poniedziałek, 16 grudnia 2024

Córeczka tatusia - 176

 W trzy  dni po rozmowie z ojcem , wieczorem, Michał znów odebrał telefon z USA,  ale  tym razem, ku jego  zdumieniu, telefonował wspólnik jego ojca.Wpierw  się upewnił, czy  aby na pewno jest  Michał przy telefonie a nie inna osoba, a potem wyjaśnił, że ojciec Michała 2 godziny  wcześniej został zabrany na leczenie do kliniki psychiatrycznej. 

 Okazało  się, że po śmierci swej żony, czyli mamy  Michała, starszy pan doznał najzwyczajniej  w świecie tak silnego  szoku psychicznego, że zaczął żyć w innej rzeczywistości. Michał był zdumiony, opowiedział o  rozmowie, którą miał 3 dni  wcześniej  z ojcem.  No tak,  pana ojciec  szalenie tęsknił za swą żoną, wyparł ze świadomości  fakt, że ona  nie  żyje i  wyobraził  sobie, że zajmująca  się nim kobieta to jego  nowa  żona,  z którą poleci do Polski. Ponieważ leki, które  można podawać w  domu zupełnie  nie podziałały, lekarz opiekujący  się pana ojcem zdecydował o umieszczeniu  go w specjalistycznej klinice. Jak na razie to nie wiadomo  jak  długo będzie trwało leczenie, a  teraz przez  jakiś  czas ojciec  Michała  będzie w  śpiączce farmakologicznej. Michał poprosił by go informowano o  stanie   zdrowia ojca i podał  swój e-mail oraz numer komórki. Zaraz po rozmowie z tym wspólnikiem ojca  Michał zatelefonował  do Wojtka i wszystko mu opowiedział. 

Wojtek wysłuchał i stwierdził, że wcale a wcale go to nie  dziwi, w końcu byli tyle  lat małżeństwem i to raczej dobranym i nic dziwnego, że psychika  starszego pana zupełnie padła. No i  szczęście  w nieszczęściu, że  to wszystko w kraju,  w którym nie ma problemu z dostaniem się do lekarza- to raz, a  dwa, że tam kontakt pacjenta z lekarzem psychiatrą nie  stygmatyzuje pacjenta tak jak u nas.  Wiesz Michał - gdyby mnie teraz  coś takiego spotkało też  bym wylądował w psychiatryku , bo przecież my z Martą jesteśmy razem od pętaka, przyjaźniliśmy  się od początku podstawówki. Też by mi na mózg padło  w takiej  sytuacji nawet już teraz.  Michał - a  może chcesz  pojechać do ojca - nie ma  sprawy, wezmę wszystkie twoje  wykłady - zapewnił przyjaciela.

Nie, to nie ma  sensu skoro ojciec jest utrzymywany w śpiączce  farmakologicznej. Na  razie trzeba  spokojnie  poczekać  co będzie  dalej - stwierdził Michał. Jedyne  co mnie  cieszy, to fakt, że  ojcu  się tylko zdawało, że się ożenił. Bo tak  mówił, że  byłem pewny, że  się ożenił. Dość  długo rozmawiałem z  tym wspólnikiem ojca i on nie  widzi potrzeby bym tam teraz przyleciał. Wiesz- to kraj w którym co piąty  człowiek ma problemy z psychiką, więc są przyzwyczajeni do przeróżnych chorób  z tej półki.  Sprawdził tylko, czy ojciec ma  wszystkie  dokumenty w porządku i powiedział, że mama zapisała  jakieś kwoty dla dzieci i pytał czy może  by je już przekazać,  ale powiedziałem, że wpierw  poczekamy  co dalej będzie  z ojcem. Pytałem  się   czy jego zdaniem nie  byłoby lepiej by sprowadzić ojca do Polski, ale jego  zdaniem to raczej na pewno nie byłoby to dobre nawet gdy się jego  stan poprawi, bo jakby na to nie  spojrzeć to tam ma dom, w którym mieszka od bardzo dawna, nie ma problemu z opieką nad  nim w domu, bo ma tzw. "gosposię", a gdy wrócił z  Polski to szalenie krytykował to  wszystko co widział i  cały  czas chciał ściągnąć nas do Stanów, ewentualnie do Europy Zachodniej, a tak  dokładnie to do  Wielkiej Brytanii. On ma w Stanach bliskich przyjaciół, tu miałby tylko nas , a on przecież by już  tu  nie pracował i byłby praktycznie  sam w  ciągu  tygodnia.  I przy okazji się  wydało, że wcale  nie  zlecał swoim ludziom by szukali dla nas  miejsca w Europie, bo chciał byśmy po prostu osiedli w Stanach.  I wiesz- jesteś naprawdę  dobrym przyjacielem- dziękuję ci za gotowość w  razie  draki. No i jeszcze  jedna  ciekawostka -  gdy ojciec umrze to już jest  dyspozycja w jego dokumentach by mnie  nie ściągać na pogrzeb i tylko dostarczyć mi urnę z prochami i dołączyć  ją do rodzinnego grobu w Warszawie. Bo mamy prochy już  tu są, o czym nawet mi nie powiedział - nie wiem zresztą  dlaczego. Może po prostu zapomniał, nie mam pojęcia dlaczego  nic nie  napisał  ani nie mówił. A  może to taki odruch  wyparcia  tego faktu że jej już nie ma ze świadomości. Wspólnik mi obiecał, że będzie ze mną w kontakcie.  Prawdę mówiąc jestem nieco  przerażony stanem ojca,  a może  właściwszym  sformułowaniem  byłoby, że jestem  zbulwersowany. I cieszę  się, że nie wyemigrowałem razem  z nimi. Przy okazji odkryłem, że on po przyjeździe  do Stanów w pewnej  chwili "odmłodził się" o drobne pięć lat. Nie wnikam  w  szczegóły. Trochę mnie  siekło, że tak  naprawdę to  mnie oszukał z  tym rozeznaniem w kwestii naszej ewentualnej emigracji  do  Stanów. I, tak z ręką  na  sercu - nie  da  się ukryć, że w tej  chwili dla  mnie  znacznie   bliższym i ważniejszym  człowiekiem  jest Ziuk, który z biologicznego punktu  widzenia jest  dla mnie zupełnie  obcym  człowiekiem.  Przecież  Ziuk jest ojcem nieżyjącego już męża Ali.  Jednak to on jest na  bieżąco w naszej  codzienności i jest pełnowymiarowym dziadkiem dla wszystkich naszych  dzieci  a nie tylko dla Mirka. Wiesz - jestem  tym  wszystkim  nieźle  skołowany, ale będę w pracy, za trzy  dni  zaczyna  się sesja. Po prostu odzyskałem na  te  wszystkie zawirowania właściwy kąt  widzenia.  Ojciec ma tam bardzo dobre ubezpieczenie, więc będzie  miał właściwe leczenie i dobre  warunki. A chorych na mózg to oni  tam mają na pęczki, bo jakby na  to nie  spojrzeć to tam  są jednak zupełnie inne  warunki życia i inne wartości mają tam dla ludzi  znaczenie. 

Nie mówiłem ci tego, ale mój ojciec  ocenił, że my wszyscy, ty, ja, Andrzej  - żyjemy jak nędzarze. Bo według niego to każdy  z nas powinien mieć  własny duży  dom z drogimi meblami, z  dużym ogrodem i koniecznie ze  służbą.  Powiedziałem  mu tylko wtedy, że na  naszym kontynencie są jednak nieco inne kryteria  wartości i prosiłem  by nie pyszczył na ten temat gdy będziemy wszyscy  razem.  No i nie pyszczył.

Wojtek roześmiał się - oj,  szkoda że tego wtedy gdy siedzieliśmy razem przy  stole  nie powiedział - byłoby  wesoło, bo Marta zaraz podjęłaby rękawicę i bez ogródek powiedziałaby mu co współczesny człowiek będący w naszym  wieku i  z naszym  wykształceniem myśli na ten temat. Nie przeczę -  Stany to kraj,  w którym bardzo zdolni i jednocześnie  bardzo zdeterminowani  mają  szansę na  rozwinięcie  skrzydeł, ale  tylko  wtedy  gdy trafią na kogoś kto ma  dużo pieniędzy i otwartą  głowę. Tesla był geniuszem  a umarł w nędzy w tym wspaniałym kraju. Ani Marta ani ja nigdy  nie  mieliśmy  ciągot by  się przeprowadzić na  stałe  poza  ocean. Marta stwierdziła, że co najwyżej to pojechałaby  na jakąś dobrze zorganizowaną  wycieczkę po Stanach, ale jednocześnie podejrzewa, że byłaby  zapewne mocno rozczarowana, bo z reguły te  wszystkie  miejsca  wycieczkowe są przereklamowane. Gdy ostatnio była w tężni w Konstancinie  to spacer w płaszczu przeciwdeszczowym w środku  tężni skojarzył się jej ze  zwiedzaniem Niagary- akurat dzień  wcześniej oglądała film o Niagarze i tych turystów na  stateczku krążących po pokładzie  w  tych płaszczykach przeciwdeszczowych i stwierdziła, że ma  tyle  samo atrakcji co oni- właściwie   niewiele  widać, bo woda  oczy  zalewa, no może tylko ta  różnica, że  stateczek  się nieco zatacza na  falach, a ona drepcze  po stabilnym podłożu, a  miejsce nazywa  się tężnia w Konstancinie  a nie Niagara. Była  kiedyś z ojcem w Bułgarii i pojechali do Bałcziku - wg przewodnika turystycznego są tam super ogrody z kwitnącymi kaktusami, ochy i  achy murowane. A potem  się okazało, że no owszem kaktusy były, ale  tylko jeden był uprzejmy  aktualnie kwitnąć, upał był w tym ogrodzie  niczym na pustyni w Teksasie, ani skrawka cienia, ani ćwierć ławki, przekłusowali przez ów ogród kaktusowy, posiedzieli potem na krawężniku chodnika czekając na autobus bo oczywiście ławka  na przystanku to  sprzęt  zupełnie  nieznany i wrócili umordowani i pół  żywi do swego hotelu. To był taki nieco  śmieszny pobyt bo wprawdzie hotel był bardzo ładny to jedzenie wybitnie odchudzające, bo  wszystko ociekało oliwą lub olejem i było zimne, bowiem wszystko było ustawiane  na  stołach grubo przed dotarciem do nich wczasowiczów. Dobrze, że w pobliżu  hotelu był sad brzoskwiniowy i nikt  w nim nie  zbierał owoców, które po prostu spadały na podłoże, więc chodzili do tego  sadu i tam  się dożywiali brzoskwiniami. A wieczorami  wędrowali  około 2 km do plażowej budki, w której były smażone  w głębokim  oleju małe, najwyżej 15 centymetrowe rybki - jadło się je  razem  z  wszystkimi ośćmi, bo były wrzucane  do kociołka w  całości i tylko kręgosłup miały usunięty.  Bo jeśli idzie o  kolacje w tym hotelu to zdaniem  Marty to tylko wino było niezłej jakości.  Ale, jak pisała  potem do mnie to było fajnie,  bo wieczorem szli potańczyć, a tata Marty dobrze tańczył . A gdy wracali już do Polski pociągiem to Marta miała  gorączkę i zaraz  zasnęła i spała jak zarżnięta aż do Warszawy. Panie, które  były razem  z nią  w przedziale bardzo  się o  nią martwiły. A tak po  cichu to podejrzewały, że to nie jest tata Marty tylko jej kochanek. I zaraz po tej  bułgarskiej  eskapadzie przyjechali do nas do Austrii. I już nigdy  więcej  nie pojechali na   wczasy  do Bułgarii. I po tym pobycie Marta przestała  wierzyć wszelakim przewodnikom  turystycznym. To co  się tam Marcie na tych  wczasach podobało to fakt, że mieli stolik czteroosobowy a nie ośmioosobowy i razem z nimi  siedział pilot LOT-u, więc siłą  rzeczy Marta wypytywała  go wiele  spraw  związanych z lataniem samolotami.  Raz, już po tym urlopie przydała  się tacie  Marty znajomość z tym pilotem, bo  dzięki niemu mógł szybciej wrócić z jakiejś delegacji z Niemiec do Polski.  No bo przecież Marta była sama w Warszawie, my byliśmy już wtedy w Austrii. No i Marta miała  wtedy  już  a właściwie  dopiero 15 lat.

Przez  chwilę obaj  milczeli a potem Michał powiedział - i twoja i  moja żona  miały mało udane  życie rodzinne. Matka Ali chyba  miała jakiegoś upatrzonego  faceta  na  swego  zięcia i tak naprawdę Ala wyszła wtedy  za mąż  bez jej zgody, bo ona miała na oku innego  kandydata. Czy wiesz, że one do dziś nie mają  ze sobą kontaktu? I pomyślałem, że dobrze, że nadal Ala nie ma  z nią kontaktu, no bo jak można powiedzieć  własnej córce, która nagle  zostaje   wdową z malutkim  dzieckiem, że to kara  za to, że  wyszła  za mąż za kogoś innego  niż miała na  myśli jej  matka?  Jakoś zupełnie  mi  się  to nie  mieści w rozumie.  Wojtek tylko uśmiechnął się - dla mnie po wysłuchaniu  kilku opowieści z życia wziętych i po tym jak moja matka potraktowała mego ojca, postępowanie wielu osób jest nierozwiązywalną zagadką.

Bo to, że nasze upodobania zmieniają się z wiekiem to nie jest nic nadzwyczajnego - bywa. Kiedyś obżerałem się pączkami, teraz na  sam widok pączka chce mi  się wymiotować. Znudził ci  się z jakiegoś powodu  mąż  czy  żona? Bywa- ale nim puścisz  kantem to przemyśl  to, przeanalizuj o co  dokładnie  idzie, omów to z tą osobą. Bo nic  oprócz  chorób  wirusowych  nie przybywa  do nas  z powietrza. Wszystko ma jakiś swój początek.  Marta nauczyła  mnie by o wszystkim rozmawiać, nawet o najmniejszym tak  zwanym  głupstwie w  rodzaju "wkurza  mnie, że  zawsze zostawiasz  mydło nie na mydelniczce ale luzem na  umywalce". 

Tak na   "ZCR"  czyli Zdrowy  Chłopski Rozum  problem jest gówniany, ale gdy trwa przez  jakiś  czas urasta do wielkości Everestu. Nie odpowiada  ci coś w  sferze  intymności ?  to też  się  zdarza, ale nim  ci to rozwali związek to jest jednak sporo  czasu by to  zmienić. Tata Marty to mówi, że  nie  może  zrozumieć, że ludzie nie  wstydzą  się  zbliżenia podczas seksu a wstydzą  się potem o  tym już dokonanym  fakcie  rozmawiać. Przecież jak o tym nie porozmawiacie to nie  będziecie nic wiedzieć o sobie  wzajemnie  bo wszystko będzie oparte  tylko na domysłach, a to że dziewczyna jęknęła  może  być równie dobrze   wyrazem  rozkoszy jak i bólu.  I taka wymiana informacji tak naprawdę dotyczy każdej sfery naszego  wspólnego życia. I tak powinno  to być do końca życia - całe  wspólne życie  musi  być nieustającą wymianą informacji.  Jesteśmy z Martą ze  sobą od szkoły podstawowej ale nadal wszystko sobie  wzajemnie mówimy co się nam ze  wspólnie robionych  rzeczy podoba lub nie podoba. W ogóle naprawdę dużo  ze  sobą  rozmawiamy. Korzystamy  z tego daru natury stale i konsekwentnie.

Coś ci powiem - Michał nieco  zniżył głos - odkąd  Marta i Ala się przyjaźnią odkryłem Alę na  nowo, bo też trenujemy "ZCR". I Ala uczy teraz  nasze "krasnale" by zawsze o  wszystkim nam meldowały. I zawsze pilnujemy, by  donosiły o  sobie a nie o braciszku lub siostrzyczce. Bo wiadomo - łatwiej jest powiedzieć  o innych niż o  sobie. I myślę, że potem, gdy będą  starsi łatwiej im   będzie  wdrażać ZCR.

                                                              c.d.n.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz