piątek, 13 grudnia 2024

Córeczka tatusia - 175

 "Letnisko" na okres lipca i sierpnia zostało "zaklepane". Podstawą opieki w trzech zaprzyjaźnionych rodzinach zostali  "z własnej i nieprzymuszonej  woli"  dziadkowie. Michał i Wojtek musieli być na uczelni w lipcu, więc automatycznie oznaczało to, że będą wpadać na letnisko  tylko w weekendy. A ponieważ domek nie  był z gumy to rodzice Marty namawiali ją i Wojtka  by w sierpniu pojechali gdzieś na urlop, przynajmniej na  dwa tygodnie. Marta obiecała, że "pomyśli  o tym", ale oboje  z Wojtkiem  byli  zdania, że  będzie lepiej gdy jednak będą w tym  czasie blisko tego letniska. Ewa  to jeszcze  wciąż maluszek i będą spokojniejsi gdy od  dziecka będzie  ich dzieliło  około 60 km odległości  niż np. 300, a poza tym jak oboje stwierdzili to i tak  będzie  to dla nich  wypoczynek.

W czerwcu ojciec Michała "nagle się uaktywnił" jak to określił Michał i przysłał wiadomość, że przyjedzie do Polski na przełomie lipca i  sierpnia razem ze .........swoją żoną. Chcą się rozejrzeć za jakimś mieszkaniem dla siebie - po prostu chcą mieć mieszkanie  dla siebie, a jeżeli się nowej żonie spodoba w Polsce, to zapewne się przeprowadzą do Polski. A w tej  chwili  znajomi szukają dla nich jakiegoś niedużego  domu  na obrzeżach Warszawy. Bo ojciec  wolałby jednak mieszkać w jakimś własnym domu  niż w jakiejś kamienicy.  Michał omal nie  zadławił się śniadaniem,  w czasie którego czytał ten list. No ciekawe, ciekawe - stwierdził Michał. Osobiście wolałbym żeby zamieszkali w jakimś innym miejscu w Europie niż Warszawa. Gdyby to było w  czasach gdy jeszcze  żyła mama, to nawet bym przyklasnął tym planom, ale w tej  sytuacji mało to mnie interesuje. Ja  go właściwie  nigdy  nie interesowałem, więc  z czasem straciłem dla niego  zainteresowanie. Wpierw obiecywał mi złote  góry, bo przecież  będzie zarabiał "prawdziwe pieniądze", ale większość czasu gdy  studiowałem to  się  sam finansowałem. Dobrze, że to  mieszkanie nasze  nie było wykupione i  miałem gdzie mieszkać. Sam widziałeś - miała jego kancelaria zrobić dla nas jakieś rozeznanie dokąd  się warto z Warszawy przenieść i rozwinąć  biznes,  a tak naprawdę  to nawet palcem  nie kiwnęli, co znaczy, że on ich w to  nie  angażował. I naprawdę "wisi mi i powiewa" czy on zjedzie  do Polski i tu będzie  mieszkał i czy będzie  sam czy z jakąś dupiną.  

No fakt- stwierdził Wojtek - nie popisali  się inwencją w tej dziedzinie rozpoznania  biznesowego. Ale jeżeli nie masz ochoty pomagać ojcu w  znalezieniu locum, to uprzedź go o  tym, żeby  nie  miał żadnych  złudzeń. I napisz, że w te  dwa miesiące  nie  będzie  cię w Warszawie we  wszystkie weekendy i że w lipcu to też ma  marne szanse na twoje towarzystwo w  dni powszednie bo będziesz  wszak mocno zajęty, bo to  zawsze czas intensywnej harówki dla nas. Ciekawe  w jakim wieku ta jego żona, bo nic nie wymawiając twojemu ojcu to młodzieniaszkiem już nie jest.  I w tym  układzie  możesz być mało gościnny i  nie  ma powodu dla którego mieliby mieszkać u  ciebie, chociaż  będziesz  w tym czasie  sam.

No jasne, że nie będę "gościnny", stary nie jest już młodzieniaszkiem, on już jest bliski siedemdziesiątki a może jest nawet już po siedemdziesiątce i bliżej osiemdziesiątki? Nie pamiętam  z którego on jest  roku- w każdym  razie jest  już  w  wieku emerytalnym.  Tyle tylko, że to wolny  zawód i nie ma przymusu przejścia na  emeryturę w określonym odgórnie  czasie. A może to jakaś pielęgniarka go poderwała? -bo do mamy przychodziły dwie  lub trzy- zastanawiał  się Michał. Wiesz- perorował Michał-  może ja jestem nieco niedorozwinięty umysłowo, ale jakoś zawsze  wątpię w  szczerość uczuć gdy różnica pomiędzy partnerami jest ponad dwadzieścia lat.  Akurat to, że  się staremu facetowi podoba młódka to ja rozumiem, to naturalne, ale nijak nie  rozumiem gdy  się młodej kobiecie podoba facet w  wieku emerytalnym. Bo tak naprawdę najczęściej podoba się takiej pani zawartość portfela  owego pana. Ale nie  wykluczam, że ta jego wybranka jest w  wieku bardziej dopasowanym do jego wieku. Pewnie  są  to tylko  moje  złudzenia, bo z tego  co w życiu widziałem  starzy faceci głupieją na starość. Powiem  ci  Wojtku szczerze, że  zazdroszczę  ci i twojego ojca i twego teścia. To są niesamowicie  fajni faceci - mądrzy i tak  serdecznie  nastawieni  do ludzi. 

No fakt- przytaknął Wojtek,  nastawienie  do ludzi   mają obaj  pozytywne.  Ale  to może  dlatego, że obaj już  są po przejściach, bo ojciec Marty to bardzo źle trafił z jej matką, a  mój po latach  został nieomal publicznie  zdradzony- bo wszyscy dookoła widzieli , że się mamuśka moja "prowadza i zadaje z innym", tylko mój ojciec był nieświadomy  niczego.

No nic- zobaczymy gdy mój stary  przyjedzie. No i masz rację- uprzedzę go, że na  moje towarzystwo w lipcu to praktycznie nie ma  co liczyć. I chyba podeślę mu maila z cenami domów np. na obrzeżu Ursynowa - zrobię mu skany z ogłoszeń  tych domów, które myśmy kiedyś oglądali na skraju powsińskiego lasu, bo jestem pewien, że na pewno nie potaniały. A poza tym odkryłem, że część tych domów które wtedy oglądaliśmy nadal jest nie  sprzedana i nadal figurują do sprzedaży. I mu napiszę o  tym. Ciekawy jestem czy on naprawdę się ożenił. Bo mój tatunio ma  kłamstwo we krwi, tak jak hemoglobinę. I zapewne ma niższy poziom  hemoglobiny  niż kłamstwa, każdy  wariograf  by się przegrzał w trakcie  jego badania. 

Wojtek uśmiechnął się - trochę  mnie  zaskoczyłeś- gdy z nami wtedy rozmawiał to miałem  wrażenie, że jest jednak zainteresowany  tym byśmy gdzieś poza  Polską rozwinęli skrzydła.  Nasze rodziny odebrały go bardzo pozytywnie. Michał skrzywił  się - to rasowy prawnik - w trakcie  rozmowy nie poznasz  czy mówi prawdę  czy łże. Każdy prawnik jest trochę aktorem. Jedno jest pewne i to mu napiszę - nie  będę mu nic a nic  doradzał w kwestii kupna bo po prostu nie  znam  się na  tym. Zresztą widziałeś jaki ze mnie  znawca gdy wtedy razem oglądaliśmy te  domy - ja tylko się zastanawiałem czy rzeczywiście taka chałupa jest tyle  warta i na pewno bym wziął kogoś kto się zna  na budownictwie by posprawdzał jakość materiałów, żeby  się nie okazało że kilka  tygodni złej pogody zmiecie  dom z powierzchni ziemi, bo były zastosowane  niewłaściwe  materiały. Marta o wiele lepiej się wyznawała w  te klocki i dawała  bardzo rzeczowe  argumenty tłumacząc dlaczego dany obiekt nie  za bardzo nadaje  się do  mieszkania.

Wiesz- my z Martą i jej tatą też w pewnym  momencie przymierzaliśmy się do kupna  domu, bo jeden z moich klientów sprzedawał jednorodzinny nieduży  domek na Ursynowie- taką chatkę Baby Jagi, z ładnym czerwonym dachem - powiedział Wojtek.  Nie powiem - na zdjęciach domek wyglądał  super, ale tak naprawdę to był do niczego, był bez garażu, a my mamy dwa  samochody, wewnątrz też  żaden luksus i jak  mówią "głowy z  zachwytu  nie urywało",trzeba  by  było pozmieniać wewnątrz układ na bardziej przyjazny do mieszkania, domek trudny do ogrzania bo ze  wszystkich  stron wystawiony  na wiatr, więc właściwe jedynym  mądrym krokiem  byłoby jego solidne ocieplenie od  wewnątrz, co dość wyraźnie odbiłoby  się na wielkości powierzchni mieszkalnej, bo tego nie ociepliłaby cieniutka  warstwa jakiegoś tworzywa. Rozmawiałem o  tym z fachowcem i on widział rozwiązanie w postaci wewnętrznej obudowy ścian- taka drewniana boazeria z "podpinką" z ocieplającą. No i wtedy cena  już  zupełnie  nie byłaby atrakcyjna.  Do autobusu było daleko, do sklepów także i w końcu po bardzo krótkim  namyśle zostaliśmy w tym starym mieszkaniu. Mamy na podwórku dwa miejsca parkingowe, blisko do metra, sklepy na  wyciągnięcie  ręki a na dodatek to nam Marty rodzice  we  wszystkim ułatwiają życie. 

A gdy pojechaliśmy na poślubny urlop to  ojcowie cichcem nam zrobili remont chałupy i mieszkanie jest tak  zwanie "zrewitalizowane". Przerobili nam łazienkę, bo była  razem z WC, więc teraz  jest to rozdzielone, wymienili okna, mamy fajną nową podłogę w kuchni, nowe meble kuchenne  a te trzy  pokoje  i ten jeden zabawny  mały pokoik wystarczą nam do końca  życia. Tata  Marty już sporządził testament i to mieszkanie odziedziczy Marta, bo ono jest wykupione na  niego.  A Patrycja i tata Marty są współwłaścicielami mieszkania Patrycji i w  chwili śmierci jej  albo jego własność całości przechodzi  na  współmałżonka. A Pati zrobiła też zapis, że jej część  mieszkania przejdzie na Ewę. Wiesz, Pati jest niespotykanie  dobrą i serdeczną osobą- ona jest mamą i dla Marty i dla  mnie - traktuje nas jakbyśmy byli jej prawdziwymi dziećmi. Marta  mówi, że to dlatego, że Pati miała szalenie nieudane małżeństwo, a po takich doświadczeniach człowiek z reguły już wie co  się w życiu liczy. Na początku, zaraz po naszym ślubie  to mówiłem do Pati po imieniu, ale teraz to i Marta i ja mówimy do  niej per "mama".  Ewunia tak samo mocno  tuli się do nas  wszystkich, a Pati zawsze  mówi, że nie ma na  całym osiedlu tak mądrego niemowlaka jak  nasza  Ewunia. Andrzej ile  razy do nas telefonuje  to zawsze  się pyta jak się  spisuje jego synowa. My się zawsze śmiejemy z tego, że on to już  wie jaka będzie jego  synowa i  zawsze  się  trochę podśmiewamy, ale jak  wiadomo to  w życiu może się zdarzyć  wszystko i może naprawdę będzie  kiedyś synową  Andrzeja.  A jego Piotruś uważa, że Ewa będzie na pewno.....pianistką bo tak rozkłada paluszki rączek jakby chciała objąć oktawę. Bo mój przyszły zięć miał pierwszą lekcję muzyki w  szkole i nauczycielka im opowiadała o budowie pianina, każde  dziecko przymierzało się do klawiszy i w ogóle bardzo się ta lekcja podobała  Piotrusiowi.  Andrzej już  szuka takiego zabawkowego miniaturowego pianina, bo któraś z koleżanek Maryli ma podobno taką zabawkę w  swoim domu rodzinnym i obiecała, że pojedzie do swych rodziców i poszuka  czy nadal jest to mini pianino.  

Ciekawy jestem czy Piotruś naprawdę będzie chciał uczyć się  muzyki. Andrzej co prawda twierdzi, że on dzieci nie  rozpieszcza, ale to tylko taka  zasłona  dymna. Gdyby  tylko  miał więcej  czasu i  był mniej  zmordowany to na pewno by ich rozpieszczał i bardzo dużo z nimi przebywał. A on gdy jest  w domu to jak mówi Marta jest tam tylko jedną  nogą bo  jeśli czeka go jakaś  trudna operacja to w domu sobie układa  w głowie plan. Ja też często jestem  tylko fizycznie  w  domu, bo albo sobie  w głowie układam wykład  albo wysilam mózg i męczę go tym doktoratem.  Marta też często jest "obecna, nieprzytomna" bo myśli w  domu o  stricte służbowych sprawach. I albo  coś czyta, albo siedzi z  zaciętą miną i wpatruje  się  w pusty ekran komputera. Wtedy  wiem, że moja  kochana żona coś wymyśla i nawet  nie próbuję jej  zagadywać, tylko ukradkiem podsuwam jej jakieś owoce i......czekoladę. I czekolada i  owoce  dobrze  wspomagają mózg. Ja to  chyba jestem od  niej uzależniony.

Michał spojrzał na niego poważnie i cicho powiedział - i tak stary trzymaj, to bardzo dobre i  zdrowe uzależnienie i pielęgnuj  je, by  było z tobą  do twego ostatniego tchnienia. To jest po prostu prawdziwe uczucie a nie  jakieś uzależnienie. Mam tę  samą przypadłość i bardzo się z niej cieszę. A jak wasza Ewutka  zacznie być już nieco mądrzejsza to się ten  stan bardziej umocni. I wiesz- niech Marta będzie na  tej połówce etatu jak najdłużej, bo mam  wrażenie, że na  całym etacie  to ci  się dziewczyna zamęczy. I zauważyłem, że moje dzieciaki wyraźnie zmądrzały odkąd  nie łażą  do przedszkola. Wystarczy jak podeślesz dziecko do przedszkola na rok przed  szkołą. Bo wtedy się trochę otrzaska z innymi dzieciakami,  ciutkę  schamieje i uodporni się na inne dzieciaki.  Widzę to po swoich dzieciakach. Pareczka jest hodowana w  domu i są znacznie mądrzejsi i grzeczniejsi niż był w ich  wieku Mirek. I - uprzedzam  twoje  zdanie  w tym temacie- to nie ma  nic wspólnego z dziedziczeniem zdolności po reproduktorze - ojciec Mirka był naprawdę szalenie zdolnym i mądrym facetem a nie jakimś "odrzutem intelektualnym".  W tym miejscu gdzie on wpadł w poślizg i wcześniej i później było kilka  wypadków na mokrej nawierzchni. Mój kolega jakimś cudem postarał się o  dostęp do tych powypadkowych  protokołów - po jego wypadku były i inne - teraz jest tam ograniczenie szybkości, ale to jakieś złe  miejsce bo i po tym ograniczeniu szybkości były wypadki, w tym i śmiertelne. Gdyby mąż Ali jechał w kasku to zapewne pomimo wypadku by przeżył. No ale póki co to nikt nie jeździ samochodem  osobowym w kasku. Opinie o  nim słyszałem od osób, które nie wiedziały że jestem jego następcą u  boku Ali.  Wszyscy byli  zdania, że co prawda  był maniakiem szybkości ale on wyżywał się na  torze w Poznaniu.  I nigdy nie  miał tam wypadku a "szpulował" ponoć jak opętany. Mirek to bardzo zdolny chłopaczek i kocham  go tak samo jak Irenkę i Marka. Gdy pierwszy raz powiedział do  mnie  "tata" to normalnie  się popłakałem - tak  mnie to wzruszyło. Jak będzie  dorosły to mu powiemy wtedy, że nie jestem jego biologicznym ojcem. Psycholog dziecięcy uznał, że teraz nie  miałoby to sensu.  I twoja Marta też tak uważała. Masz bardzo  mądrą żonę.

                                                                  c.d.n.


4 komentarze: