piątek, 28 kwietnia 2023

Lek na wszystko? - 103

 Dni mijały niepostrzeżenie. "Słodziak", bo tak  go przechrzcili obaj  dziadkowie,  przesiadł  się na rowerek z pedałami. Jeden  dzień  biegania przy nim i korygowania jego sylwetki i odruchów wystarczył by mały jeździł samodzielnie. Określenie "mały" nie było adekwatne do jego osoby - ostatnie pomiary u pediatry wykazały, że  Alek waży 14 kilogramów i ma 96 centymetrów  wzrostu. A ponieważ na badaniach bilansowych był z obojgiem rodziców już na pierwszy rzut oka, jeszcze  przed mierzeniem i  ważeniem lekarz powiedział- poszedł w tatusia- jest w górnych granicach  wzrostu i w niższych granicach  wagowych. Po badaniach powiedział, że chciałby aby wszyscy jego mali pacjenci tak  się rozwijali jak Aleksander. Poza tym widać, że dziecko nie jest trzymane w czterech ścianach, jeszcze  trochę mocno sepleni, ale już zaczyna wymawiać wiele słów prawidłowo, a poza tym nie  jest lękliwe i  z tego widać, że jest pełnoprawnym  domownikiem. No i można już z nim porozmawiać. Jego niższa waga wynika  chyba  głównie  ze sposobu jego odżywiania- nie jest zapychany słodyczami i pieczywem. 

Teresa roześmiała  się - biedne dziecko trafiło do rodziny mięso-roślino-owocożernej i nie ma  z czego utyć. Poza tym od ukończenia pierwszego roku życia je z nami z jednego garnka. Rzadko jemy kluchy, jemy głównie ryż i różne  rodzaje kasz. On to nawet gryczaną kaszę lubi. A ze słodyczy to jada domowe bezy, do których używam cukru brzozowego. I lubi ciasteczka orzechowe, takie bez mąki. I to się daje upiec?- zdziwił się lekarz. Tak, zamiast mąki są płatki owsiane, lub mąka migdałowa. Jest cała masa przepisów dla bezglutenowców i ja  z nich korzystam. Proszę zajrzeć w przepisy dla bezglutenowców- naprawdę jest  w czym wybierać. Ostatnio zamiast mleka daję mu jogurt pełnotłusty i bardzo go lubi. Bo za mlekiem to nigdy nie przepadał. Według mojej prywatnej teorii to wszystko co on je  bez oporów wynika  z mojej diety w czasie gdy go karmiłam piersią. W końcu wszystko to co jemy wędruje do wszystkich naszych narządów. Poza tym geny też zapewne mają tu coś do powiedzenia.  

No jasne- stwierdził lekarz. A ja mam tu jeszcze jednego pacjenta o tym samym nazwisku- czy to aby  nie pana bratanek? - spytał lekarz. Strasznie dawno u mnie nie był. Tak, jeśli ma  na imię Tadeusz to mój bratanek. Bratowa chodzi z nim do naszej osiedlowej przychodni bo ma do niej kilka kroków, a brat nie  zawsze może z nią tu przyjechać. Może nie powinienem tego mówić, ale bratowa ma chorobą afektywną dwubiegunową, jest pod opieką Instytutu Psychoneurologii i sama z dzieckiem by tu nie przyjechała, bo samochód i ona to rzeczy nie do pogodzenia.  

A jak się mały Tadeuszek sprawuje?- spytał lekarz. Całkiem dobrze- powiedziała Teresa. On jest piętnaście  miesięcy młodszy od Alka i to nadal jest jeszcze przepaść pomiędzy nim a naszym, ale na moje oko to dobrze  się rozwija. Z tym, że nasz od  samego początku miał kontakt z wieloma osobami, tamten ma  znacznie mniej kontaktów. Nasz od chwili urodzenia się  miał stale nas i mojego ojca, teraz ma  niemal co  dzień i drugiego dziadka. I bardzo lubi gości, bo lepiej się dogaduje z dorosłymi niż z dziećmi. Ale to chyba zależy w dużej mierze od  dzieci - mamy przyjaciół w Berlinie. Oni mają trzech chłopaków, najmłodszy ma  sześć lat i Alek świetnie się z nimi czuł - i dwa lata  wcześniej i teraz - ten  najmłodszy został wręcz opiekunem Alka i Alek był w niego wpatrzony jak kot w  księżyc. A dzieci mówiły do niego po niemiecku, bo polskiego nie znają, to są rodowici  Niemcy, a rozumiał ich nie wiem jakim  cudem. Na szczęście dla nas to bardzo fajne, mądre i dobrze wychowane dzieci. Bo hodowane w domu przez inteligentną matkę , a nie w przedszkolu - wtrącił swą opinię  Kazik. Oj, to ta pani jest bardzo zapracowana. A w jakim wieku te dzieci?  Sześć, osiem i dziesięć lat - powiedział Kazik. Przyjaciel bardzo chciał  by była i córeczka i ma trzech chłopaków. No to trochę pechowo, ale  najważniejsze, że się dzieciaki zdrowo hodują - stwierdził lekarz.

Gdy wychodzili Alek pięknie się pożegnał z panem doktorem, nawet nogą szurnął i skłonił łepetynkę. Po wyjściu zameldował - "tata, siku, sybko!" Więc został porwany przez tatę na ręce i zaniesiony do toalety. Strasznie  długo stamtąd nie  wychodzili a gdy wyszli malec był pod  wrażeniem, bo był tam mały pisuar dla dzieci. Całą drogę do domu Kazik i Teresa  tłumaczyli mu, że lekarze  są zdania, że  zdrowiej jest dla chłopców i dorosłych panów gdy siusiają na siedząco, a takie  sikanie na stojąco jest  wskazane tylko w publicznych toaletach. 

Gdy dotarli do domu Kazik powiedział - muszę zaraz naszym dziadkom powiedzieć jaki  model sikania mają preferować, by wyrobić  w  dziecku właściwe  nawyki. Ciekawe   czy  zacznie się do mnie dobijać gdy pójdę do toalety. Na razie tylko dopytywał się czy jego siusiak też będzie kiedyś duży. Musiałem  mu pokazywać, że wszystko będzie kiedyś będzie  miał większe, bo rośnie wszak każda  część ciała. Najfajniej gdy przymierzał swoją stópkę do mojej  stopy. Musiałem mu pokazać  swoje zdjęcie z okresu gdy  miałem rok- z pół godziny się wpatrywał na przemian w  zdjęcie i we mnie. Więc pokazałem  mu jego zdjęcie z pierwszego miesiąca życia i zdjęcie z tego roku. Zatkało dziecinę na pół godziny. 

W domu  Alek zameldował dziadkowi- jestem zdlowy! Jestem duzy! Potem zapewne opowiadał przebieg wizyty lekarskiej swojej maskotce, potem ją obejrzał dokładnie i orzekł - zdlowy piesek! Teresa i Kazik bezgłośnie  się zaśmiewali odwracając  twarze od  dziecka.

Jeszcze przed wyjazdem nad  morze wpadli z wizytą do Franka. Joanna wyglądała już dość "pękato" ale jak  samokrytycznie stwierdziła była  wciąż głodna i  za dużo podjadała. Poza  tym czuła  się bardzo dobrze. Prawdziwa Dunia bez trudu rozpoznała Alka co oczywiście zdziwiło Kazika i trochę Teresę, ale nie Franka i Joannę. Joanna twierdziła, że Dunia doskonale  wie, że Joanna jest w ciąży i codziennie kładzie  się na sofie obok Joanny i przytula  swój łeb do jej  brzucha. Poza  tym od  samego początku ciąży nie odstępuje Joanny. Oczywiście Alek został poinformowany, że niedługo wujek Franek i ciocia Joasia będą mieli dzidziusia. A teraz dzidziuś jest w  brzuszku cioci.

Nad morze pojechali dwoma  samochodami. Przed  wyjazdem udało im się kupić składane łóżeczko turystyczne dla Alka. Alek spędził w  nim nawet jedną noc w  domu i uznał, że to dobre łóżeczko. Krystian razem z Aliną, synkiem i panią Marią zapewnili sobie miejsce niedaleko Warszawy, w Wildze. Wynajęli domek z dwiema sypialniami, pokojem  dziennym z aneksem kuchennym i z całodziennym wyżywieniem. Dla Tadzia wzięli mnóstwo gotowych obiadków i deserów. Pani Marii bardzo się tam podobało, Krystian bywał tam co drugą noc. Alina była  zadowolona zarówno z wyżywienia jak i zakwaterowania. Było dokąd pójść z dzieckiem na  spacer, ścieżki były dobrze utwardzone.

Kazik z Teresą i dziadkami też byli bardzo zadowoleni. Mieszkali w jednym domu z dziadkami. Rano dziadkowie szykowali dla wszystkich śniadanie a wieczorem czasami i kolację.  Na plaży najczęściej byli sami - plaża rzeczywiście miała 5 kilometrów długości. Czasami w odległości około 200 metrów od  nich "zalegali" pewien znany polski kompozytor z żoną i kilkuletnim synem. Na obiedzie bywało z reguły dziesięć  osób, których  nigdy nie  widzieli na plaży. Plaża rzeczywiście była czyściuteńka, żadnych śmieci,  much lub os , a ponieważ nie było na niej żadnych odpadków to nawet mewy tu nie przylatywały. Przecież nie żrą piachu, a tu niczego innego  nie ma - tłumaczył Jacek.  Nie kąpali się, bo niestety woda w Bałtyku wciąż  była zimna. Wieczorami, już po kolacji przychodzili na  plażę by pospacerować po mokrym piasku, bo takie spacery bardzo hartowały organizm. Ponadto świetnie wygładzały skórę stóp. Raz zajrzeli w ciągu dnia na plażę  cywilną w tej miejscowości - na plaży był niesamowity tłok, na obrzeżach stały oblegane przez zgłodniałych wczasowiczów stoiska - smażalnie, gdzie  skwierczały smażone  ryby, kurczaki lub kawałki  jakiejś  kiełbasy, a nad zgłodniałym tłumem unosił się smród przypalonego oleju, ryb, frytek, kiełbasek i kurczaków. Szybko stamtąd uciekli dziwiąc  się, jak można w takich  warunkach  wypoczywać. Zrobili kilka wycieczek samochodowych , odwiedzili Kołobrzeg, innego dnia wpadli do Międzyzdrojów. 

Płeć męska z wielkim samozaparciem budowała  dla Alka zamki z piasku a Teresa bez odrobiny samozaparcia  część  dnia przesypiała na plaży. Sprawdzała tylko po przyjściu na plażę, czy wszyscy mężczyźni są dobrze wysmarowani kremem i......wyłączała  się. Na kilka  dni przed końcem pobytu Jacek zaproponował by pojechali znów do Kołobrzegu i popływali statkiem . Takie  rejsy odbywały  się codziennie i na pewno,  zdaniem  Jacka, Alkowi bardzo  się taka wycieczka spodoba. Całe szczęście, że nie ma tu lotów wycieczkowych - mruknęła Teresa. 

O ile sam statek bardzo się dziecku podobał, to rejs właściwie nie był dla niego atrakcją. Kazik z Jackiem oprowadzali małego po statku, ale okazało się, że Teresa  miała rację - on był jeszcze  zbyt mały, by docenić taką  atrakcję. Dla niego większą atrakcją było burzenie piaskowymi bombami  zamków zbudowanych przez Jacka i  Kazika.  Wieczorem gdy Alek już spał Teresa  powiedziała do Jacka - z małymi dziećmi to jest trochę tak jak z wyjazdem  na  zwiedzanie - mocno podniecająca perspektywa a potem swego rodzaju rozczarowanie, bo te  małe  szkraby są tak naprawdę wielką upierdliwością  i jeśli ktoś się spodziewał extra radości i atrakcji to na pewno jest mocno rozczarowany. Ty uniknąłeś tych rozczarowań, dowiedziałeś się o dziecku gdy było ono już uformowane i wiem, że Paweł spełnia twoje oczekiwania. 

Czy to znaczy, że jesteś rozczarowana macierzyństwem?- spytał Jacek. Nie, nie jestem, bo wiedziałam dokładnie co mnie  czeka, jestem wręcz  zdziwiona, że tak się wszystko jakoś gładko i logicznie  toczy- mam za męża cudownego faceta, dziecko zafundowaliśmy sobie, że tak powiem w samą porę, dziecko zdrowe i bez wad wrodzonych. Przyjmuję to  wszystko jako rekompensatę za  wszystko co mi zafundował pierwszy związek. Oboje z  Kazikiem dostaliśmy niezłe lanie w swych poprzednich związkach. I wiem, że oboje w tym samym stopniu baliśmy się co z tego naszego związku wyniknie.

A to, że nie jestem rozczarowana macierzyństwem wynika i stąd, że potrafię wyciągać właściwe wnioski z cudzych doświadczeń i że uważnie słuchałam opowieści swoich koleżanek gdy opowiadały o swoich problemach z dziećmi. I dzięki temu wiem, że dziecko trzeba uważnie słuchać i że trzeba mu zawsze mówić prawdę, nie  można go ani razu oszukać. Mnie rodzice nie oszukiwali, nie obiecywali, że coś nie będzie bolało,  gdy  było wiadomo, że to musi boleć. Kazik kupił ostatnio w Berlinie dla Alka zabawkę, która teraz jest właściwie głównie zabawką dla Kazika - Alek jest do niej po prostu jeszcze za mały. To sterowany elektronicznie  helikopter. Podoba  mi  się jak to działa - jeśli chcecie się  trochę pobawić to idźcie teraz nad morze i pobawcie się. Ja sobie poczytam w tym czasie. Jest  w tym czarnym pudełku, weźcie i idźcie się pobawić. Kazik przykucnął obok Teresy i powiedział - ja  wolę zostać z tobą, niech tata i Jacek się pobawią, teraz nie ma  wiatru, powinien ładnie latać. Po co to wzięłaś z domu? No żebyś się pobawił- odpowiedziała. Ja już nie tęsknię za lataniem, mnie jest dobrze z tobą i  dzieckiem. Potrzebuję was oboje a nie latania. Jacek wziął pudełko i powiedział do taty- chodź Tadek, zobaczymy jak to lata. Obaj dziadkowie niemal bezszelestnie opuścili kuchnię i wyszli z domu. A Kazik z Teresą poszli do swego pokoju. Z rozrzewnieniem popatrzyli  na  śpiącego Alka, Kazik poprawił nieco kocyk, którym było dziecko okryte a potem zaczął rozbierać Teresę. Nim zasnęli usłyszeli, że dziadkowie wrócili z plaży. Coś prędko wrócili - stwierdził Kazik.  Na co stawiasz?- spytała Teresa. Nie przeczytali instrukcji w  domu a na plaży przecież nie ma latarni - stwierdził Kazik. A ja  myślę, że się zorientowali, że to maluśki model i przez  to będą mieli problem  ze sterowaniem bo go po prostu nie będą widzieli.

Rano okazało  się , że oboje  mieli rację. Pośmieli  się wszyscy razem. Pogoda  zrobiła się nieco gorsza, co Jacek podsumował- nic  dziwnego to trzeci dzień po pełni, pogoda  musi odpocząć, słoneczko się zbiesiło. Możemy pojechać w okolice  Rogowa. A może pojedźmy do Szczecina?- zaproponowała Teresa- nigdy  jeszcze  nie  byłam  w Szczecinie. Możemy tam pojechać  na  cały  dzień  i tam  zjeść obiad. Tylko chyba trzeba  powiedzieć, że nie będziemy na obiedzie, żeby  nie  czekali na  nas  niepotrzebnie.

Ja znam tylko jedno  miejsce w Szczecinie - powiedział Jacek- aeroklub szczeciński. A ja Wały Chrobrego -powiedział Kazik- kiedyś na  nich  siedziałem o świcie gdy wysiedliśmy z pociągu będąc na  szkolnej wycieczce. Omal ze  szkoły nie  wyleciałem wtedy, bo wróciłem na dworzec i pojechałem z powrotem do Warszawy. Byłem  głodny, niewyspany i zmarznięty. Miałem wtedy 14 lat, wyglądałem  na  więcej, bo byłem  wysoki, miałem  przy  sobie trochę pieniędzy i na bilet starczyło. Pół dnia  mnie  szukali, na szczęście tata zatelefonował do  szkoły i powiedział co  zrobiłem, szkoła z kolei zawiadomiła  policję, to znaczy milicję w Szczecinie, że  zguba się znalazła i jest w  domu. Po raz pierwszy i ostatni widziałam  w oczach ojca  chęć mordu. Pewnie  gdyby mama go nie objęła i nie powiedziała bardzo spokojnym  głosem że najważniejsze  że jestem cały i zdrowy i że sprawa nie jest warta jego nerwów, to pewnie by mnie  sprał. 

Więc może po prostu wsiądźmy w  samochód i pojedźmy albo na  wschód , albo na  zachód i jeśli gdzieś po  drodze dostrzeżemy las to po prostu pochodzimy sobie po lesie.  Bo wydaje  mi się, że  zwiedzanie  Szczecina nie będzie  ani ciekawe  ani zabawne lub miłe  dla Alka - stwierdził Kazik. Ja bym chętnie  przepatrzył co jest na Wyspie Wolin ładnego na tyle, że można by się tam na   następne  wakacje  wybrać.  I dobrze, że dziś nie jest plażowa pogoda, skóra nam odpocznie.  Możemy pojechać jednym samochodem, lub możemy dwoma.  Prowadzić będziemy z Tesią na zmianę. Dla Alka weźmiemy picie i jedzenie, dla dużych picie , a wszystko do termotorby. To jak wy, panowie chcecie. Pojedziemy drogą  109 do 102 i tą 102 dojedziemy  do Wisełki , która jest  w Parku Wolińskim. Podjedziemy  stamtąd nad  Jezioro Czajcze  a co dalej to  się okaże na  miejscu.  Jacku byłeś kiedyś w tym Parku Wolińskim?   Phi- nawet nigdy o  nim nie  słyszałem - zaśmiał się Jacek. Ale jestem za tym, żeby pojechać w  dwa  samochody, bo my z Tadeuszem długonodzy jesteśmy, ty też , więc za tobą to tylko może Tesia siedzieć bez  szkody dla krążenia. A skądinąd  wróble mi wyćwierkały, że ty lubisz mieć Tesię obok siebie i jeszcze ma  cię głaskać po twym męskim udzie, więc będzie lepiej jechać w  dwa samochody

W tej Wisełce możemy przepatrzeć jakie  są kwatery i ewentualnie coś  sobie obgadać na przyszły sezon. Jak będziemy w Parku Wolińskim to może zobaczymy nad  drzewami  orła bielika, bo  tam  podobno   gniazduje. I w ogóle to sporo tam różnych ptaków. Też nigdy nie byłem w Parku Wolińskim- stwierdził Kazik. 

                                                                      c.d.n.

2 komentarze: