Miejska zima nikogo nie zachwyciła. Wojtek z Michałem postanowili "zadbać o kondycję" i w każdy weekend przemierzać ścieżki Lasu Kabackiego na nartach biegowych. Tylko raz wybrali się w trzy rodziny i, jak się śmiała Marta, trudno było o głupszy pomysł. Żadna z pań nie miała ochoty na snucie się po lesie na nartach, zresztą warunki wcale nie były sprzyjające. Dzieciaki szybko przemoczyły ubrania, które nie były zbyt dostosowane do długich zabaw na śniegu, w efekcie końcowym obie "matki dzieciom" i Marta zostawiły panom jeden samochód a same wróciły z dziećmi do domów. Panowie byli nieco rozczarowani i dziwnie szybko też wrócili jednym samochodem do Warszawy. Wojtek po powrocie miał lekki żal, że Marta też wróciła wcześniej zamiast zostać razem z nim.
A czy ty zauważyłeś, że ja nie wzięłam z wypożyczalni biegówek? - zapytała. Sam wskoczyłeś w te swoje wzięte od taty biegówki i zaraz pognałeś w siną dal. Nawet się nie obejrzałeś za mną i nie pytałeś dlaczego nie mam nart. A dla mnie nie było butów, wszystkie były ze dwa numery za duże. Poza tym to ja nie przepadam za szlajaniem się zimą na nartach- to raz, a dwa - Maryla boi się sama prowadzić samochód zimą gdy jest jednak ślisko, a jak sam widziałeś to szosa nie była dokładnie oczyszczona. To co prawda nie była długa droga, ale dla kogoś kto nigdy zimą nie prowadził samochodu poza miastem może to być dość stresujące, zwłaszcza, że w samochodzie były dzieci. No fakt - jakoś o tym nie pomyślałem- kajał się Wojtek. Jestem zapewne rozbestwiony faktem, że ty nie boisz się jazd zimowych.
Wiesz- to nie jest tylko kwestia tego, że jest zima, ale tak się składa, że Maryla w ogóle bardzo rzadko sama prowadzi samochód a z dziećmi nigdy jeszcze sama nie prowadziła. Jeśli pracują z Andrzejem w różnych godzinach to Maryla korzysta z komunikacji miejskiej - ja ją rozumiem- pamiętam jak sama miałam opory gdy kupiliśmy dla mnie samochód. A każda jazda była dla mnie niczym skok na spadochronie. Poza tym odnoszę wrażenie, że ona nadal uważa się za podwładną Andrzeja, co jest , jak dla mnie, mało zrozumiałe. Może to wcale nie jest fajnie pracować z własnym mężem w jednej instytucji?
I wiesz, musimy wkrótce zastanowić się czy decydujemy się na dziecko czy może nasze instynkty macierzyńsko- ojcowskie w pełni zaspokaja posiadanie Misi. A jest to teraz do przemyślenia bo kończą mi się tabletki i muszę iść do "gina", a on na pewno się mnie zapyta o to czy i kiedy planuję ciążę. Bo z miesiąca na miesiąc jakoś mi nie ubywa lat a raczej przybywa. Jeśli chcesz to możesz się wybrać razem ze mną - to bardzo fajny facet i ma wielce nowoczesne spojrzenie i często jego pacjentki przychodzą z partnerem, który niekoniecznie jest ślubnym facetem. Ciężarne to regularnie przychodzą ze swoim facetem. Bo on uważa, że współtwórca dziecka powinien od samego początku być włączony w akcję pod tytułem "dziecko". Jutro muszę sobie zarezerwować termin wizyty, więc przejrzyj swój terminarz kiedy możesz poświęcić jedno późne popołudnie na tę wizytę.
Nie ma problemu - jeszcze nigdy nie byłem u ginekologa- to może być nawet bardzo interesujące doświadczenie- stwierdził Wojtek. Czy ja też będę badany? Marta roześmiała się - nie sądzę. Z tego co pamiętam oboje mamy krew na plusie. Co najwyżej przepytaj się tatki jakie choroby występowały u twoich dziadków. Nie wiem co prawda, czy będzie wiedział coś o zdrowiu swoich teściów. Jak widać to głupota i wredność nie są dziedziczne - jak na razie to nie odziedziczyłeś cech swojej mamy. Wojtek chwilę milczał a potem powiedział - byłoby fajnie gdyby urodziła się dziewuszynka. Muszę poczytać co zrobić by to była dziewczynka.
Marta roześmiała się - niestety ani ty ani ja nie mamy na to wpływu- nikt nie jest w stanie sterować płcią - w każdym razie jedno co wiadomo, że częściej rodzą się chłopcy. Teoretycznie to wg jednych opinii głównie dlatego, że są słabsi biologicznie od kobiet, częściej tracą życie lub zdrowie w młodym wieku, więc natura w ten sposób wyrównuje ich szanse. Według tak zwanej medycyny naturalnej stosunek w samym środku owulacji sprzyja poczęciu chłopca, natomiast 2, 3 a nawet 4 dni przed owulacją jest szansą na dziewczynkę. A tak naprawdę to nawet przy zapłodnieniu in vitro nie ma gwarancji że tak będzie. A tak na zdrowy chłopski rozum dziecko jest dzieckiem i rodzicom powinno być wszystko jedno jakiej będzie płci. Wojtek zamyślił się, a potem powiedział - szczęściarz z tego Michała, zmajstrował pareczkę, ale to nie są "klony". On mówił, że chyba zbyt krótko odczekali po odstawieniu tabletek i dlatego Ala wyprodukowała dwa a nie jedno jajeczko. A gdzieś czytałem, że dieta obojga ma wpływ na to jakiej płci będzie dziecko.
Eeee, bzdura- stwierdziła Marta - znałam taką, która przed ciążą i w jej trakcie obżerała się słodyczami i czekoladą, bo ktoś jej powiedział, że wtedy na pewno urodzi dziewczynkę, ale jednak urodziła chłopca, a na domiar złego takiego ważącego prawie 4 kg bez kilku dekagramów i w rezultacie musieli jej robić cesarkę bo inaczej to by się dzieciak wykończył- a ten poród zakończony cesarką to trwał prawie 10 godzin nim ją pokroili. W każdym razie tyle czasu leżała na sali porodowej i opowiadała potem, że dostawała bzika, bo jednocześnie było na porodówce siedem babek, a leżało się na takiej twardej wąskiej wysokiej kozetce i nie pozwalali jej zejść bo już jej wody odeszły. A najgorzej dokuczyło jej to, że pacjentki były odgrodzone od siebie tylko takimi cienkimi białymi parawanami, a personel nie szeptał do pacjentek tylko mówił pełnym głosem i tak zwanym "otwartym tekstem" w rodzaju "niech się pani nie drze bo to i tak nie pomoże". No a ona przez to wszystko zawaliła jeden semestr studiów a potem ponoć musiała zbijać swą nadwagę. Ona jeszcze będąc w ciąży wyglądała wielce okazale. A potem rozgłaszała wieści, że to wina jej męża, że urodziła chłopca, bo oni obydwoje powinni się byli obżerać czekoladą, a on nie chciał jeść czekolady- ponoć miał kłopoty z wątrobą. Wiesz- ja się podczas tych studiów nasłuchałam tylu głupot na różne tematy, że aż się dziwię, że nie zgłupiałam doszczętnie. Ale jak widać odporna ze mnie kobieta.
Zawsze mnie zastanawiało skąd one biorą takie mądrości życiowe. Najgorzej, że nie wypadało mi wręcz rżeć ze śmiechu. Bo jakby na to nie spojrzeć to studiowały w Warszawie i miały dostęp do różnych źródeł wiedzy nie tylko medycznej, tyle tylko, że jakoś nie umiały tego faktu wykorzystać. Pomyślałam wtedy, że za nic w świecie nie chciałabym być klientką którejś z nich. Teoretycznie wszyscy co ukończyli studia medyczne i konkretną specjalizację mieli podaną taką samą wiedzę a potem się okazuje, że jedni lekarze są świetni a inni - poprawni, ale nie świetni.
Kochanie, a ten twój lekarz to będzie cię miał pod opieką aż do chwili urodzenia się dziecka?- spytał Wojtek. Nie, on mnie odda pod opiekę swojemu koledze gdy już będę w ciąży. I ciąża będzie prowadzona w naszej klinice bo będę miała do niej blisko a rodzić będę w szpitalu, w którym pracuje kolejny kolega mojego gina. Tam nie ma zbiorowych porodówek. Od połowy ósmego miesiąca będę pod ich opieką. Gin mnie zapewnia, że nawet nie zauważę kiedy urodzę - ponoć tak będę zadbana. Póki co to jeszcze mamy furę czasu. Bo po odstawieniu tabletek mój organizm musi wrócić do normy. Co zabawniejsze, to mój gin twierdzi, że trochę jest tu "działania w ciemno", bo nie było prowadzonych regularnych badań w temacie "zależność wystąpienia ciąży mnogiej a termin odstawienie tabletek antykoncepcyjnych przed zajściem w ciążę". Po prostu niektórzy lekarze zauważyli, że wzrosła liczba ciąż mnogich i jakimś cudem doszli do wniosku, że ten wzrost ciąż mnogich nastąpił głównie u pacjentek które odstawiły tabletki i zaraz sobie zafundowały ciążę. I zapewne nikt takich badań nie sfinansuje - bo nikt za darmo nie będzie brał udziału w badaniach. To Europa a nie Indie i inne "zadupie" w których pacjenci biorą udział w badaniach nie wiedząc o tym. No i dopiero niedawno się wydało, że badania nad nowymi lekami tam prowadzone są niewiarygodne. Wiesz, tu nawet krem, kosmetyk nie będący lekiem, długo i namiętnie się bada czy nie szkodzi klientowi. A z reguły jego baza jest już dawno przebadana na 100 sposobów. I każdy nowy dodatek dodany do bazy jest badany oddzielnie oraz z bazą.
Rozmowę przerwał telefon od Andrzeja - słuchajcie jest dom w pobliżu nas! Taki na dwie rodziny . Żartujesz? - zapytał Wojtek. Nie żartuję, ale jest to duża chałupa, tyle tylko, że niemal bez ogrodu i dlatego nie ma powodzenia. To jest ze dwieście metrów ode mnie. Właściciel przeniósł się w lepszy wymiar a wdowa chce się wynieść z Warszawy do swojej córki, która mieszka w okolicy Bydgoszczy. Czekaj - przerwał mu Wojtek - to co ta babka chce to mało ważne, bo ten dom a właściwie jego połowa należy do córki - z nią też rozmawiałeś? Nie ma potrzeby rozmawiać, bo to jest córka z poprzedniego małżeństwa tej babki, więc nie dziedziczy po zmarłym niczego. Poza tym ta córka ma tam pod Bydgoszczą dom i ponoć się cieszy, że matka chce się do niej wprowadzić bo będzie miała darmową niańkę do dzieciaków, a ma ich troje. To jest duża chałupa i tak naprawdę to tam kiedyś mieszkały cztery rodziny. Gdy to obejrzałem to aż mnie zatkało- bo to są praktycznie cztery mieszkania. Ojciec już tam poleciał i obejrzał- każde z mieszkań to 3 spore pokoje z kuchnią i łazienką. Media miejskie, czyli woda, gaz, co. No ale nie ma prawie ogrodu- dookoła domu jest ścieżka szerokości góra 2,5 m , jej środkiem jest ułożony niby chodnik z płyt chodnikowych. No i ogrodzenie jest trochę dziwne - murek ponad metr wysokości, na nim siatka obrośnięta winobluszczem. Ale siatka jest gruba, taka ozdobna, nie taka zwykła ogrodzeniowa.
No i kto by tam miał twoim zdaniem mieszkać?- spytał Wojtek. No wy, rodzice Marty i twój ojciec. No i myślę, że moglibyście to sobie obejrzeć. A ty zdajesz sobie sprawę z faktu, że to będzie spory wydatek a poza tym możliwy do zrealizowania tylko wtedy gdy sprzedamy te mieszkania. No wiem, nie jestem jakimś głąbem. Na razie umówiłem się z tą kobietą, że wam o tym powiem- ona wie, że to cholernie duże jest i raczej szybko nie zejdzie. Wiesz- zawsze istnieje coś takiego jak umowa przedwstępna- przecież trzeba sprawdzić wszystkie papiery, prawo własności i zrobić ekspertyzę stanu technicznego. Jeśli będziecie zainteresowani tym domem i będzie się wam wszystkim podobał, to spróbuję babkę namówić, by w rozliczeniu wzięła np. mieszkanie wasze i ojca, bo one się szybko sprzedadzą - mało kto chce chałupę z niby ogrodem. Nie ukrywam, że marzy mi się od dawna byśmy bliżej siebie mieszkali. I chociaż bardzo lubię Michała i Ziuków to jednak chcę mieszkać blisko was. Ja naprawdę kocham was wszystkich. Ojciec już obiecał mi, że zaangażuje znajomego rzeczoznawcę by to wszystko dokładnie obejrzał i ocenił.
No dobrze- powiedział Wojtek -zjemy obiad i wpadniemy do was z moim ojcem. Rodzice Marty mają dziś u siebie kuzynkę Patrycji, więc im wszystko opowiem gdy od was wrócimy. Trudno opowiadać o czymś czego się jeszcze nie zobaczyło. Wstawimy do nich Misię i wpadniemy do was.
c.d.n.
This excerpt captures the complexities of relationships and the weighty considerations surrounding parenthood with humor and insight. Wojtek and Marta's candid discussion about skiing, driving, and the prospect of starting a family is relatable and reflects the realities many couples face. The dialogue is lively and offers a glimpse into their personalities and dynamics, especially how they navigate shared experiences and expectations.
OdpowiedzUsuńThe mix of humor, personal anecdotes, and a touch of seriousness creates a balanced narrative. Marta's recounting of her friend’s chaotic birthing experience adds a comedic yet cautionary layer to their conversation about parenthood. It shows how stories and experiences shape perceptions, often leading to misconceptions.
Overall, it feels like an authentic slice of life, highlighting the little moments and conversations that define relationships.
Read my new blog post: https://www.melodyjacob.com/2024/10/cozy-up-for-christmas-my-favorite.html Wishing you a happy weekend!