poniedziałek, 27 maja 2024

Córeczka tatusia- 131

 Po kilku tygodniach otrzymywanych niemal codziennie wiadomości na temat  poszukiwania  mieszkania w Warszawie,  Michał  napisał do swego ojca  maila  z prośbą, by ojciec  przestał mu "na okrągło" przesyłać  wiadomości o stanie poszukiwań, bo on ma naprawdę mało czasu - rozpoczął  się już nowy  rok  akademicki i on jest "zawalony" pracą a do tego ma troje dzieci, z którymi  chciałby pobawić  się i porozmawiać i nie ma  czasu na  analizowanie wad i  zalet  każdego znalezionego przez agencję  mieszkania. Poprosił, by ojciec  ponownie przeczytał uważnie  jakie warunki  wg Michała musi  spełniać  nowe lokum i że Michał nie ma  zamiaru opuszczać tego  mieszkania, w którym aktualnie  mieszkają. A poza tym Warszawa nie ma tak wielkiej  powierzchni jak Londyn  lub Moskwa więc  niech się ojciec  raczej  rozstanie z projektem, że to ma  być jeden wspólny dom lub koniecznie jedna  dzielnica. Ponadto ani Ala ani Michał nie pragną domu z ogrodem bo nie mają  zacięcia do ogrodnictwa, a poza  tym przejechanie z jednego  końca  miasta w jego drugi koniec nie wymaga przepłynięcia Atlantyku, więc  problem odległości jest w tym przypadku zerowy. A dom z ogrodem byłby tylko i wyłącznie kłopotem bo Irenka i Marek zanudzili by  się sami w takim przydomowym ogródku na śmierć, bo są przyzwyczajeni do zabaw  z dziećmi  na pobliskim placu zabaw. Więc, zdaniem Michała,  niech ojciec wybiera lokalizację mieszkania lub domku pod swym  kątem i niech jeszcze raz, drobiazgowo przemyśli projekt  zmiany  miejsca  zamieszkania, bo tu jednak warunki są wielce odmienne od tego co mają w USA. W ramach odpowiedzi Michał otrzymał wiadomość, że  jego rodzice przylecą na tydzień do Warszawy, bo mama jest  zaniepokojona  tym co Michał napisał.  

Gdy  Michał przeczytał list od ojca Wojtkowi ten powiedział - mam chyba  genialny  pomysł - umieścimy twoich rodziców  w mieszkaniu mego ojca - będą mieli namiastkę  życia jakie ich  czeka gdy zamieszkają w Warszawie. Będą musieli sami zadbać o  swe potrzeby, zrobić  zakupy, ugotować itp. Inaczej wygląda życie  gdy mieszkasz w hotelu i idziesz rano na  śniadanie a potem na obiad do restauracji, a  zupełnie inaczej gdy mieszkasz w domu  i sam o  wszystkim musisz pomyśleć.  

A twój ojciec się  zgodzi na taki układ? - dziwił się  Michał. No jasne - nawet  będzie bardzo zadowolony, bo będzie u nas w tym  czasie z dwiema swoimi miłościami - Martą i psicą, bo jak wiesz ja to się  w tym gronie niemal  nie liczę.  Tylko niech podadzą ze trzy dni wcześniej termin kiedy przylecą.  Ja  mam wrażenie, że taki tydzień pobytu w warunkach zbliżonych  do tych, jakie będą  mieli później,  dobrze im  zrobi.  Wiesz - Andrzej mieszka z rodzicami w jednym  domu i nie narzeka a nawet  sobie  to chwali, bo dzieciaki są jednak pod opieką - ani on  ani Marylka  nie  muszą  się bladym świtem  sprężać by doprowadzić  towarzystwo do zerówki i przedszkola, nie mają bólu głowy by zdążyć przed określoną  godziną by odebrać  dzieciaki po południu,  a na dodatek Andrzeja matka marzyła o córce i Maryla świetnie spełnia te jej marzenia, bo jej z kolei brakowało właśnie takiej matczynej czułości.  Twoja Ala z kolei czuje się jak córka Ziuków a nie jak  ich była synowa a poza tym jest bardzo samodzielna  i świetnie  zorganizowana, co Ziukowie wysoko cenią a nie  wiadomo jak ocenią tę samodzielność twoi rodzice.  W moim odczuciu to bardzo dobrze, żeby twoi rodzice  byli traktowani w czasie  tego pobytu nie jak goście a  jak "zwykli  tubylcy" i dopiero po takim pobycie zastanowili  się, czy naprawdę chcą wrócić do Polski. Tyle  tylko, że chyba powinni pobyć  tu dłużej  niż tydzień. Porozmawiaj o tym wszystkim ze swoim ojcem, to mądry i wyważony facet. Bardzo  się nam wszystkim podobał.

A poza  tym ojciec Andrzeja mówił, że w ich okolicach co jakiś czas jest do kupienia dom - ludzie  się starzeją a jak powszechnie  wiadomo dom zawsze wymaga więcej pracy a im  człowiek starszy tym ma mniej  sił by dbać o dom, nawet  wtedy gdy ogród jest właściwie tylko podwórkiem z trawnikiem, więc chętnie  się przeprowadzają do mieszkań w  blokach, gdzie ich nie obchodzi trawnik i strzyżenie żywopłotu. A te domki na Sadybie to są podłączone w większości do wszystkich  miejskich mediów. Ci co nie mieli wtedy pieniędzy gdy była  akcja podłączania dzielnicy do miejskich  mediów  są  dziś na przegranej pozycji i pozbywają się tych domów, więc przy kupnie trzeba sprawdzać czy dany domek jest podłączony do sieci gazowej i ciepłowniczej  czy nie.  Dobra  natomiast jest lokalizacja tego osiedla - do dużego marketu raptem jeden przystanek tramwajowy i komunikacyjnie jest dobrze powiązane  z innymi dzielnicami. Poza  tym jest blisko przedszkole i podstawówka oraz tak  zwane tereny zielone w postaci Jeziorka Czerniakowskiego. Rodzice  Andrzeja polowali na  nieduży  dom bo Andrzej   sobie nie wyobrażał, żeby  mieszkać  z nimi razem, a w końcu dojrzał do tego i rodzice ze strychu zrobili piętro  mieszkalne i  teraz  mieszkają w  jednym  domu. 

Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest  to, że gdy  rodzice  szukali dla  siebie  domu to był do kupienia  piętrowy dom, spokojnie  bez kiwnięcia palcem mogły w nim  dwie rodziny mieszkać, no ale wtedy Andrzej jeszcze nie  był na tym stadium  rozwoju.  Tu młodzi mieszkają na górze, mają tam tylko małą kuchnię a na dole jest  duża, wspólna kuchnia. A dzieciaki całe w skowronkach, bo mają w ogrodzie huśtawkę, nie ma żadnych grządek, a tylko w jednym miejscu jest  "uprawa stołowa" truskawek i poziomek - jest wysoka skrzynia, do której nie trzeba się schylać by coś przy tych owocach pomerdać. Głównym zajęciem chłopców jest uganianie się za piłką, ale wiedzą, że nie wolno jej wysoko kopać.  Z przedszkola i  zerówki ich dzieciaki są zadowolone. Chociaż przedszkolak narzeka, że musi leżakować, bo on przychodzi do przedszkola wyspany, bo jest  wstawiany tam dopiero tuż  przed 9,00 rano, tak jak jest  wstawiany do  zerówki starszy.   Poza tym on je śniadanie  w domu, bo nie jada zup mlecznych. I bardzo dobrze  go rozumiem - powiedział Wojtek- mało jest dla mnie tak obrzydliwych  zup jak taka mleczna - mnie na  sam widok wszystko podchodzi do gardła. A w ogóle zabielanych śmietaną też nie jadam, a mleko jest jadalne tylko pod postacią gęstego jogurtu. Ewentualnie może być zsiadłe mleko z wkrojonymi do środka ogórkami, koperkiem  i lekko posolone. 

Michał popatrzył się na niego i powiedział -jesteś po prostu rozpieszczony w dzieciństwie bachor.  Ja to nie  jadałem zup mlecznych, bo mama  nie lubiła  gotować. Ale raz byłem na koloniach letnich i powiem ci,  że  zupy mleczne to były jeszcze najbardziej jadalnym elementem tamtego menu. Ale tylko raz byłem na  koloniach letnich, czyli dwa razy - pierwszy i ostatni. Schudłem trzy kilogramy przez te cztery tygodnie.  To sporo jak na  dziecko ośmioletnie. I więcej mnie  nie wysłali. Na obozy harcerskie też się nie dałem wysłać. 

A ja wcale nie należałem do harcerstwa - poinformował go Wojtek - Marta też  się nie dała namówić - no popatrz, jak to sobie jednak  człowiek nawet podświadomie  wybiera przyjaciół. Popatrz - Andrzej też jest  z tych którzy nie uważają mleka za zdrowy napój, chociaż jest lekarzem- chirurgiem, a o chirurgach krąży gadka, że to ludzie  którzy  wszystko jedzą. I też nie  był nigdy harcerzem. Marta to  się śmieje że chyba  wszyscy jesteśmy z jednej prywatki, chociaż nie jesteśmy z jednego rocznika.

Michał, a twój ojciec to chce jeszcze  tu pracować? Ja wiem, że w tym zawodzie to większość prawników pracuje  aż do grobowej deski, no ale on przecież od lat nie jest związany z polskim prawodawstwem a tu ciągle  się coś zmienia i przekręca do góry nogami.  Michał wzruszył ramionami- nie wiem co on chce tu robić, bo na moje oko to on nie jest  na bieżąco z polskim prawem, a będąc właścicielem i szefem to raczej powinien być perfekt z tym tematem obcykany. Ale mu nawet  słowem nie pisnę- to jego broszka nie moja. On nawet, jak na  swój  wiek jest  dość trzeźwo myślący, ale oni  oboje są już  w tym wieku, w którym każde  z nich może  się  nagle, bez  ostrzeżenia przenieść w niebyt. I mam wrażenie, że nie mają tu żadnych przyjaciół. Co prawda  nie wiem też czy tam  mają.  Ja nawet  nie  za bardzo wierzę, że oni tu zjadą na stałe - są już bardzo  długo tam i tak naprawdę to oni by tu mieli za dużo wrażeń na co dzień. I bardzo dobry jest ten twój pomysł żeby pomieszkali sami- może wtedy im  się oczy otworzą, że po obu stronach oceanu są jednak  zupełnie  różne warunki. Tylko porozmawiaj o  tym ze swym ojcem, żeby przypadkiem im lodówki nie wyposażył żarciem na tydzień. Ja mam wielce mieszane uczucia co do tego pomysłu, by tu zjechali na stałe. Jakoś nie mam wielkiej ochoty by im codziennie tłumaczyć to co ich otacza i jest tak bardzo różne od amerykańskiego stylu życia. Ja ich nawet rozumiem - większość chce  być na  starość w pobliżu  swych  dzieci. Z tym, że nie jeden raz  słyszałem, że raczej  jestem dziełem przypadku a nie planowania i tylko dlatego  się urodziłem, bo mamuśka nie  zorientowała  się że jest w ciąży a potem to już było za późno i nikt nie chciał się podjąć ryzyka  zabiegu a skakanie  ze stołu i gorąca kąpiel też nie  dały rezultatu. O tych "ekscesach" to wiem od  babci, która mi to opowiedziała gdy już byłem dorosły. Więc  się nie  dziw, że nie  walczę jak lew o to by oni tu mieszkali. Mój ojciec to tak zakochany w matce jak ty w Marcie, ale Marta a moja matka to dwie zupełnie  różne kobiety- Marta ma po prostu  wszystko po kolei ułożone w głowie a moja matka to raczej nigdy  nie miała i nadal zapewne ma  wszystko niezupełnie po kolei, bo to  się raczej  rzadko "porządkuje" samo z  siebie. A to, że studiowała anglistykę jakoś nie miało wpływu na jej  rozum. W jednej rzeczy ona jest  bezkonkurencyjna - w mówieniu miłych rzeczy i  każdemu rozmówcy przytakuje. I mam podejrzenie, że nadal nie  wyszła poza  zupki typu instant i konsumpcję różnych "gotowców". Bo po co tracić  czas na gotowanie, skoro można kupić kilka torebek z różnymi produktami, wyrzucić je na wrzątek z torebki i po  kilku minutach masz gotowe danie. Będzie  się roztkliwiała się nad naszymi dziećmi ale  gdy zobaczy, że Alusia wszystko robi tradycyjnie a nie rozpakowuje  tylko gotowców  to wpierw wpadnie w głośny zachwyt a w  dwa  dni później powie  Ali że jest staromodna i zupełnie niepotrzebnie  się wysila tracąc  czas na tradycyjne  gotowanie, bo gotowce  są przygotowane  przecież przez  specjalistów od żywienia dzieci i dorosłych,  więc  są odpowiednio zbilansowane pod każdym względem.  Z jednej strony  chciałbym, tak jak Andrzej,  mieszkać razem z  rodzicami a z drugiej to chyba nie dałbym jednak  rady. Zresztą, jak wiem, to on  dopiero niedawno dojrzał do tej decyzji i Marylka  mówiła, że on z rodzicami  dość długo nie  miał kontaktu.

No nie miał kontaktu - to prawda -a powodów  było kilka - ożenił się, zdaniem rodziców, z niewłaściwą  dziewczyną, co  z  czasem okazało  się prawdą, poszedł na inne, niż sobie  życzył jego ojciec, studia a na dodatek nie  chciał mieszkać pod  Warszawą - wyjaśniał Michałowi Wojtek. Jak tak  robię w myślach przegląd stosunków  rodzinnych wśród naszej paczki to właściwie każdy z nas miał jakieś "cuda" - Marta wychowała się bez matki, bo na  sprawie rozwodowej swych rodziców  wybrała ojca, a sąd w świetle przedstawionych  dowodów uznał,  że ona  wie co mówi, Andrzej nie  spełniał oczekiwań ojca,  moi się  rozeszli gdy gdy ja  już miałem ustabilizowane  własne życie, twoja Ala została wdową z maleńkim  dzieckiem, twoi zostawili cię tu samego, no ale przynajmniej inwestowali w ciebie, a Maryli rodzice  się  rozeszli bez rozwodu i zupełnie tego  nie  rozumiem, a jej małżeństwo szybko się rozleciało bo facet zakochał się  w jakiejś Niemce gdy "arbaitował" w Niemczech, więc go Marylka wywaliła  z domu i się rozwiedli. Jeżeli rodzice mają w Polsce  tylko ciebie, to ten pierwszy  rok będziesz miał zapewne  dość męczący, bo na  okrągło będziesz informowany o  wszystkim co ich tu zadziwia, choć gdyby pogrzebali  trochę  w pamięci to doszliby do wniosku, że  większość "tutejszych  dziwności"  już  tu przećwiczyli przed wyjazdem i że mimo  wszystko teraz  jest lepiej, chociaż  może nie jest tak prosto jak być powinno. Szał wyjazdów  Polaków  do USA "za  chlebem"  już minął, teraz można podjąć  pracę w Anglii, Niemczech, Francji, nawet Belgia i Holandia też rodaków  interesuje. Do Norwegii i Szwecji też jeżdżą. Twój ojciec był pewien, że przeprowadzi skutecznie rozpoznanie, w którym kraju  europejskim moglibyśmy  rozwinąć jakiś własny biznes no i co? Marta najwcześniej z nas wszystkich otrzeźwiała, bo zdała  sobie  sprawę  z tego, że  nie za bardzo da  się wylądować gdzieś jednocześnie  z  całą  rodziną i uformowaną firmą a szukanie jednocześnie   lokalu na  firmę i miejsc do zamieszkania jest  zbyt karkołomne i pochłonie  sporo  forsy a na dodatek nie będzie gwarancji, że będą nas  tam przyjmować z otwartymi ramionami i będziemy  mieć klientów  jak mrówek  w lesie.

Wiesz, my przez jakiś czas  mieszkaliśmy z tatą Marty a teraz bardzo  często nocuje u nas mój ojciec, bo tak zarządziła  Marta z powodu  jego dolegliwości sercowych. A poza tym  to nawet gdy nic mu nie  dolega to może  spać u nas, ma u nas  swoją kajutę - jak mówi Marta. Ojciec po rozwodzie i perypetiach zdrowotnych nie ma żadnej przyjaciółki, od lat przyjaźni się z ojcem Marty i dbanie o nas to jego hobby- tak zawsze mówi. Pracuje na pół etatu nie dlatego, że musi, ale ma  dzięki temu kontakt  z ludźmi, których zna od lat. Gdy wyjeżdżaliśmy to czuwali nad nim rodzice  Marty żeby za nami  za bardzo nie tęsknił. Gdy  snuliśmy te plany założenia firmy poza Polską robił rozeznanie w Austrii. Marta stwierdziła, że mój ojciec  będzie stale pod naszą opieką, bo jakby na to nie  spojrzeć to ma  tylko nas. Teoretycznie to są jakieś jego siostry cioteczne młodsze od  niego, ale nie w Warszawie i  kontakty są sporadyczne. I mam wrażenie, że powinieneś porozmawiać z moim ojcem- w końcu on jest bardziej  zbliżony wiekiem do twoich  rodziców i zapewne lepiej może  zrozumieć ich tok myślenia niż my. I dobrze  wie, że my  się przecież przyjaźnimy, więc taka rozmowa na pewno go nie zdziwi. A gdybyś  chciał to możesz też skonsultować się z moim teściem - ja nadal kocham go więcej niż własnego ojca - to chodząca dobroć w męskim  wydaniu. No i on też przecież  zna twojego ojca. Wiesz- wbrew pozorom sytuacja jest nieco skomplikowana bo twoi rodzice już długo mieszkają w innej rzeczywistości i w pełni się przystosowali do życia za oceanem, a ono się jednak sporo różni od naszego. I to nawet wtedy gdy ktoś tam mieszka w Chicago na "Jackowie", gdzie chyba  częściej niż gdzie indziej słychać język polski. I mam wrażenie, że dobrze  się  dzieje, że teraz  wypłynęła  ta kwestia ich powrotu do Polski niż za kilka lat gdy już  będą ich gnębić jakieś dolegliwości związane z wiekiem.

                                                                         c.d.n.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz