czwartek, 30 maja 2024

Córeczka tatusia - 132

 Do eksperymentu pod tytułem "rodzice Michała sprawdzają jak  się teraz  mieszka w Warszawie" nie doszło z dwóch względów- wpierw  mama Michała stłukła i skręciła  sobie  nogę w stawie skokowym i zapewne  wskutek uderzenia nastąpiło pęknięcie jakichś trzech różnych kosteczek w stopie i w stawie. Mama w efekcie wylądowała w  szpitalu a na dodatek ortopedzi w liczbie pięciu orzekli, że nigdy  więcej nie powinna chodzić w  butach na podwyższonym obcasie. Poza tym rozmawiała z kimś ( tu padło nazwisko, które Michałowi nic nie mówiło),  że niestety opieka medyczna  w Polsce jest bardzo  marna, bo o ile lekarze  to nawet  są nieźli,  ale cały system opieki jest niedopracowany i dostanie się do specjalistów, nawet prywatnie  często graniczy  z cudem. Poza  tym ich amerykańscy przyjaciele zastanawiają  się  czy oni oboje  przypadkiem nie  zwariowali, bo zdaniem przyjaciół  zamiast  wybierać  się do Polski powinni ściągnąć  do Stanów Michała z żoną i dziećmi, bo "przecież  wiadomo, że tu byłoby im lepiej".

Michał po przeczytaniu tej wiadomości pokazał ją Ali mówiąc - jestem moimi  rodzicami rozczarowany, chyba poziom inteligencji im się obniżył. Tysiąc pięćset razy pisałem i mówiłem, że nie mam najmniejszego zamiaru zamieszkać za oceanem, nie mam zamiaru opuszczać  Europy. Tu mamy przyjaciół, teraz tu już mam ugruntowaną pozycję zawodową i naprawdę nie mam ochoty  wszystkiego zaczynać od nowa. Poza tym nie podoba mi się życie w Ameryce - raz  byłem  służbowo i.......starczy. Nie przeczę,że są  tam  miejsca, które nawet  chciałbym zobaczyć, zwiedzić, bo są cudami natury tak jak np. Wielki Kanion, ale za nic  nie  chciałbym tam się przeprowadzić i żyć. Oczywiście jeśli ty chcesz  byśmy się przeprowadzili do Stanów, to z niechęcią, ale wtedy wyjedziemy. Dla  mnie  rodziną w Polsce stali  się Ziukowie, a Wojtek  i Andrzej serdecznymi przyjaciółmi. I nie chcę tego  zmieniać.

Ala przytuliła  się do niego mówiąc -  ja i dzieci zawsze będziemy  z tobą, niezależnie od tego co ty postanowisz. Nie palę się do wyjazdu z Polski, a Ziukowie są dla mnie rodzicami,  którym mam sporo do zawdzięczenia. I bardzo lubię Martę i Marylkę - to dobre i mądre  dziewczyny a ich  mężowie to bardzo kulturalni faceci szanujący  kobiety.  I bardzo cenię sobie  przyjaźń z nimi  wszystkimi. Polubiłam twojego tatę, ale wiesz- oni już tyle lat  żyją poza Polską, że podejrzewam, że  szybko zapragnęliby tam wrócić. Mają tam swoje  grono przyjaciół i to na pewno z "kasty" prawników, a tu twoja mama byłaby skazana głównie na moje towarzystwo, bo mama Marty pracuje, a rodzice Andrzeja mają swoje obowiązki bo to oni odstawiają chłopców do przedszkola i zerówki i prowadzą  dom dla obu rodzin bo przecież Maryla nadal pracuje. Ostatnio Andrzej "pracuje nad Marylą" by przeszła na pół etat i w ramach tej połówki etatu zajmowała  by  się szkoleniem praktykantek. Bo wszyscy  się zachwycają jej podejściem do pracy, do pacjentów no i faktycznymi umiejętnościami.  

A ja nadal posiedzę jednak w domu, bo Mirek nie będzie chodził do szkoły na ósmą ale najwcześniej to na trzynastą. Gdy się zapytałam a co z dziećmi rano, no bo większość rodziców przecież pracuje, to  mnie poinformowano, że przecież od 7,45 rano jest czynna świetlica - czyli dzieciaki pójdą już zmęczone  do szkoły. Miauknęłam, że większość instytucji zaczyna pracę od ósmej i przecież  rodzice muszą wyjść wcześniej do pracy nawet jeśli każdy porusza  się  po mieście  samochodem, na co dostałam wyjaśnienie, że "jakoś sobie ludzie  z tym radzą" a poza tym większość dzieci przychodzi do świetlicy  sama. Wyszłam na nadopiekuńczą matkę - wariatkę. Ale nie widzę powodu dlaczego moje dziecko ma iść  do szkoły zmęczone pobytem na świetlicy.

Gdy Michał opowiadał potem to wszystko Wojtkowi ten powiedział - żyjemy w nieco dziwnym kraju- z jednej  strony jest rozdzieranie  szat, że niska dzietność, ale jakoś niewiele się robi by wspomóc rodziny w opiece nad  dziećmi. Przedszkoli państwowych nadal jest zbyt mało a na prywatne to mało kogo stać . Poza  tym sam już masz doświadczenie z  prywatnym przedszkolem - jak nie jakaś epidemia wśród dzieci to wśród personelu a te  wszystkie  epidemie ty opłacasz, bo płacisz też  za dni, w których  dziecko siedzi w  domu a nie  w przedszkolu. A słyszałem o kilku przedszkolach prywatnych opinie, że dzieciaki nie  chcą w nich jeść, bo jedzenie jest niesmaczne.  Ponoć są też teraz tak  zwane  szkoły "Społeczne", bo powoływane  przez Społeczne Towarzystwo Oświatowe - oczywiście odpłatne, do których państwo dokłada  swą cegiełkę finansową, która jest minimalna, bo nie pokrywa  nawet 1/4 kosztu  nauki dziecka w takiej  szkole. Ale podobno  dzieci są w tych  szkołach szczęśliwe, bo klasy to nie czterdziestka dzieciaków  ale poniżej dwudziestki i nikt  się na  dzieciaki nie  wydziera.

Wiadomość, że rodzice Michała raczej nie przyjadą na rekonesans rozśmieszyła Wojtka. Wiesz - oni już młodziutcy nie są a wielogodzinne loty są męczące, a co do usług medycznych w Polsce - wszystko jest  tu kwestią szczęścia  ewentualnie  przypadku. Ja miałem w pewnej chwili jakiś przebłysk, że  zapisałem nas do tej przychodni prywatnego  wszak  szpitala i wykupiłem karnety - a oprócz tego to drugim szczęśliwym przypadkiem było to, że operował mnie Andrzej i tak z miejsca się zaprzyjaźniliśmy po jednej przegadanej nocy. A poza  tym  Andrzej był oczarowany Martą i moim  teściem - Martą, bo nie  zadawała  głupich pytań  i wiedziała co  się  dzieje, a mój teść oczarował Andrzeja swoją troską o mnie zupełnie jakbym  był jego rodzonym  synem a nie tylko  zięciem. Zresztą, jak już sam zauważyłeś, to fajny  z  Andrzeja  kumpel. Obaj zresztą jesteście moimi  najlepszymi przyjaciółmi.  I cieszę  się, że to drugie małżeństwo Andrzeja okazało się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. A najśmieszniejsze, że Andrzej zaczął odróżniać Marylę od innych pielęgniarek przez  Martę, bo ona mu kiedyś powiedziała, że Maryla jest jej zdaniem najlepszą pielęgniarką na tym oddziale nie tylko pod  względem zawodowym ale do tego jest bardzo miłą i kulturalną dziewczyną.  I zupełnie pominęła jej walory zewnętrzne, które wszak istnieją, jak zauważyłeś gdy byliśmy razem w Turcji.

A tak w ogóle to odkąd zacząłem tu studiować i wyjechałem z Austrii to dzieją  się same fajne rzeczy w moim życiu. Udało mi  się namówić ciebie byś został moim promotorem i jednocześnie nie przynieść  ci wstydu swoją pracą i nawet  ta praca nad doktoratem jakoś idzie  do przodu. I już coraz  rzadziej język  staje mi kołkiem gdy mam prowadzić wykład. No i ożeniłem się z Martą, choć moja  matka, gdy jeszcze  byłem  w liceum, podsuwała  mi różne austriackie panienki i mówiła, że dziecięce miłości są baaardzo krótkotrwałe. Po prostu ona pamiętała Martę  głównie  z czasów podstawówki.

Michał uśmiechnął się i powiedział - panowie studenci bardzo sobie  cenią twoje  wykłady, bo ty im przy okazji  zawsze podpowiadasz co powinni sobie  koniecznie  zapisać, bo niektóre   wiadomości dość łatwo wyparowują z głowy  bo są "oczywistą oczywistością" i każdemu  się zdaje, że będzie to pamiętał aż do  grobowej deski. Wiesz - ja często mam wrażenie, że ludzkie umysły porozumiewają się między  sobą poza naszą  świadomością - i chyba często tak  właśnie  jest. Gdy miałeś ostatnią swoją sesję  i pisałeś ostatnie kolokwium  pomyślałem  sobie, że byłoby fajnie gdybyś mnie wybrał na swojego promotora, bo czułem, że twoja praca  będzie ciekawa  a poza  tym "nie urobię się" przy tobie po pachy bo jesteś lotnym facetem,  no i znałem jednego  z twoich klientów, któremu robiłeś projekt i który był bardzo zadowolony - bo nie  dość, że  wszystko od pierwszego momentu działało, to ty jeszcze  napisałeś  prostą i   łatwą  do zrozumienia instrukcję. I, teraz to już się mogę do tego przyznać, powiedziałem szefowi jaką mamy perełkę w tym roczniku. Jak znam  życie  to szef nie od razu uwierzył i na pewno wpierw bardzo, bardzo dokładnie przejrzał wszystkie twoje wyniki.  I jesteś jedynym facetem,  z którym dobrze mi  się razem pracuje, bo wyznajemy te  same  wartości, które w  większości jednak  wynosi  się  z  domu. Ojciec  co prawda  marzył bym studiował prawo, ale gdy się zorientował jak mało mnie ten  kierunek interesuje to przestał mnie  zadręczać namawianiem na studiowanie prawa i roztaczaniem przede  mną  swych wizji na wspaniałą  kancelarią prawną pan X -xi i Syn. No i zostawił mi  nasze  mieszkanie i wyjechał do  Stanów i tam prowadził razem  ze  swym przyjacielem kancelarię. Tak według przepisów to ojciec już jest w wieku emerytalnym, Ziuk zresztą też. Ale Ziuk dużo pisze do czasopism naukowych i utrzymuje dobry kontakt z profesorami swojej byłej uczelni i jest na bieżąco  ze  wszystkimi nowinkami w  swojej profesji. I, co mi wielce pochlebia, szybko  mnie mentalnie adoptował, Ala jest nadal ukochaną synową i  jest traktowana wcale nie jak synowa ale jak ich własna  córka a cała trójka naszych dzieci to najukochańsze pod  słońcem wnuczęta. Kochają ich, ale nie rozwydrzają. A Ziuk coraz  rzadziej odwiedza pana majstra, który odkupił od niego "posiadłość" i za każdym razem mi przypomina, że to dzięki tobie oni znów mieszkają w stolicy i mają do nas  blisko.

No ale  ja tu nie widzę żadnej  swojej  zasługi - zaprotestował Wojtek. Mój ojciec nie  chciał się przeprowadzić na Ursynów skoro ma  mieszkanie  raptem kilometr od nas. Zasługa jest po stronie Ziuka, że miał wystarczającą sumę pieniędzy. Jasne, że komuś  całkiem obcemu nie sprzedałbym według poniesionych rzeczywistych kosztów tylko po cenie  rynkowej gdy mieszkanie  byłoby już oddane przez  Spółdzielnię do użytku lokatorów. I wiem, że ty postąpiłbyś tak samo. I bardzo doceniam fakt, że Ziuk ile  razy zamawia jakieś "specjały" u swoich byłych  sąsiadów to zawsze telefonuje  do nas  z pytaniem czy i dla nas wziąć  to co on ma  zamiar wziąć  dla  siebie i dla  was. Więc ile  razy ty przeżuwasz w  domu cielęcinkę to masz jak w banku, że my z ojcem i Martą także się pasiemy  cielęciną. Marta stwierdziła, że w najbliższym  sezonie owocowym zakupi przy pomocy  Ziuka różne owoce i porobi soki owocowe, bo ma nawet coś  co  się nazywa  sokownik. I już "wyczaiła", że najlepiej to będzie  je zlewać do słoików  a nie do butelek i jak znam życie to ona i mój ojciec przez  tydzień codziennie będą się  tym bawić w sezonie owocowym. A ja zapewne  dostąpię zaszczytu bycia  w tym czasie podkuchennym, czyli przynieś, podaj, pozamiataj, wytrzyj, dokręć  pokrywkę! Marcie to się marzy by kupić dużą zamrażarkę  i część owoców zamrażać, bo na pewno będą lepsze od  tych mrożonek, które teraz można kupić. Ale może jej ten projekt wywietrzeje  do lata. Na razie  pani magister konferuje z trychologami.  

Try-co? - zapytał Michał. Trychologami - to lekarze co się  zajmuję wypadającymi z różnych powodów włosami - wyjaśnił Wojtek.  Michał pomacał się po głowie i powiedział - no, odpukać  w niemalowane drewno - jak na razie to mi jeszcze  nie wypadają. Mam nadzieję, że w kwestii włosów to mam  dobre geny. To pewnie po mamie, bo mama gdy była piękna i młoda to miała szalenie gęste  włosy i zawsze pokazywała  znajomym  swoje  zdjęcie, na którym ma włosy zaplecione  w jeden warkocz który jej sięga poniżej talii a do tego jest tej samej grubości co jej przedramię. I pierwsze co zrobiła po maturze to obcięła włosy i ponoć była w domu dzika  awantura z tego powodu. Ale jak  mówiła to ich mycie  a potem suszenie zawsze było dla niej koszmarem.  Śmiała  się, że jej włosy były dumą jej rodziców. Ostatnio nasza Księżniczka  zapodała, że ona  chce  mieć takie włosy, żeby mieć  "kucyki spinane gumkami z...żabką",  na co Marek powiedział, że będzie głupio wyglądała, zupełnie jak Pipi Landstrum czy jakoś tak- w każdym razie on  woli gdy ona  ma krótkie  włosy. Ala powiedziała  dzieciakom, że krótkie  włosy są jednak  wygodniejsze,  jeszcze  sporo  czasu upłynie  nim te  jej włosiny dadzą  się spiąć w kucyki i dla zdrowia włosów jest lepiej gdy  nie będą  niczym spinane. To jeszcze nic- Mireczek, który we  wrześniu przyszłego roku idzie do pierwszej klasy, zapytał się czy on też będzie  musiał iść  do pierwszej komunii,bo on  nie chce, bo musiałby być w jakiejś sukience, a przecież nie jest babą. Więc czeka mnie  niezła rozmowa na temat wiary i chętnie posłucham co mi na ten temat powiecie - Andrzej i ty.  Wojtek tylko roześmiał  się - ja ci  mogę powiedzieć  tylko, że mój ojciec jest genialny jeśli idzie o różne  dziwne  rozmowy z małolatami.  Mnie to powiedział, że nikt nie wie czy jakiś  bóg istnieje czy też nie- nikt go nigdy nie  widział i nie  słyszał, a ludzie gdy czegoś nie potrafią  zrozumieć lub  zrobić zawsze  szukają pomocy u innych i zapewne  dlatego wymyślili sobie, że istnieją bogowie, którzy są mądrzejsi i silniejsi od ludzi. I przyniósł mi do czytania starutkie  wydanie książki Ch.Kingsleya "Heroje, czyli klechdy greckie o bohaterach", takie  zabytkowe wydanie w tłumaczeniu Berenta z 1926 roku. I razem ze mną czytał jak to bogowie  pomagali  greckim bohaterom  i to był wstęp do tematu czy bóg istnieje  czy też nie. I nie  zapomnę pewnie nigdy jednego zdania, które wtedy ojciec powiedział -że gdyby jakiś  bóg naprawdę istniał i był wszechmocny, tak jak  ludzie o nim  sądzą, a do tego kochał ludzi, których ponoć stworzył, to nie dopuściłby do tego by były takie okrutne  wojny i  by ludzie  zabijali  się wzajemnie. A że mój ojciec i Marty  się przyjaźnili tę samą opowieść usłyszysz od Marty. Możesz  się  też  zapytać Andrzeja  jak on te  sprawy przedstawił swoim chłopcom. Jedno jest pewne - od razu Martę i  mnie pouczono, że kwestia  wiary jest sprawą wielce osobistą i każdy może wierzyć lub nie  wierzyć a kodeks  etyczny jest taki sam dla wszystkich.  A ta "sukienka" o której mówi Mirek to taka tuniczka czy też  alba biała  nakładana na bardziej odświętne  ubranie dzieciaków, bo ostatnio coś narodowi odbiło i zrobili z I komunii jakieś kuriozum- wielotysięczne prezenty dla  dzieciaków, garnitury  szyte na  miarę, wynajęte limuzyny na podwózkę pod kościół, przyjęcia jak na  książęcym ślubie. Przecież to wszystko chore.  Andrzej miał ślub ślub kościelny i  co? Czy przez  to, że ksiądz coś tam  wymamrotał i ich  pokropił  wodą  święconą  był to jakiś  dobry  związek?  I oczywiście możesz o tym wszystkim porozmawiać z moim ojcem,  ale myślę, że potem powinieneś  sam o tym wszystkim porozmawiać  z Mireczkiem. Bo jesteś  dla niego autorytetem. On cię po prostu powiela, choć  sam o  tym  zapewne  nie wie. I choć nie ma twoich genów to ma twoje ruchy i reakcje.No a według metryki jesteś jego ojcem.

                                                                         c.d.n.

 

   


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz