa. Ja już dawno  zauważyłam, że w Warszawie marnuje się  bardzo  dużo żywności, zwłaszcza  w okresie  świątecznym. Przed świętami ludzie kupują jak  nakręceni a potem nadmiary  lądują w śmietnikach. No i szczury mają full wypas. Ja to jeżeli czegoś nagotuję  za dużo to po prostu  zamrażam a na opakowaniu jest kartka co to jest. I za kilka  dni to  zjadamy. Och, - szalenie  dawno  nie  jadłam jajek faszerowanych, ale  zupełnie  nie miałam głowy do  pichcenia.

A co cię tak odciągało od kuchni?- zapytał Jacek. Praca zawodowa- powiedziała Adela z westchnieniem- bo właśnie  stosunkowo  niedawno  zmieniłam miejsce  swego  zatrudnienia i  musiałam opanować kilka  zupełnie  dla  mnie nowych  rzeczy, pisałam pracę  magisterską, potem  była obrona magisterki, kurs na rzecznika  patentowego no a teraz na początku kwietnia  będę miała  egzamin kwalifikacyjny na  rzecznika  patentowego. Maleństwo- zapomniałaś  dodać że do tego jeszcze  spadło ci na głowę małżeństwo i sprawy  zamiany  mieszkań- przypomniał jej Emil. No tak, zgodziła  się  Adela, ale ty  przy tych dwóch ostatnich sprawach miałeś  niebagatelny udział i ciocia  Helena pomagała i  twój tata.

Jacek  aż przestał przeżuwać i omal  się nie  zadławił pospiesznie połykając i mówiąc - to ty jesteś nie   Maleństwo a "Dużeństwo"! A wyglądasz na  rozpieszczoną panienkę  z dobrego  domu, co dba tylko o paznokietki i ładne  ciuszki. Przepraszam,  nie  doceniłem  ciebie. No to nic dziwnego, że Emil taki wciąż  wpatrzony  w  ciebie - zawsze cenił naprawdę  mądre dziewczyny, tylko że na naszym  wydziale  były  cztery  dziewczyny na krzyż a do tego brzydkie i niezbyt mądre.  A w ogóle on  za dziewczynami nie ganiał, raczej  za nim ganiały a on się opędzał. 

Adela uśmiechnęła  się - Emil też zakwalifikował  mnie  jako  panienkę  z dobrego domu. A ja zaraz po liceum  poszłam  do pracy i  jakimś  cudem  załapałam  się jako sekretarka, a potem  jako  asystent  dyrektora w jednym  z ministerstw. A to taka  dziwna praca - z jednej  strony trzeba  być  samodzielnym i bardzo uporządkowanym, trzeba wiedzieć o  bardzo  wielu  sprawach a jednocześnie  robić  wrażenie z gatunku  " nie wiem o  niczym, ja tu tylko  sprzątam". A czasem trzeba o tego faceta dbać  jak  niańka, pilnować  by  brał swe leki, by jadł i jeszcze wysłuchać poleceń żony czego to  dyrektorowi  nie wolno bo  mu  szkodzi. Dopóki  byłam  tylko  sekretarką to  jakoś  dawałam  radę łączyć pracę i  studia.  Ale praca asystenta dyrektora  wymagała ode mnie wyjazdów z dyrektorem na  wszystkie  delegacje a ja nie  mogłam opuszczać  aż tylu  wykładów. Więc odeszłam ,  a kolega  załatwił mi pracę tu, gdzie   pracował Emil  i ją przyjęłam, zwłaszcza, że przyjęli  mnie  z  niewykorzystanym   urlopem. A że Emil stwierdził, że nadaję mu  się jako personel no to pracowaliśmy i nadal pracujemy  razem. Jak  widzisz Jacku - pozory mylą. A czy jestem  z dobrego  domu - zależy co uważamy  za dobry dom. Dobry  dom  to taki,  w którym  się dziecko  dobrze  czuje i  wspomina  go z sentymentem - a ja odeszłam  z domu i  zamieszkałam  z siostrą mojej matki, która  mnie  naprawdę kocha  niczym  własne  dziecko. I mam szczęście bo ojciec Emila nazywa  mnie  córeczką i zawsze mogę liczyć na jego pomoc.

A dyrektorzy cię  nie podrywali ?- spytała  Jadwiga. Adela  spojrzała na nią uważnie i powiedziała- więcej w tych opowieściach o podrywaniu sekretarek jest bajek  niż  prawdy. Dobra  sekretarka i dyrektor  tworzą  swoisty tandem. Bardzo  często  dyrektorzy zwracają się do  swoich  sekretarek,   z którymi  już długo  pracują, po imieniu, pomijając słowo "pani". Ale to naprawdę nie  znaczy, że one są ich kochankami. Poza tym jest  takie dobre powiedzenie -  jak  suka  nie chce to  pies jej  nie  ruszy. Ostatni  z dyrektorów  z którym pracowałam miał córkę  w moim  wieku,  a był tak  zapracowanym  człowiekiem, że ostatnie  co  mu było potrzebne to jakaś  panienka do  skoku  w bok. Facet  bardzo poważnie  traktował swe obowiązki. Owszem,  znam jedną  sekretarkę która  dała  się  "poderwać",  a tak naprawdę to ona jego  poderwała gdy  miał gość jakiś kryzys   małżeński, bo go częściej nie było w domu  niż był i pani małżonka się  zbiesiła. I teraz pan dyrektor jest  żonaty  i dzieciaty ze swą byłą sekretarką. I są bardzo  dobrym małżeństwem.

A jak się pracuje w biurze  z własnym  mężem?  Bo ja  bym  chyba  nie wytrzymała  być z moim chłopem razem na okrągło - stwierdziła Jadwiga. Adela uśmiechnęła  się - dla  mnie  nie ma  znaczenia  w pracy fakt, że facet przy biurku stojącym na przeciwko jest  moim mężem - po prostu mamy razem  wykonać jakąś określoną pracę - czyli jest  cel nadrzędny, który musi być wykonany,  a to czy wykonuję jakąś pracę z mężem, kumplem czy z kimś  z rodziny nie ma  dla mnie  znaczenia. A jak to odbiera Emil? nie wiem, niech  ci on  powie.

Jadwiga zwróciła się do Emila- no  powiedz,  jak to jest pracować biurko w biurko z własną żoną? Emil wzruszył ramionami - normalnie, ona to dobrze  ujęła - nie  siedzimy tam  w celach  towarzyskich, jest praca, którą trzeba  wykonać. Po prostu nie można mylić  siedzenia  przy biurku z siedzeniem  przy kawiarnianym stoliku. I łatwiej jest  wtedy  gdy to jest żona, bo wiesz, że zaraz po pracy możesz się przytulić, objąć , pomiziać, mieć ją  w  zasięgu  ręki.  Będziemy się starali  zawsze pracować  razem. To wymaga  pewnego zdyscyplinowania od obojga,  ale my to już opanowaliśmy. Niewątpliwie  było nam łatwiej, bo jeszcze przed ślubem  zamieszkaliśmy razem. 

No, to  mieliście  fart, że mieliście  mieszkanie - stwierdził Jacek. Emil uśmiechnął się - mieszkaliśmy w mieszkaniu Adeli i jej  cioci, razem  z nią. Ale mieszkanie  było duże, nieco ponad 100 metrów. A w tym  czasie  stało puste  moje  mieszkanie, o połowę mniejsze, które było w bloku, w którym mieli  wykupione  mieszkania pracownicy instytucji,  w której  pracujemy. Nie  chcieliśmy  nikogo  gorszyć. A teraz  je wynajmujemy i pewnie  sprzedamy za jakiś  czas.

No to  sprzedajcie i  kupcie tu  sobie  kawałek  ziemi jako lokatę - zaproponował Jacek. Emil  skrzywił  się- nie jestem wielbicielem działek. Jeśli to będzie działka budowlana to każą nam coś na niej  wybudować w dwa lata od chwili kupna. A  z działką leśną to wpadną na  genialny  pomysł by  akurat  tu zrobić jakiś rezerwat mchu i  paproci i albo  zwyczajnie ją  zabiorą  albo odkupią za  grosze. To nie jest  wciąż kraj  przyjazny prywatnym inwestycjom.  Prędzej kupiłbym  coś nad  ciepłym morzem. Może  coś do remontu. Najlepiej   w miejscu, gdzie   niemal  cały rok jest sezon, np. w Hiszpanii blisko granicy z Francją. Ciągnie  mnie  do Hiszpanii.  Ciężko coś planować, ale  może wyskoczymy  sami  lub z ojcem i Heleną w najbliższe  wakacje  właśnie  w tamte  rejony. 

A mnie to  się marzy Korsyka -stwierdziła  Jadwiga. Oglądałam  któregoś dnia  film o Korsyce - piękna   wyspa! Ale na  marzeniach  się skończy- nas jest  piątka, a  Korsyka   droga. Mam wrażenie,  że każda  wyspa jest  droga -  zauważyła Adela. Poza  tym to już  spore te  wasze  dzieci i chyba już  wypadły  z różnych  zniżek. Wiesz,  wszystkie  wyspy i  góry  są zawsze  drogie- jest  pretekst  do  windowania cen, bo trudno  tam  dotrzeć. To tak jak z  jedzeniem  w  schronisku na Kasprowym - nawet zwykła   herbata jest  droga i  zastanawiasz  się dlaczego  kosztuje tyle  co lampka koniaku na  nizinie. A poza  tym jeśli  coś jest  czynne tylko sezonowo to się winduje  ceny żeby  zarobić na okres po  sezonie.  Na przykład  we Włoszech w nadmorskich kurortach ceny  skaczą pod  niebiosa zaraz po 30  czerwca - dosłownie  z  dnia  na dzień wszystko w  knajpkach  drożeje. Byłam  wręcz  zszokowana. Dobrze, że pobyt  mi się kończył 2 lub 3 lipca. Ci  co nie  mieli  wykupionych zawczasu obiadów bardzo tego  żałowali. Co prawda te obiady  były paskudne, albo ja  zbyt rozkapryszona.  Poza tym nie lubię owoców  morza, normalnie  mdli  mnie na ich widok i nie jadam tego. Przyswajam  tylko małże wędzone i  zapuszkowane  w oleju, ale tam takich  nie dawali.

Jacek i Jadwiga  nie mogli się nadziwić,  jak straszliwie mało jedzą ich  goście. Czy  wy  się odchudzacie?- spytała  wprost Jadwiga.  

Ja już  się odchudziłem,  zrzuciłem  w sumie 8  kilogramów i od  razu mi się lepiej  zrobiło - stwierdził Emil. Mógłbym jeszcze  trochę  schudnąć, ale Adelka nie  pozwoliła. Podobno teraz  ważę tyle  co  powinienem.  A ona to zawsze je mini ilości --wędliny same, bez pieczywa, mięso  tylko z warzywami, bez kartofli i klusek  i ja  też  często tak jem. A makaron to Adela robi  z cukinii i ładny i smaczny. No i   staramy  się nie jeść ciast. Adelka  ze  słodyczy to jada  tylko gorzką  czekoladę albo owoce  suszone lub jakieś orzechy oblane gorzką  czekoladą. I lody jadam - dodała Adela. Ale  nie  za często. Poza tym mam tylko jednego wytwórcę którego lody  kupuję- jem  tylko lody Grycana, bo są  robione   według tradycyjnej  receptury.

A Emil  to  się  roztył w Meksyku- fasola w różnej postaci i  naleśniki  raczej  nie sprzyjają szczupłej sylwetce. Oni tam  pastę  z fasoli  walą do każdego naleśnika- co z tego, że on jest  z warzywami, skoro ma na sobie warstwę pasty  z fasoli- tłumaczyła Adela. Odchudzał  się by zmieścić się w garnitur, który sobie  sprawił w Meksyku a teraz  był nieco  za ciasny. A musiał iść w nim do ślubu, bo  mi pasował kolorem do  mojego kostiumu. Emil wyciągnął portfel i pokazał im zdjęcie, to które  wisiało na tablicy ogłoszeń w ich biurze.

O rany, ale  fajnie wyglądaliście oboje!-  zachwyciła się Jadwiga.  Kościelny też  w  tym  brałaś? Nie, my nie braliśmy kościelnego  ślubu. I gdyby nie idiotyczne przepisy to byśmy  mogli wcale nie brać  ślubu. Trwałość związku nie zależy od tego  czy  sobie  coś obiecamy tylko we dwoje  bez  świadków  czy też przed jakimś urzędnikiem lub księdzem - powiedział Emil. Gdyby miało to jakieś znaczenie nie  byłoby  tylu rozwodów. Są kraje , w których konkubinat jest objęty prawem. A tu  niestety  nie. Ale zrobiliśmy ludziom frajdę i  wzięliśmy ślub. Jadwiga  przyjrzała  się uważnie  zdjęciu - miałaś  coś bardzo ładnego  na szyi, to złoto?  Tak, złoto, 24-karatowe, naszyjnik należał do mojej mamy i zawsze był przeznaczony dla dziewczyny którą poślubię - wyjaśnił Emil. 

Ojciec ogromnie  się  cieszył, że Adela  go założyła do ślubu. On bardzo się do Adeli przywiązał, jest  jego oczkiem  w głowie,  nazywa ją  Dziecinką, tak jak  kiedyś mówił do mamy. A teraz ojciec  ma  dwie  "Dziecinki" - Adelkę i jej ciocię, z którą  się  ożenił. I odkąd się ożenił to  wyraźnie odmłodniał, tak lekko  ze  dwadzieścia  lat. Miło na  nich  patrzeć - para  wdowców odżyła  za sprawą  miłości. A najważniejsze dla nas,  że oboje w zupełności nadążają  za zmianami, które niesie  ze  sobą teraźniejszość. Nigdy od  mego ojca  nie usłyszysz  gadki zaczynającej się  od  słów "w moich  czasach". Od  samego początku Adela bardzo  mu się  spodobała i to tak, że zaprosił ją  by do nas  zjeżdżała do Milanówka  na weekendy. I zaraz  na początku mi powiedział bym się  zastanowił, przeanalizował swój stosunek  do niej, bo jeśli nie myślę o niej  poważnie to powinienem wziąć sobie  "zawodową  dziewczynkę"  a nie  zawracać  głowę uczciwej panience. W pewnym sensie to Adela przywróciła  mi ojca, to  ona zauważyła, że samotność  mu bardzo nie służy. 

Śmiejemy się często, że mamy  dość osobliwe układy rodzinne, jak  choćby to, że jej ciocia jest jednocześnie jej  teściową,  a dla  mnie jest macochą,  do której  per  "mamo"  zwracałem  się jeszcze  nim wzięliśmy z  Adelą ślub - bo zawsze  była dla  mnie  niesamowicie  dobra i kochana. A na Sylwestra wzięliśmy Adelki rodzonych rodziców i moich do Nałęczowa na kilka  dni w jednym  z tamtejszych SPA. Hotel  super, z basenem, ze  super odnową biologiczną, extra   jedzeniem, bo   śniadania  to było istne  marzenie a w restauracji to oczy  wychodziły na  wierzch jak  wszystko było podane i smaczne i jest to miejsce tylko dla  dorosłych - zero dzieci,  zero domowych  zwierzaków. Basen by cię  Jacku  zadowolił,  bo był z przeciwprądem.  I nieźle  trzeba było się "namachać" by pod ten  przeciwprąd  przepłynąć. Czyściuteńko, zabiegi też na światowym poziomie. Cztery godziny dziennie  bywaliśmy na  zabiegach, a potem odpoczynek w  swoim  pokoju- materace  w łóżkach extra. No i  wszystkie zabiegi razem,  w jednym gabinecie- nikt mi żony  nie macał w osobnym pokoju. Ręczniki  w łazience  zmieniane  codziennie. Nie  było to tanio, ale już po pierwszym  dniu wiadomo  było, że  warto było wydać na to pieniądze. Kilka  dni,  ale człowiek   wypoczął jakby był  miesiąc na  urlopie.  Sam  Nałęczów to  nieco  nudne uzdrowisko,  ale ten ośrodek, który nawet już  w  nazwie  ma informację, że jest dla  dorosłych- jest  super! I będziemy tam na pewno jeszcze nie jeden raz przyjeżdżać. 

Ale  chciałbym  też pokazać Adeli kawałek  Meksyku albo Kostaryki. Ale najpierw to musi zdać ten ostatni  egzamin. I może zmienimy  miejsce pracy. Na razie to wszystko palcem  na  wodzie  pisane. A w ogóle  chciałbym by pojechali też  z nami rodzice, czyli ojciec  z Heleną ale  dla  nich tamtejszy  klimat  może być  zbyt  uciążliwy, wycieczki też, bo nawet ja  dostałem w kość. Pewnie wypadniemy gdzieś  nad  Morze Śródziemne i to  nie  w typowo urlopowym  sezonie - mniej  ludzi i taniej. I może  samochodem, w końcu  mamy w sumie 4  kierowców i możemy jechać  niekoniecznie  autostradami, żeby coś  zobaczyć  po drodze. Nocować  możemy  w motelach wcześniej   rezerwując miejsca.

                                                                   c.d.n.

 

1 komentarz: