Zwolnienie lekarskie plus seria zastrzyków pomogły Adeli wrócić do równowagi. Przestały ją dręczyć złe przeczucia i z nowym zapałem wzięła się do pracy. Całymi dniami "studiowała" korespondencję z Urzędem Patentowym, miała setki pytań do Emila, a on się z tego bardzo cieszył i zawsze niezwykle cierpliwie wszystko jej wyjaśniał. A ponieważ dochodziły go wciąż "słuchy" o tym jak trudno będzie niedługo dostać się na aplikację rzecznikowską i jaki będzie potem końcowy egzamin to ze wszystkich sił pomagał Adeli w przygotowaniu się do tego egzaminu. Poza tym ciągle jej przypominał, że jeśli ona tego egzaminu nie zda, to nic złego się nie stanie. Już sam fakt, że ją dopuszczono do egzaminu ma pozytywne znaczenie.
Co kilka dni telefonował do Emila Arkadiusz i meldował o kolejnych kłopotach ze znalezieniem lokalu odpowiedniego na nową kancelarię prawną. Było jasne, że musi być w centrum miasta, jeżeli na piętrze to koniecznie budynek musi być wyposażony w windę i musi to być lokal kilkupokojowy. Kwestia udziału Emila w tym biznesie była jeszcze wciąż otwarta, bo Emil nie palił się do ruszenia pieniędzy zarobionych na kontrakcie.
Ciągle chodził mu po głowie pomysł dotyczący kupna jakiegoś domu letniskowego w Hiszpanii. Ilekroć Emil zaczynał mówić o kupnie jakiegoś domu w Hiszpanii Adela studziła jego zapał. Tłumaczyła, że każdy dom zostawiony sam sobie niszczeje, a ewentualnym wynajmowaniem go wtedy, gdy oni z niego nie korzystają musiałyby się zajmować dwie osoby- jedna tam, na miejscu a druga w Polsce. No i wiadomo, że nikt nie robiłby tego za darmo. Tak, że praktycznie domek by tam stał, niszczał i generował koszty.
W tej materii wspierali jej argumenty ojciec i Helena. Ojciec nawet przeprowadził kilka symulacji by unaocznić synowi, że to mogą być pieniądze tak zwanie wyrzucone w błoto. Adela z kolei opowiadała mu jak to jest w kraju, że ci co mają działki poza miastem niemal do zimy muszą tam bywać co tydzień, żeby sprawdzić co się dzieje. Tak naprawdę nie wiadomo jak jest na wybrzeżu blisko granicy z Francją, Europa robi się pomału bardzo wspólna w złym tego słowa znaczeniu i pozostawienie domku własnemu losowi może mu "nie wyjść na zdrowie". Poza tym automatycznie człowiek skazuje sam siebie na spędzanie urlopów ciągle w tym samym miejscu.
A co do spółki z Arkadiuszem - ojciec wszedłby w nią, ale tylko jako udziałowiec, bo przecież on nie jest już czynny zawodowo. A pieniądze ma, bo ostatecznie Milanówek sprzedał się świetnie, mieszkanie Adeli także, poza tym on i Helena wpłacili za swoje mieszkanie tylko połowę jego wartości i jeszcze są te pieniądze.
Emil był nieco zdziwiony tym, że mieszkanie ojca nie jest własnościowe a spółdzielcze, no ale w końcu to ojca mieszkanie i Heleny a nie jego. Tak naprawdę nie miało to większego znaczenia dopóki nie chciało się go sprzedać. A jak na razie nie zamierzali się nigdzie przeprowadzać - mieszkało im się tu całkiem dobrze.
Pewnego popołudnia, a tak dokładnie bliżej kolacji zatelefonował do Emila Jacek. Od chwili pobytu Emila i Adeli u Jacków minęły już dwa miesiące. Jacek telefonował, by zaprosić Emila na przedświąteczny weekend, bo urządza "posiad" kolegów z roku. Emil stwierdził, że niestety na pewno nie weźmie w tym udziału bo zaraz po świętach Adela ma egzamin i każdą wolną chwilę on jej poświęca by bezstresowo mogła się udać na egzamin i by zdała.
Na to usłyszał, że jest pantoflarzem, bo kto to słyszał żeby się tak przejmować babskimi egzaminami , wiadomo, że "babeczka tyłkiem zakręci przed nosem egzaminatora i zda bez problemu". Emila z lekka zatkało, potem powiedział, żeby Jacek nigdy, przenigdy do niego nie dzwonił, po czym wyłączył komórkę i zablokował Jackowy numer telefonu. Adela, która właśnie szykowała jakąś sałatkę do podania razem z risottem spojrzała zdziwiona na męża, ale nie zapytała się o co chodzi. Życie już dawno ją nauczyło, że lepiej facetów nie wypytywać od razu tylko spokojnie zaczekać aż sami dojrzeją by powiedzieć co było przyczyną ich gwałtownej reakcji. Tę mądrość życiową zdobyła będąc jeszcze z Kamilem.
Widać, że w niektórych aspektach życia większość mężczyzn reaguje podobnie. W godzinę później gdy już byli po kolacji Emil powiedział Adeli, że telefonował Jacek i zapraszał go na imprezę, którą robi u siebie. A gdy Emil odmówił to Jacek "wypluł" z siebie ową ordynarną opinię na temat kobiet i ich sposobu zdawania egzaminu.
I dlatego mu powiedziałeś żeby nigdy do ciebie nie telefonował? A może tak wyplatał, bo był pijany? Może - przez telefon nie czuć od człowieka alkoholu, ale gdyby nawet powiedział to dlatego, że był pijany to tym bardziej niech tu nie dzwoni. Nie mam ochoty podtrzymywać kontaktów z kimś, kto się upija. Nie chodzę na żadne popijawy, mierzi mnie to. Dziwię się tylko Jadwidze, że to toleruje. A już powiedzenie, że wystarczy by dziewczyna tyłkiem zakręciła na egzaminie i egzamin zaliczony to mnie wściekło. Ciekawe skąd on to wie.
Adela uśmiechnęła się - zapewne z życia to wie. Na pierwszym roku, zupełnie nie wiem dlaczego, mieliśmy również matematykę i trzeba ją było zdać- egzamin był ustny. Na szczęście nie byłam w typie wykładowcy, ale wiem od jednej z pań, że kiedy zaczęła tworzyć na egzaminie nieistniejące teorie by rozwiązać zadanie, pan egzaminator zaproponował jej intymne spotkanie - tak je właśnie nazwał. I było to "intymne spotkanie" po którym przyszła na drugi termin i zaliczyła egzamin.
Kolegowałam się z nią nieco i mi o tym opowiedziała. Ale nie wiem co u niej teraz , bo ostatni raz to ją widziałam zaraz po absolutorium, poszłyśmy do Hacjendy na jakiś lekki lunch, który mi paskudnie zaszkodził. Chyba ta śmietana którą były polane ogórki miała w sobie coś wrażego. A ja sobie pomyślałam, że facet był chyba mocno wyposzczony albo z gatunku "przerżnąć wszystko co jest jeszcze ciepłe i się rusza", bo ona miała tylko buzię ładną i dolne kończyny a reszta do tej ładnej buzi nie za bardzo pasowała. Więc może Jacek też miał wiadomości od którejś z dziewczyn. Tyle tylko, że nie powinien podciągać pod ten wzór innych kobiet.
Emil był wstrząśnięty tym co usłyszał od Adeli. Mileczku, życie po prostu bywa paskudne. Być może, że facet się kiedyś na tym przejedzie.Wiele osób chodzi z dyktafonem w kieszeni żeby nie robić notatek, a może w jakiś inny sposób wpadnie. W każdym razie od razu przestało mi przeszkadzać wtedy, że wyglądam jak nastolatka jeżeli nie jestem w garsonce i na szpilkach.
Egzamin był wyznaczony na wtorek 9 kwietnia na godzinę 10,00.W tym ostatnim tygodniu Adela odstawiła całkowicie kawę, Emil pilnował by kładli się wcześnie spać, po obiado-kolacji, jeżeli tylko pogoda była znośna chodzili na spacer po osiedlu. Przy okazji "odkryli" kilka nowych punków usługowych i różnych sklepów a nawet całkiem sympatyczną kawiarnię. Ursynów nadal się rozrastał, pączkował w różnych kierunkach, ale nadal wszystko było tak rozplanowane, by było sporo zieleni.
Emil chciał na dzień egzaminu Adeli wziąć dzień urlopu wypoczynkowego, ale kadrowa kazała mu się w głowę postukać i zgłosić po prostu służbowe wyjście do Urzędu Patentowego. Przecież pani Adela to nie tylko pana żona, to też pana pracownik, którego pan szykował do tego zawodu- tłumaczyła.
W poniedziałek Emil miał jeszcze rozmowę z dyrektorem "cudnym", który powiedział, że gdy tylko oni oboje zaczną pracę w kancelarii to OBR w dalszym ciągu będzie chciał korzystać z ich usług. On już wie ile to będzie zakład kosztowało i wszystko to jest uzasadnione. I wie, że i inne zaprzyjaźnione placówki też będą korzystały z tej kancelarii.
We wtorek o 9,30 Emil przywiózł Adelę do Urzędu Patentowego. Adela swe zimowe botki zastąpiła szpilkami a botki powędrowały do torby, która zawisła w szatni na wieszaku. Adela była w wełnianej garsonce w popielatym kolorze- a wybrała tę, bo żakiet miał dobre, pojemne kieszenie, które zawierały: dowód osobisty, dwie chusteczki do nosa, tabletki od bólu głowy i tabletki nawilżające gardło, komórkę którą teraz oddała Emilowi oraz 3 długopisy i.....zdjęcie Emila w płaściutkim przezroczystym etui. Pod salę, w której miał być egzamin Adela poszła sama. Emil udał się na wysiadywanie krzesła w barze. Pod salą już było kilka osób i w kilka minut później zaczęli napływać następni. Rzeczywiście były tylko dwie kobiety. Ta druga kobieta była sporo starsza od Adeli. Tak na oko to dopuszczono około jednej czwartej osób. Adela była nieco zdziwiona, bo wiele z tych osób zobaczyła dziś po raz pierwszy. To byli ci, którzy podchodzili po raz drugi do tego egzaminu.
Opiekun grupy otworzył drzwi sali. Stolików było tyle co osób. Adela wybrała stolik w rzędzie blisko drzwi, by nie musiała wędrować przez całą salę gdyby musiała w trakcie pisania na chwilę ją opuścić.
Sprawdzono listę obecności, rozdano arkusze - były już opatrzone nazwiskami piszących, były też opieczętowane. Rozdano też arkusze na brudnopisy, także opieczętowane. Po skończonym pisaniu należało podpisać arkusz w dwóch miejscach- pod skończonym tekstem i na pierwszej stronie przy swoim wydrukowanym nazwisku.
Czas , w którym należało napisać pracę wynosił trzy godziny. Poza tym każdy dostał dużą i małą kopertę opatrzone swoim nazwiskiem, w której był nadany mu znak identyfikacyjny w dwóch egzemplarzach. Po zakończeniu pracy należało obok nazwiska nakleić swój znak identyfikacyjny, czystopis i brudnopis włożyć do koperty, zakleić ją i oddać osobom nadzorującym przebieg egzaminu. Do małej koperty należało włożyć drugi znak identyfikacyjny, zakleić ją, opatrzyć swoim nazwiskiem i przed rozpoczęciem pisania oddać ją prowadzącemu.
Temat bardzo Adelę ucieszył- należało zrobić dokumentację zgłoszeniową wynalazku do ochrony. Coś co już potrafiła zrobić sama, bez pomocy Emila.
Adela na arkuszu przeznaczonym jako brudnopis wypisała sobie tylko wykaz dokumentów, które muszą być napisane by wynalazek zgłosić do ochrony, żeby o niczym nie zapomnieć. Któryś ze zdającym zadał pytanie, które wszystkich wprowadziło w dobry nastrój- no dobrze, a jaki to wynalazek?
Wszyscy wybuchnęli śmiechem a ktoś powiedział- dowolny- może być automat do drukowania pieniędzy.
Adela nie pisała wpierw "na brudno". Przecież robiła to w swojej pracy zawsze od razu "na czysto". Pisała pracę długopisem, który w przeddzień egzaminu dostała od.......kadrowej. Zachwalała, że bardzo wygodnie się nim pisze, nie ślizga się w palcach bo ma nieco elastyczną, cienką nakładkę.
Dwa razy przeczytała to co napisała, w trakcie pierwszego czytania dodała jeden przecinek. Po drugim czytaniu stwierdziła, że już może pracę oddać, więc złożyła równiutko napisaną pracę, równie starannie złożyła brudnopis, wszystko włożyła do dużej koperty, spojrzał na zegarek- właśnie minęły dwie godziny.
Rozejrzała się po sali, większość przepisywała prace z brudnopisu. Zakleiła kopertę z brudnopisem i czystopisem, napisała na niej swój numer identyfikacyjny i podeszła do stolika nadzorującego. Ten spojrzał na jej nazwisko, wyszukał małą kopertę, z jej nazwiskiem, otworzył ją , wyjął z niej znaczek identyfikacyjny, sprawdził z tym na kopercie i nakleił go na zamknięciu dużej koperty.
Szybko się pani uwinęła- zauważył. Dalsze informacje dostanie pani listem poleconym na swój adres. Adela uśmiechnęła się i powiedziała- miłego dnia życzę, do widzenia. Po wyjściu z sali odszukała w pierwszej kolejności toaletę, potem zjechała na dół windą, by odszukać Emila. Siedział w barku i grzebał widelczykiem w jakimś ciastku. Ucieszył się na widok Adeli, przytulił ją i zapytał no i jak? Skończyłam jako pierwsza. Opowiedziała mu co napisała i że wyniki nadejdą pocztą. No, przecież wiedziałem, że dasz sobie ze wszystkim radę. Zaczekaj koło barku, przyniosę nasze rzeczy z szatni, możesz iść w tym czasie do łazienki. Już byłam, zaraz po wyjściu z sali, pójdę razem z tobą do szatni.
c.d.n.
:-)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń