środa, 8 lutego 2023

Lek na wszystko?- 53

 Nie wiadomo dlaczego,  ale tak jakoś jest, że wszystkie urlopy i inne dni  wolne od pracy mijają szybko, przelatują niczym pociąg expresowy koło przejazdu kolejowego. Minęły  święta, pogoda nadal była zupełnie niemiła,  Warszawa nie prezentowała  się ładnie w okrywie brudnego śniegu - tata dostał "zakaz opuszczania  koszar indywidualnie", bo nocą wszystko podmarzało i było na ulicach ślisko, chociaż osoby zatrudnione  na etatach dozorców  bardzo starały się, by chodniki były dobrze oczyszczone. 

 Postanowiono, że w sylwestrowy wieczór  nie spotkają się , zobaczą  się dopiero w Nowy Rok na  lunchu  i najwygodniej  będzie, gdy to Alina i Kris przyjdą  bo, jak powiedziała Teresa, znacznie łatwiej jest spolaryzować  Aleksa w domu - jeżeli nie  będzie spał, to będzie po prostu siedział a tak  dokładnie to przemieszczał się  w kojcu. 

Kris zauważył, że można  przecież przenieść kojec w częściach do nich, ale Teresa spojrzała  się na niego takim wzrokiem, że zaraz zamilkł,  a Kazik powiedział - jeszcze  trochę bracie a zrozumiesz dobrze co to znaczy małe  dziecko w domu. Chyba zbyt rzadko u nas  bywasz, skoro jeszcze tego nie  zrozumiałeś. Minął czas gdy można go było wszędzie w wózku lub w nosidełku ustawić, zatkać dziób smoczkiem i mieć święty spokój. Przygotuj się psychicznie na to, że już nic nie będzie takie jak przed urodzeniem się dziecka. 

To swoiste trzęsienie ziemi, które niemal wszystko w domu zmienia.  Po prostu nagle priorytetem staje się "bobo".  Gdy słucham opowieści kolegów w pracy, dochodzę  do wniosku, że Aleks jest super grzecznym i spokojnym dzieckiem. Nie wiemy co to jest nieprzespana noc z powodu płaczu  dziecka. My nawet nie wiemy tak naprawdę jak on płacze. Jego płacz to słyszałem tylko gdy go wyjęli z brzucha Tesi. I chyba raz u pediatry na rejonie, bo go obudziła  badaniem i się wystraszył. Teraz mamy prywatnego pediatrę i mały nigdy u niego nie płacze. A  jeżdżę z nimi do niego na każde badanie. Facet jakoś tak go szczepi, że mały nawet nie  wie, że go kłuje. Wie która szczepionka boli w chwili wprowadzania i wtedy bardzo pomału wstrzykuje. Nie rzuca go na  zimną szalkę wagi, zawsze na  niej jest gąbka i cienka pieluszka tetrowa. I zawsze do małego przemawia i zagaduje i chyba Aleks uważa go kawałek rodziny. I będzie  się małym opiekował do ukończenia przez niego siedmiu lat. Bo według niego wtedy już dziecko nie podlega opiece pediatry. Tyle  tylko, że teraz w Polsce pediatrzy mają się opiekować dzieckiem aż do pełnoletności. A zdaniem naszego lekarza niemowlę a dziecko powyżej 7 roku życia to dwie  różne bajki.

A nas też by wziął pod opiekę? - zapytał Kris. Zadzwonisz do niego, powiesz, że ma już pod opieką dziecko nasze i czy w takim razie wziąłby i twoje dziecko- poinformował brata  Kazik. Tylko może zaczekaj aż się dziecko urodzi. Do noworodków to on przyjeżdża do domu. A wagę to weźmiesz od nas- wpierw ją tylko wypożyczyłem a potem ją kupiłem. Wypisała wam chyba Tesia co dostaniecie dla swego niemowlaka. 

Ona nie  tylko nam wypisała, ona już się pozbyła tego, co dla Aleksa za małe - powiedział Kris. I nie mogę  się oprzeć wrażeniu, że niemal niczego nie trzeba będzie dokupować.  Smoczki  dokupicie - powiedziała Tesia. Tylko weźmiesz sobie  na  wzór jakie to mają być.  Małe butelki macie, sobie  zostawiłam  jedną, możesz dokupić ze 3 lub cztery większe, ale też nie od razu. Podgrzewacz trzeba kupić, on się  długo przydaje. Spisz  sobie producenta - ten już jest sprawdzony. Pierwsze łóżeczko też już możecie od nas wziąć. Jest spakowane, tylko trzeba je wyciągnąć z piwnicy.  I mała  wanienka z wmontowanym leżaczkiem do kąpieli też jest. Aleks, gdy już będzie sam wędrował na nóżkach, to będzie się kąpał w kabinie pod prysznicem. Teraz się kąpie w szwedzkiej składanej wanience - kupiliśmy ją tam gdzie  wózek, razem ze stelażem- też składanym.

Możecie się ze mnie  śmiać, ale mam wrażenie, że dopiero co Aleksa urodziłam a dziś doznałam niemal szoku, bo on dziś rano  stał w  swoim łóżeczku i niczego się nie trzymał - mało tego usiłował wydłubać oczy zabawce. No i stąd wniosek, że kupując jakąś zabawkę z oczami trzeba sprawdzić, czy aby dzieciak jej nie rozmontuje.

Fotelik samochodowy razem z osprzętem i wózek dostaniecie w styczniu - my już musimy kupić dla Aleksa nowy fotelik. I nowy wózek, typu spacerówka. I chyba też zamówimy w tym samym sklepie, w którym kupowaliśmy wtedy- oni od  razu montują wtedy w  samochodzie uchwyt do fotelika. Ja  sam nie  będę tego montował- dają nawet gwarancję na montaż  - powiedział Kazik. Możemy wtedy pojechać w dwa samochody i wtedy ci od razu zamontują ten uchwyt w samochodzie.

Coś mi się wydaje, że trzeba będzie nieco przemeblować nasze  mieszkanie i "graciarnię" przerobić, czyli zamówić szafy i będę musiał zrobić remanent i ani chybi część zawartości graciarni zlikwidować ewentualnie przenieść do piwnicy. Bo, wstyd  się przyznać, nawet nie bardzo wiem co tam jest. Mam podejrzenie, że część z tego co się miała kiedyś przydać nigdy  się nie przydała, bo  po prostu zapomniałem o  tym, co tam zostawiłem.

Oooo, to super! - ucieszył się Kazik.  Przejrzyj  braciszku, przejrzyj, może  znajdziesz  moją rakietę tenisową- kiedyś ją u ciebie zostawiłem i też o niej  zapomniałem. Ma na uchwycie naklejkę z napisem KAZ.  Swoją drogą nie wiem skąd ten pomysł, byśmy obaj  mieli imiona zaczynające  się tą samą literą. Przez  to mamy identyczne inicjały. 

To przez ciebie - powiedział Krystian - pytałem  się kiedyś o to mamy. To przez  to, że chciałeś mieć siostrę a nie brata i miała to być Krystynka. No a urodził się  chłopak, więc chyba na otarcie twoich łez nazwali mnie Krystianem.  Teraz to mi to imię nie przeszkadza,  ale w szkole to mi dokuczali bo mówili albo "Krystek z Warszawy" albo "Krysiak". A "Krystek z Warszawy" to nawet była książka. Napisała  ją żona Władysława Broniewskiego, która była pedagogiem i autorką książek dla  dzieci i młodzieży. Ale nie bardzo wiem o czym była ta książka, bo jej nie czytałem. Bo lektury szkolne jakoś kiepsko mi wchodziły do głowy. W moim odczuciu to były straszne te lektury. Mdliło mnie gdy je czytałem, a rodzice mnie tylko pocieszali mówiąc, że ty też te same książki czytałeś. W "Chłopach" znalazłem twoją notatkę, z której jasno wynikało, że nie  byłeś zwolennikiem kochania się pod stogiem-  "ani to ładne,  ani wygodne" napisałeś. Dopisałem do tego "racja, słoma w tyłek drapie i mrówki gryzą". Gdy  się przeprowadzałem książkę dałem do jakiejś biblioteki. Ciekawe  czy ktoś  się do naszych notatek dopisał.

Nooo, dobrze  wiedzieć, że byłeś Ziku chłopakiem dbającym o wygodę partnerki i o estetykę - śmiała  się Teresa. Wyobrażam  sobie  minę pani bibliotekarki gdy  zobaczyła te  notatki. Ołówkiem były napisane? Tak, ołówkiem, tyle że kopiowym. Ale nie wiem, czy widziała to jakaś bibliotekarka.  Jeśli to była dobra bibliotekarka, to raczej  wpadła na pomysł, by książkę przejrzeć  nim trafi na półkę- twierdziła Teresa.  Zwłaszcza, że była to książka z darowizny. Kiedyś chciałam oddać do biblioteki sporo swoich książek i panie w bibliotece  nie chciały tej darowizny, bo mają wtedy sporo pracy, muszą każdą książkę dokładnie przejrzeć , wycenić ile ona  kosztuje  aktualnie, spisać protokół, założyć kartę książki no i kartę katalogową. A ja przywiozłam wtedy ze trzy walizki książek, czyli tyle, ile one w roku dostają na stan  nowych. No to zgarnęłam wszystko z powrotem i zawiozłam na zbiórkę książek dla Polaków na Litwie. Nie wiem co się z nimi potem stało, ktoś twierdził, że były wysyłane  na Litwę ale nie do bibliotek a na.....rozpałkę. I teraz   raz na jakiś czas, gdy już nie mam miejsca na półce to część książek pakuję w pudła i wynoszę do piwnicy. Mój były mąż gdy go wyrzucałam z domu to nie  miał do zabrania ani jednej książki- on książek nie kupował, tylko korzystał z biblioteki. I na mnie  się wydzierał, że ja ciągle kupuję książki. Zresztą on nie miał zwyczaju czytania książek - preferował kolorowe czasopisma. Ze mnie to się śmiał, że ciągle coś czytam. Ja czytałam, a on siedział wciąż  z nosem w telewizorze i ciągle oglądał filmy z serii "zabili go i uciekł".

Krystian uśmiechnął się- szczerze mówiąc, to nie bardzo mogłem zrozumieć dlaczego za niego się wydałaś. To był wredny facet - w mojej ocenie.  Powiem ci - sprawa była prosta-  był ode  mnie te niemal 9 lat  starszy i mi imponowało, że taki tyle ode  mnie  starszy facet gada mi same  fajne  rzeczy a na dodatek się mną zachwyca jaka jestem śliczna itp. Jego rówieśnik co prawda bardziej mi się podobał, ale obskakiwał inną, a na dodatek  się z nią ożenił, więc nie przeanalizowałam solidnie  sprawy i się za debila wydałam. Na szczęście byłam na tyle mądra, że nie dałam sobie  zrobić dzieciaka i byłam na tyle podła, że nie wiedział, że  cały czas brałam tabletki. Był pewny, że to jego  zasługa, bo on "uważa". Bo widzisz Kris, ja jestem z tych bab wrednych.  Cały czas  się przyjaźniłam z Kazikiem, nawet mu "świadkowałam" na  sprawie rozwodowej. Od początku wiedziałam, że moje małżeństwo było nieudane i miałam zamiar się rozejść gdy Robercik wyjedzie na placówkę, bo ja nie chciałam wyjeżdżać. Byłby trwały rozpad związku z uwagi na odległość pomiędzy Moskwą a Warszawą i rozwód przeszedłby jak burza. Ale pan wszystkowiedzący podłożył się i jeszcze  zapłacił za rozwód.  Nie mam pojęcia co on powiedział swojej matce, ale pewnie głównie to, że ja nie  chciałam jechać do Moskwy na cztery lata. Moja była teściowa mi powiedziała kiedyś, że po to się jej synek ożenił, żeby miał mu kto obiady gotować, w  związku z tym on jadł u  niej  a ja w restauracyjnym barze. Na początku to nawet gotowałam, ale  szybko się znarowiłam. Jemu moje  gotowanie odpowiadało, no ale skoro nawet palcem nie kiwnął by mi pomóc, no to przestałam gotować. Zresztą ja naprawdę byłam po ośmiu godzinach pracy kompletnie wykończona. Dobrze, że  w pobliżu był ten barek i zawsze około  czternastej  "wyskakiwałam" z pracy na jakiś lunch.  Z reguły  sama, a czasem razem z Frankiem, a czasem do Wedla na gorącą  czekoladę. To dawało "kopa" - jednak dobra  czekolada działa  cuda. 

Do którego Wedla- zainteresował  się  Kris. No to do tego głównego, który jest od lat na rogu Szpitalnej i Górskiego. Tam jest malutka  pijalnia czekolady. I ja nic o tym nie wiem? - zdumiał się Krystian. Uwielbiam gorącą  czekoladę! Muszę zabrać tam  Alinę - Teresa skrzywiła  się - to raczej kiepski pomysł- wybierzesz  się tam  z nią, gdy już urodzi i przestanie  karmić. Możesz oczywiście  kupić dla  niej dobrą, gorzką  czekoladę, ale może jej zjeść jednorazowo jedną kosteczkę na kilka  dni. Jest bardzo  zdrowa, ale czekolada powoduje  zaparcia, a ciężarna i tak ma już kłopoty z jelitami, bo małe rośnie i na  wszystko uciska. Możesz wpaść na czekoladę razem z Kazikiem. 

Nie może wpaść ze mną na  czekoladę, bo ja nigdzie  nie  wpadam bez ciebie. Co najwyżej to mogę kupić czekoladę do picia i możemy ją sobie zrobić w domu- zaprotestował Kazik. I jeszcze  małe  sprostowanie do tego co ty powiedziałaś - największym idiotą w tym towarzystwie to byłem ja, bo cię po prostu  nie  doceniłem- nie podejrzewałem, że  to ty jesteś mi przeznaczona, poza tym nie planowałem  się wiązać  małżeństwem, a wg mnie  byłaś  za porządną dziewczyną byś była tylko do łóżka. Znałem  cię przecież, bo nasi  rodzice  się znali. Wiedziałem, że  jesteś porządną  dziewczyną z dobrego domu, że masz dobrze poukładane  w głowie, że jesteś  mądra. Nie miałem śmiałości  by ci zawrócić w głowie i wykorzystać cię.  Nie wiem  czemu  zakładałem, że byłby to tylko przelotny romansik, a ty zasługiwałaś  w moim odczuciu na poważniejszy związek.  I przez moją durnotę straciliśmy tyle czasu!  Ale jak widać jak coś komu pisane tak być musi. Wycierpiałem  się kochając  cię i nie mogąc być z tobą. A teraz  to jestem tak zupełnie  zwyczajnie  szczęśliwy, bo jesteśmy razem.  Był i jest nadal jeden ogromny plus tego  wszystkiego - dzięki temu, że  się przyjaźniliśmy tak bardzo długo to dobrze poznaliśmy  się wzajemnie. I zapewne dzięki temu tak dobrze  się rozumiemy. Jesteś całym moim światem... Dalszy  ciąg wyznań przerwał dźwięk  telefonu Kazika.  Spojrzał na ekran i  szybko się zgłosił- to telefonował "szef". Chciał by  Kazik umówił go ze swym bratem. Możliwie dość szybko na początku roku. Nie ma problemu - mój  brat właśnie obok mnie  stoi, więc on z panem sam porozmawia. A pan jest może w Warszawie? Przypominam, że zaproszenie do nas jest nadal aktualne. No to oddaję telefon  bratu, na  razie szefie. Kris wziął telefon i wyszedł z nim do kuchni. W chwilę po nim wyszedł do kuchni Kazik z kartką w ręce, na której napisał - nie podawaj mu kosztów, ja wszystkie pokryję. Krystian pokiwał głową, że rozumie i oddał mu kartkę z powrotem. W kwadrans potem wrócił do pokoju mówiąc - pozwoliłem  sobie zaprosić twego szefa na nasz rodzinny lunch w Nowy Rok. Przywiezie wtedy papiery jakie ma. Wygląda mi facet na rzeczowego faceta, który już przebolał rozpad związku. Ale sam nie  zamierza występować o rozwód- jemu nie przeszkadza nieobecność szanownej małżonki, niech ona wnosi sprawę rozwodową, jeśli oczywiście chce rozwodu. Z tym, że ona nawet nie szepnęła nic o rozwodzie. A on nie  zamierza się z jakąś nową panią wiązać małżeństwem i mu rozwód nie jest potrzebny. Sprawa  raczej nie jest skomplikowana, dzieci  nie mają, za to mają rozdzielność majątkową no i on chce trochę tego posprzedawać, tylko muszę sprawdzić jego papiery czy  wszystko tam jest w porządku i  nie budzi żadnych wątpliwości. Przyjedzie przed godziną 14,00, no bo go zaprosiłem na lunch. Po lunchu z nim zrobię  wywiad i przejrzę papiery. Bardzo dobrze - stwierdził Kazik - możecie  sobie siedzieć w moim gabinecie, my będziemy  w dziennym pokoju i nikt  wam nie będzie  przeszkadzał.  Twój szef twierdzi,  że gdy tylko mu przyszło na  myśl, żeby skasować tę rozdzielność majątkową to przyszedł list od jej siostry by ona  do niej przyjechała i trochę jej pomogła, bo ona jest po operacji. W związku z tym się wstrzymał, bo nie widzi powodu, by jej siostra miała korzystać z tego, co on odziedziczył po swoich rodzicach.  Bardzo mi się podobało bo powiedział, że ta  siostra to wykończyła  swego męża Kanadyjczyka- wyszła za  niego naga i bosa i już zdążyła owdowieć i wszystko po nim odziedziczyła. A twój szef ma jakieś dziecko, dorosłe, nieślubne, ale je uznał bo musiał - badania genetyczne były robione dwukrotnie i wykazały, że to jego dziecko. No i chce to dziecko zabezpieczyć nim szanowna żona ewentualnie  wróci z Kanady, bo on nie  wierzy, że ona nigdy nie  wróci. No chyba, że wyjdzie tam za jakiegoś faceta. No ale do tego musiałaby mieć wszak rozwód.

                                                                   c.d.n.

2 komentarze: