Wieczorem do Emila zatelefonował Tomek- dziękował obojgu, że wzięli ze sobą jego z dzieckiem- mała ponoć cały czas opowiadała babci i dziadkowi co było na tej wycieczce i wyciągając rączkę przed siebie pokazywała jak blisko był Giewont i jakie były ogromne kamienie gdy szli na Sarnią Skałę. No fakt, te prożki skalne były niewiele niższe od niej - zgodził się Emil - przecież ona jest jeszcze malutka, ale to bardzo, bardzo udane dziecko, mądre i bardzo dobrze rozwinięte umysłowo.
Emil powiedział, że następnego dnia chcą się wybrać na Słowację, ale jeszcze nie wiedzą czy aby nie pojadą tylko we dwoje, bo rodzice nie palą się do tej wycieczki. Bo oni to chcą wjechać na Łomnicę, a ojciec nie ma na to ochoty i rodzice nie mają pomysłu na zagospodarowanie czasu gdy młodzi będą na Łomnicy.
Tomek stwierdził, że jeśli ich rodzice nie pojadą, to on chętnie by się na Słowację z nimi zabrał bo mają z teściem pomysł, żeby oprócz spływu organizować również jednodniowe wypady na Słowację, bo teraz w Tatrzańskiej Łomnicy i Starym Smokowcu już cepry mają co robić. I, wyobraź sobie, że nawet moja by pojechała- oczywiście mała zostałaby w domu. No fajnie, to zdzwońmy się za godzinę i doprecyzujemy sprawę- powiedział Emil - bo chyba wtedy możemy pojechać jednym samochodem - po co w cztery osoby jechać dwoma samochodami.
W pół godziny później zapadła decyzja, że pojadą jednym samochodem, ale firmowym, bo teść Tomka potraktował to jako wyjazd służbowy. Linka też pojedzie, bo jak wyjaśnił Tomek, ona jest zazdrosna, bo Tomek podziwia Adelę, bo jego zdaniem jest za co ją podziwiać. Najwyżej Linka wstydu sobie narobi, bo boi się jazdy kolejką, ale pojedzie.
Umówili się na niechrześcijańską jak na urlop godzinę, bo na siódmą rano. Tomek już zamówił dla nich bilety, wjazd mają o godzinie 10,00. No i pojadą służbowym samochodem, a "spływającymi Dunajcem gośćmi" zajmie się ktoś inny, zresztą teść służbowy samochód daje tylko w ręce Tomka. Poza tym nawału turystów jeszcze nie ma. No i sprawdzał prognozę - ma być pogoda. Emil zaśmiał się -ja tam w te prognozy nie wierzę - w górach nigdy nic nie wiadomo. Wiesz jak jest- pogoda to jest zawsze, tylko ludzie nie zawsze dobrze do niej ubrani.
I muszę cię pocieszyć - moja już dwa razy jechała na Łomnicę i chociaż dwa razy miała pietra to jedzie trzeci raz. Obiecała sobie, że opracuje metodę by się nie bać. Doszła do wniosku, że po prostu nie należy patrzeć w dół tylko w górę albo na ścianę góry na wysokości oczu.Trenowała to na oszklonej windzie zewnętrznej jednego z budynków w Warszawie. Pewnie sprzeda ten patent twojej. A za co ty tak podziwiasz moją? Za to, że pracowała i robiła studia, to wcale nie jest ani łatwe, ani proste, ani przyjemne. Przecież wtedy wcale nie ma się życia osobistego, trzeba być wielce zdeterminowanym. I wiele osób poddaje się, a ona wytrzymała. Masz rację Tomku. No to w takim razie do jutra.
Przed pójściem spać Emil zostawił na kuchennym blacie kluczyki od samochodu i dowód rejestracyjny i kartkę z informacją, że jadą na Słowację z Tomkiem służbowym samochodem jego teścia. I że na pewno wrócą późno, ale w ciągu dnia "dadzą głos".
Poza tym naszykował na rano kanapki i picie na drogę, łącznie z energetycznymi batonikami. Wiadomo było, że gdy wstaną tak wcześnie to żadne z nich nic nie będzie jadło. A rozpoczynanie pracy o 7,30 jeszcze tylko utrwaliło ten nawyk. Jak się przekonali to większość osób z biura, w którym pracowali, dzień pracy rozpoczynało od......zjedzenia śniadania i wypicia kawy.
Gdy dotarł do łóżka, Adela, która teoretycznie już spała przytuliła się do niego ściśle niczym balanus glandula do skały lub kadłuba statku, ramię ułożyła na jego klatce piersiowej a swe dolne odnóże na dolnej części jego brzucha, westchnęła z ulgą i zaraz już mocno zasnęła. Emil nim zasnął pomyślał jeszcze o tym, że chyba bez tego wielce oryginalnego pąkla tak mocno do niego przytulonego już nie umiałby zasnąć.
Rano Adela uruchomiła przywieziony z Warszawy expres do kawy, zrobiła cztery porcje kawy i napełniła gorącą kawą termos, ukroiła jeszcze dla siebie i Emila po plasterku szynki i sera "na teraz", kanapki włożyła do termo torby. Ilość kanapek uwzględniała również obecność Tomka i Linki. Przed dom wyszli pięć minut przed siódmą. Było rześko, świeciło słońce, zapowiadał się ładny dzień. W trzy minuty później zajechał Tomek. Obok niego siedziała Linka.
Pojechali Drogą Balzera, nie żyłując tempa i zachwycając się widokami. Przez Łysą Polanę przejechali jak burza, jednak nieźle było być członkiem UE. W Ździarze zatrzymali się na jednym z parkingów by spokojnie , w "pięknych okolicznościach przyrody" jak to określił Tomek, spokojnie i niespiesznie zjeść śniadanie. Słowackie Tatry nabierały turystycznego rozpędu, wszędzie powstawały nowe obiekty nastawione na turystów.
W Ździarze aktualnie powstawała ścieżka w koronach drzew. Właśnie wybudowano wieżę, którą dochodziło się do owej ścieżki. Konstrukcja całości była drewniana, kąt nachylenia chodnika, który spiralnie wznosił się ku górze, umożliwiał wjazd wózkiem osobom niepełnosprawnym oraz osobom z dziećmi w wózkach. W Ździarze już działały termy. Zresztą na całej Słowacji w pasie górskim powstawały całe masy kąpielisk. Nie rozumiem- powiedziała Adela - u nich są ciepłe źródła a u nas nie ma? Przecież to te same góry! U nich jest ciepła woda, a u nas nie?
Halina się śmiała- ależ u nas też są ciepłe wody - wg niektórych woda w basenie na Jaszczurówce, która ma raptem +17 stopni jest to woda ciepła. A że po 5 minutach kąpieli jesteś zmarznięta to twoja wina, nie wody. Ale gdy normalnie woda ma tylko kilka stopni ciepła, to tę co ma 17 stopni jest po prostu łatwiej podgrzać do strawnej dla człowieka temperatury. Na Antałówce też będzie lata moment basen z wodą siarkową. I gdy tylko trochę zacznie zarabiać zaraz zrobią tam SPA, wymodzą extra hotel- już nawet zawiązała się jakaś spółka. Wraz ze zmianą ustroju z socjalistycznego na kapitalistyczny w Zakopanem upadło finansowo masę zakładowych domów wypoczynkowych, zostały wykupione przez prywatnych inwestorów, a ceny dla zwykłego Kowalskiego pozbawiają go możliwości korzystania z tego.
Zauważyłaś, że już nie ma pensjonatów Orbisu? Zauważyłam, kiedyś mieszkałam w takim fajnym, malutkim na Żeromskiego. Nie ma go- odpowiedziała Adela. Pewnie wrócił do właścicieli, bo Orbis go kiedyś odkupił, więc może teraz wrócił do właścicieli- powiedziała Linka. A byłaś kiedyś w Orbisowskim super hotelu koło Szymoszkowej? Wiesz, nad tą nową Drogą Junaków prowadzącą do Kościeliska ? To właśnie z okazji jego budowy gdy go budował Orbis nasz dom przeniesiono na Antałówkę. Ona oczywiście już nie jest Drogą Junaków, tylko Nędzy Kubińca.Tam nadal jest hotel, ale już nie orbisowski. Ceny jak z księżyca, wystrój jak z amerykańskiego filmu o "Dynastii", basen, SPA, parking. Pięć kroków zimą do wyciągu narciarskiego na Szymoszkowej.
No byłam tam kilka lat wcześniej, nawet 10 dni tam mieszkałam- powiedziała Adela. Wydawał mi się dostatecznie elegancki i bardzo dobrze tam karmili. Wiesz, ja ciągle nie mogę polubić tego nowego Zakopanego, nawet te nowe Krupówki mnie wpieniają tą kostką bauma - przecież to beton. Przyjechałam tu po kilku latach nieobecności i bardzo mnie dzisiejsze Zakopane denerwuje. Brakuje mi niektórych punktów gastronomicznych, obiadów domowych "u Pani Zosi", knajpki w drewniaku "U Jaśka"a nawet tego targu na Kamieńcu, do którego zejście zimą groziło śmiercią lub kalectwem. Przeraża mnie to, że na Parcelach gdy kichniesz pod "trójką" to cały rząd odpowie ci na zdrowie. A jeśli w nocy chrapiesz to sąsiad zapewne stuka do okna, że go budzisz swoim chrapaniem.
A kto to był ten Nędza Kubiniec co wysiudał Junaków z nazwy? Podobno poetą i prozaikiem - odpowiedziała Halinka. Ale nie powiem żebym znała jego choć jeden tomik poezji lub prozy. Adela roześmiała się - pewnie "wierszył" białym wierszem, nie rymował. To co było z rymem uznano za poezję, a biały wiersz za prozę. I wiesz co zauważyłam? Straszliwie się tu namnożyło kościołów lub innych tego gatunku miejsc. Dziwi mnie to, bo dość dobrze znam dzieje Zakopanego a górale to za bardzo pobożni nigdy nie byli. No fakt- podsumowała Linka.
Kochani, jedziemy dalej, trzeba na tę Łomnicę wjechać. Tylko weźcie wszyscy kurtki ze sobą, na górze nie będzie upału- bo jednak będziemy na wysokości 2634 metry, wyżej niż na szczycie Rysów. W Tatrach tylko Gerlach jest wyższy i to o całe 21 metrów. A do tego ma mnóstwo szczytów- bardzo długa jest jego szczytowa grań. Ktoś się kiedyś śmiał, że gdyby tam wybudować schronisko to byłoby długie jak węgorz - zapodał Tomek.
Trochę się boję - stwierdziła Linka. A czego? -zapytała Adela gdy stanęły na chwilę razem na parkingu. No, ekspozycji. My nie idziemy na wspinaczkę, więc ekspozycja nam nie grozi - beznamiętnym tonem stwierdziła Adela. Tam jest zapewne tyle samo ekspozycji co na innych tatrzańskich szlakach. Poza tym nie będziemy wchodzić czy też wjeżdżać przewieszką. Szłaś na Kalatówki , z jednej strony miałaś zbocze do góry, z drugiej zbocze w dół. Jakoś nie zauważyłam żebyś przemykała się pod ścianę bo cię stok schodzący w dół "ciągnął". A gdybyś tak zleciała tym stokiem do Kuźnic to byś się nieźle połamała chociaż nie było jeszcze wysoko. Jeśli masz lęk wysokości to po prostu nie patrz się w dół- patrz się w dal, na horyzont albo na przesuwającą się ścianę zbocza za szybą kolejki. A gdy wyjdziemy na tarasik widokowy to nie patrz się pod nogi, bo podłogi wysuniętych "korytarzyków" widokowych są z kratownicy - dość gęstej. Po prostu jak wyjdziesz to patrz się przed siebie a nie w dół. No i nie musisz wchodzić na ten wąski tarasik, możesz sobie stać na szerokim. Zresztą jakby się ktoś pytał one są z poręczami. Jedno jest pewne - Twoje dziecko nie ma lęku wysokości- spokojnie siedziała w nosidełku a przecież Tomek mały nie jest, jest trochę wyższy od Emila, więc dziecko siedziało wysoko. A poza tym przytul się do Tomka to się przestaniesz bać. Nie wydaje mi się by przytulanie się do własnego męża było czymś nieprzyzwoitym. Niech poczuje, że mu ufasz, że liczysz na to, że cię ochroni od wszystkiego złego. To im dobrze robi, nawet więcej niż słowa.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz