Pośmieli się trochę, bo postanowili ubrać się w kurtki jeszcze przed wejściem do kolejki a rozbawiło ich to, że Linka i Tomek mieli oboje kurtki szafirowe a Emil i Adela czerwone. A już myślałam, że tylko my dwoje kupiliśmy sobie kurtki w takim samym kolorze - śmiała się Linka. Ja tu widzę coś jeszcze zabawniejszego - jesteśmy jak z jednej prywatki, to kurtki tego samego producenta, sprzedawane w dość ekskluzywnym sklepie - zauważył Emil. Ale co zrobić, skoro wszędzie kurtka dobra na mój wzrost była za obszerna i wisiała na mnie jak na wieszaku. Ja naprawdę nie mam fioła na punkcie markowych ubrań, ale gdy kupuję markowe dżinsy to nie jestem do nich zbyt chudy, a inne mi wiszą na tyłku. Dobrze, że nie za często muszę porządnie wyglądać.
No fakt, problem jest z tymi rozmiarami - do ślubu to musiałem garnitur szyć u krawca- powiedział Tomek. Ha- a mnie się udało -zmieniłem kuchnię meksykańską na polską i mam z tej okazji garnitury kupione jeszcze w Meksyku. Halina i Adela spojrzały po sobie - obie były wzrostu "prawie 160 cm", szczupłe i ciągle miały kłopot z gotową konfekcją. Halina suknię ślubną miała szytą na zamówienie, a Adela, która miała tylko ślub cywilny miała szyty wcześniej kostiumik. Halinie, gdy szukała gotowej sukni doradzono, by poszukała w sklepach z odzieżą komunijną. No więc szukała w Krakowie, ale sukienki na jej wzrost nie przewidywały absolutnie czegoś takiego jak biust. Więc trzeba było szyć sukienkę.
Gdy wsiedli do wagonika kolejki Emil od razu ogarnął Adelę ramieniem, Tomek zerknął i zrobił to samo z Linką. Dziewczyny stały obok siebie, mężowie za nimi obejmując je. Nie wiem czy wiecie, ale niedługo bardzo się tu zmieni - powiedział Tomek. Na szczyt, jeśli się ktoś uprze będzie się wjeżdżało aż trzema różnymi wagonikami. Etap pierwszy to będą 4-osobowe gondole do stacji "Start" skąd pojedzie się do Łomnickiego Stawu, gdzie będzie całoroczny ośrodek - zimą narciarski, latem letni i stamtąd małym 14 lub 15 osobowym wagonikiem dojedzie się na szczyt. Tu już jest jeden ekstremalny odcinek, bo ostatnie 1867m wagonik pokonuje bez podpór, jest tylko na linie. 300 metrów nad zerwami Łomnicy.I lubię ten moment gdy wagonik wjeżdża w ścianę Łomnicy do końcowej stacji. Tu wszystko chodzi jak w zegarku, dostaniemy karnety z godziną odjazdu. Tu jest nawet jeden czteroosobowy apartament, w którym można przenocować chyba za 500€, ale myślę, że nam jednak szajba nie odbije. No, to szkoda że o tym nie wiedziałem - z poważną miną stwierdził Emil - przecież moglibyśmy tu sobie zrobić noc poślubną. Ale nie mam pojęcia jak wysokość apartamentu wpływa na potencję - podwyższa czy wprost przeciwnie? Zapewne gdyby tak się wybrać na Łomnicę per pedes to wątpię czy nastąpiła by konsumpcja związku. Adelko, a z kim tu byłaś przedtem?- spytała Linka. Byłam służbowo - raz w 6 osób, a raz w cztery. Byłam asystentką dyrektora- pewnie głównie dlatego, że studiowałam prawo jako jedyna z sekretarek w ministerstwie.
Raz to byłam na takiej dużej międzynarodowej konferencji w Czechosłowacji i na zakończenie tu nas przywieźli, a ostatnio z własnym dyrektorem gdy był zaproszony na rozmowy w jednym z zakładów i wtedy była nas szóstka. I bardzo mi się podobała i Tatrzańska Łomnica i Stary Smokowiec. Ale , jak widzę, to minęło kilka lat a tu się bardzo a bardzo zmieniło. Wszędzie coś się buduje. Nie wiem tylko czy to akurat Tatrom służy. Popatrzcie, jedziemy niemal pionowo, zaraz koniec trasy. Gdy jechałam tu pierwszy raz byłam nieco przerażona, każde drgnięcie wagonika na podporze przyprawiało mnie o szybsze tętno a świadomość, że 1867 metrów jesteśmy bez żadnej podpory aż mnie zatykała. A bałam się nie śmierci, ale tego, że może nie umrę od razu, ale na przykład będę leżała ranna i zdychała z bólu. Wiesz, każdy z nas boi się czegoś innego. Boję się śmierci osób, które kocham lub bardzo lubię, to sprawiłoby mi długotrwały ból, no ale jeśli umrę to przecież nie będę sama za sobą rozpaczała. To będzie zadanie innych, nie moje.
Gdy wysiedli z kolejki Adela stuknęła łokciem Linkę i spytała - no i jak, serce w gardle? Nie, a spodziewałam się czegoś gorszego - odpowiedziała. Więcej strachu miałam wjeżdżając na Kasprowy. Adela pokiwała głową i powiedziała - bo tu miałaś dobre towarzystwo, własnego męża i odpornych na histerię znajomych. To teraz tylko pamiętaj żebyś nie patrzyła się w dół gdy staniesz przy barierce i pod nogi, jeśli wyjdziesz na balkonik. Bo kratownica pod stopami robi jednak wrażenie. Tak jak posadzka ze szkła. Teoretycznie wiesz, że to grube szkło i wszystko jest dawno obliczone i sprawdzone, ale gdzieś tam z tyłu głowy kołacze się świadomość, że przecież szkło ma zwyczaj się tłuc. Tak samo jest z kratownicą. Te "dziurki" są nieduże, ale jednak są dziurkami i wyobraźnia pracuje. Ale wyobraźnię można zwalczyć. Wystarczy sobie uświadomić, że jak się ma pecha to nawet miejski chodnik może się nagle akurat pod nami zapaść. Ty to umiesz pocieszyć- zaśmiała się Linka.
Jeśli chcemy się napić kawy i zjeść jakieś ciacho to zróbmy to teraz, widzę jeszcze wolne miejsca. Ja stawiam - ogłosił Emil, wy potem. Bo pójdziemy na kawę i obiad w Smokowcu. A że Tomek chciał protestować Emil powiedział - słuchaj się młodzieńcze starszych, dobrze na tym wyjdziesz. Korzystamy z twoich usług jako kierowcy i twojej benzyny, eksploatujemy twój samochód. Ale to przecież służbowe - usiłował protestować Tomek. No ale to firma Twego teścia a ty i teść to wszak jedna rodzina, kasa wspólna, zacznij myśleć kolego. Mówię ci, słuchaj się starszych i to głównie tych, co ci dobrze życzą. Wcale nie jesteś ode mnie starszy - protestował Tomek. Jestem. Ty jesteś z rocznika Adeli a jestem od niej 10 lat starszy. A wyglądam młodo, bo się dobrze prowadzę, kocham tylko żonę i nie piję, nie palę i się nie łajdaczę z obcymi babami i nie obżeram.
Niemożliwe - stwierdził Tomek, wyglądasz na naszego rówieśnika. Adelko, ty też nie wyglądasz na to, że jesteś z mojego rocznika, wyglądasz na młodszą. Bo blondyni tak mają - powiedziała Adela. On co prawda średni blondyn, z tych ciemniejszych blondynów, ale faktycznie jest 10 lat ode mnie starszy. No a ja robię co mogę by wyglądać poważniej i jakoś mi się to nie udaje- śmiała się Adela. Już nawet zrobiłam się na siwo. To nie jest wcale siwy kolor, to jest popielaty blond - orzekła Linka. Naturalny siwy wygląda inaczej. Ale tobie ten kolor pasuje, fajnie w nim wyglądasz. A jaki masz własny kolor? Oj, już nie pamiętam, farbuję włosy od 17 roku życia, czyli od matury. Ale też był to dość ciemny blond. Ale już byłam nawet czarnowłosa, a potem ciemnym brązem farbowałam. Ale Emil wie tylko jak wyglądam w tych popielatych włosach. I niech tak zostanie.
No to co, idziemy obejrzeć krajobraz? Bardzo możliwe, że będziemy mogli wcześniej zjechać na dół, te 50 minut to maksymalny czas pobytu tutaj. A wiecie , że tutejsze obserwatorium astronomiczne jest bardzo znane i cenione na świecie? No bo jest na takiej dużej wysokości.
Wyszli na otaczający tarasik widokowy, Linka kurczowo uczepiona ramienia Tomka, jakby w obawie, że ją zmiecie jakiś nagły podmuch wiatru, którego nie było. Pomimo posiadanej "ściągi" Adela nie potrafiła rozpoznać poszczególnych szczytów tatrzańskich, co ją bardzo denerwowało. Potrafiła jedynie orientacyjnie rozgryźć gdzie co się znajduje. Nad Łomnicą, jak zwykle zbierały się chmury. Adela ze złością schowała kartkę do kieszeni mówiąc - chyba następnym razem to będę musiała wziąć ze sobą lornetkę. Razem z Emilem poszli na "balkonik", na którym bezwstydnie cię całowali i co zostało uwiecznione na fotce zrobionej komórką Tomka. Linka wolała jednak nie wchodzić na balkonik i nikt zresztą jej nie namawiał.
Na dół zjechali po 40 minutach pobytu na szczycie. Tym razem Adela patrzyła z lekkim przerażeniem na nowe inwestycje, które oczywiście przyniosą miejscowym spore zyski finansowe, ale na pewno przyniosą też ze sobą sporą degradację środowiska naturalnego. Budowa tej kolejki już wniosła sporo zamieszania w okolice Łomnickiego Stawu, który jest na wysokości 1761 metrów i okresami wysycha, bo budowa kolejki naruszyła równowagę w przyrodzie. A teraz w tym miejscu ma powstać nowa inwestycja, która latem i zimą będzie gościć tysiące ludzi, co przyrodzie nie wyjdzie na zdrowie. Przyszło jej na myśl że jeszcze trochę i Łomnicki Staw będzie napełniany wodą tak jak basen. Bo wyschnięty staw nie dość, że nie wygląda ładnie to do niczego się nie nadaje.
Emil, który "od zawsze" obserwował Adelę spytał - co cię tak zasmuciło kochanie? Adela ciężko westchnęła- bo się zastanawiam nad tym, czy dziś aby nie ostatni raz widzieliśmy Łomnicę jeszcze taką jaką widzieli ludzie na początku dwudziestego wieku. Przecież ludzie bez opamiętania zmieniają swoje otoczenie tworząc różnego rodzaju Disneylandy. Jesteśmy szalenie ekspansywnymi istotami i zaczynam wierzyć w to, że kiedyś sami siebie zniszczymy, albo, żeby przetrwać jako gatunek będziemy zmuszeni do znalezienia innego miejsca pobytu. Oczywiście doceniam fakt, że mogłam popatrzeć z takiej wysokości na Tatry, ale prawdę mówiąc to i bez tego bym przeżyła. Albo starałabym się, jak wielu innych przed nami, po prostu wspiąć się na szczyt jak robili to inni. A za kilka lat nasze Zakopane też będzie zdewastowane i zdeptane. Mam tylko nadzieję, taką wielce egoistyczną, że ja tego nie zobaczę na własne oczy.
No to jedziemy do Starego Smokowca. Tych Smokowców jest od groma i trochę- Nowy, Górny, Dolny i jeszcze jakiś- powiedziała Adela. Ale dla mnie najpiękniejszy jest Stary Smokowiec, ten najstarszy, nad którym góruje Sławkowski Szczyt. Miasteczko rozwinęło skrzydła głównie w XIX wieku, gdy zbudowano w latach 1839 -1850 budynki sanatoryjne, a w 1904, dla mnie cudny, budynek Grand Hotelu. No i mnóstwo tu naprawdę ślicznych starych willi. Niestety w czasach słusznie minionych, gdy zapadła decyzja, że w 1970 roku właśnie tu się odbędą narciarskie mistrzostwa świata pomiędzy te piękne domy z poprzedniego stulecia upchnięto kilka paskudnych ale pojemnych i względnie tanich betonowych budynków. A w 2004 roku huragan zniszczył całkowicie okoliczne lasy i te szkody usuwano całe dwa lata. Ja tu byłam jeszcze przed huraganem nie wiem jak tu jest teraz. Z prasy wiem, że jest tor saneczkowy czynny całodobowo i poszerzona trasa narciarska. No i trwa nadal zalesianie.
U nas też huragan narozrabiał- powiedziała Linka. A chałupa trzeszczała tak, że się zastanawiałam czy się aby nie rozleci. Ale dobrze ją poskładali po rozłożeniu. Tak naprawdę to podziwiałam tych co ją rozbierali a potem składali w całość. Robili cała masę znaczków a oprócz tego były jeszcze jakieś opisy. A długo byliście bez domu? Długo, ja to mieszkałam wtedy u babci, a rodzice u jednej z sióstr ojca. A chałupa to przy każdym halnym jęczy jak potępieniec. Mama mówi, że zawsze jęczała, ale mnie się wydaje , że dopiero od tej przeprowadzki.
No na pewno zawsze w czasie halnego jęczała- stwierdził Tomek, ale ty byłaś w niej od niemowlaka więc te wszystkie dźwięki były dla ciebie naturalne a nie dziwne bo nikt ci na nie zwracał uwagi. Potem jakiś czas mieszkałaś w murowanym domu i gdy wróciłaś do domu z bali, "pracującego" w czasie halnego to te dźwięki zwróciły twoją uwagę.
W Starym Smokowcu zjedli obiad w starej restauracji, której wnętrze nieodparcie kojarzyło się z oranżerią. W dużych donicach rosły palmy i bliżej im nieznane oryginalne rośliny obdarzone ogromnymi, ciemnozielonymi liśćmi. Było cicho i bardzo przyjemnie. Zamówili pieczone pstrągi z młodymi kartoflami i dużą ilością koperku. Dziewczyny "załapały się" na białe wino, panowie ograniczyli się do miejscowej wody mineralnej. Gdy kelner podał pstrągi cała czwórka wytrzeszczyła oczy - te pstrągi były.....bardzo duże. A może to jakieś inne ryby? Ja jeszcze tak dużych pstrągów nie widziałam na talerzu - stwierdziła Adela. Tomek roześmiał się - kochani, to nie jest jeszcze sezon, więc biedne pstrągi mogły sobie spokojnie rosnąć. W pełni sezonu to one nie mają szans dobrze dorosnąć i są wielkości płotek. Pstrągi naprawdę bywają duże. Zobaczcie , są podane na półmisku dobranym do ich wielkości. Zresztą tu w karcie nie ma innych ryb. To zresztą nie dzikie pstrągi, ale z jakiejś hodowli na którymś ze strumieni. Te pełnowymiarowe pstrągi były naprawdę pyszne. Na deser zamówili truskawki z bitą śmietaną i kawę.
No to w jednej sprawie mam pełną jasność - na urlopy należy jeździć albo tuż przed sezonem albo zaraz po jego zakończeniu - stwierdziła Adela. A w wakacje trzeba być w Warszawie- naprawdę Warszawa w lipcu i sierpniu jest całkiem dobrym miejscem. Nie ma korków w godzinach pracy i tłoku w komunikacji. Czyli - trzeba brać urlop na początku czerwca albo września. Udało się nam przejść bez obijania się o ludzi Kościeliską i Chochołowską, na Gąsienicowej nie trzeba było stać w kolejce do toalety, co ponoć w sezonie jest normalką no i było czysto. Tu udało nam się od ręki załapać na Łomnicę, nie mieliśmy nigdzie korków. Wyjazdy nad cieplejsze niż Bałtyk morza to trzeba realizować najlepiej na początku września, chociaż jak mi mówiła taka jedna bywała w świecie, na Cypr to i w październiku można-w dzień temperatura powietrza to 27 stopni a wody 24. Tylko noce są już chłodne - 16 stopni w nocy. Tyle tylko, że tak długo można sobie w tych terminach pojeździć dopóki nie ma się dzieci lub nie są w wieku szkolnym.
c.d.n.
:-)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń