Jeszcze tego samego wieczoru Andrzej podzielił się z Martą swoimi "przeżyciami" z operacji. Wojtek i Milosz ukradkiem podsłuchiwali co mówi Marta, ale Wojtek powiedział Miloszowi, że to co Marta mówi to z reguły jest mało ciekawe, ale on osobiście lubi obserwować mimikę Marty w trakcie jej rozmowy z Andrzejem. Bo Marta wyraźnie przeżywa te Andrzejowe sytuacje.
Gdy Marta skończyła rozmowę z Andrzejem to powiedziała - właściwie to dobrze zrobiłam, że nie poszłam na medycynę, bo gdybym była lekarzem to w pewnej chwili trafiłabym za kratki, bo chyba zwyczajnie zatłukłabym zapewne co drugiego pacjenta. Mnie tej anielskiej cierpliwości zawsze brakowało i na zajęciach praktycznych naprawdę często miałam ochotę udusić klientkę lub koleżankę w tej roli, ale zawsze myślałam, że to tylko dlatego, że sporo kobiet to tak zwane słodkie idiotki. Ale jak widzę to głupota i nieodpowiedzialność jest szalenie rozpowszechnionym zjawiskiem i wcale nie dotyczy tylko kobiet. Ale muszę oddać sprawiedliwość swoim kolegom z laboratorium - ci faceci myślą i bardzo szybko pojęli, że ja bywam w pracy nie w celu szukania dla siebie męża lub kochanka.
No a co ma z tym wspólnego to co ci opowiadał Andrzej?- spytał Wojtek. Marta roześmiała się - no bo teraz jest wszystko frontem do pacjenta - taka nowa moda nastała - i gdy pacjent ma mieć zabieg nie w pełnej narkozie a tylko pod znieczuleniem to może sobie wybrać, czy chce spać w trakcie zabiegu czy nie. Większość to woli dostać coś na spanie, a dziś się trafił taki, który wolał nie spać i był w nastroju kawiarnianym, czyli chciał pogadać, no i nie trafiało do niego, że to nie spotkanie towarzyskie a operacja i jedyne rozmowy to są pomiędzy chirurgiem a instrumentariuszkami i anestezjologiem i facet cały czas trzeszczał, choć mu któraś z pielęgniarek powiedziała, że to nie kawiarnia i tu się nie rozmawia i mówić może tylko lekarz, a Andrzej w końcu tylko mrugnął do Krzysia i Krzyś dał gościowi na spanie. Wybudzili go delikatnie jeszcze na stole, a facet stwierdził, że jednak zasnął, na to pielęgniarka mu powiedziała, że to dlatego, że na sali jest bardzo ciepło. Zresztą faktycznie na sali musi być ciepło, wszak pacjent jest bez ubrania, a te płachty to niestety nie grzeją. Andrzej zawsze działa tylko z Krzysiem i oni mają jakiś swój własny system porozumiewania się półsłówkami, choć inni uważają, że to nie słowa tylko jakieś pomruki.
Opowiadała mi Maryla, że w czasach nim zostali parą to Andrzej namawiał ją, by się przestawiła na instrumentariuszkę, więc była dwa razy przy operacji i stwierdziła wtedy, że to szalenie trudna praca, bo chirurg i anestezjolog najczęściej porozumiewają się monosylabami i tak im się ten sposób konwersacji utrwala, że potem chirurg też tak "duka" po pół słowa do instrumentariuszki. Poza tym to nie da się tej specjalizacji szybko opanować, a naprawdę dobra instrumentariuszka to taka, która obserwując to co robi chirurg już z góry wie co podać chirurgowi. Henio kiedyś mi mówił, że one czasem lepiej wiedzą niż operator które narzędzie podać. Nie da się ukryć, że to szalenie wyczerpujący zawód nie tylko psychicznie ale i fizycznie. Gdy leżałam w szpitalu byłam przerażona wyglądem Andrzeja gdy któregoś dnia wpadł do mego pokoju prosto z operacyjnej.
Wojtek uśmiechnął się - ale nie uciekłaś tylko załapałaś kolejne punkty u Andrzeja. Powiedział mi wtedy w sekrecie, że jesteś jedyną kobietą, która go widziała widziała w takim stanie. No to mu jeszcze opowiedziałem jak mnie ratowałaś jeszcze w czasach szkolnych gdy miałem rozbitą goleń gdy mieliśmy z chłopakami bitwę na krzesła. Marta wzruszyła ramionami - po prostu przemyłam ci to miejsce wodą utlenioną i zrobiłam opatrunek i kazałam ci iść natychmiast do domu i z mamą do lekarza. Wyglądało to paskudnie . Ale uratowałam cię gdy miałeś krwotok z nosa i ta idiotka kazała ci trzymać głowę do tyłu, by krew spływała do gardła.
Henio przedtem pracował w innym szpitalu i tu zaraz po pierwszym zabiegu stwierdził, że w tej klinice to jest pełna kultura na sali podczas operacji i żadne bluzgi nie latają w powietrzu, a gdy był jeszcze na stażu w kilku miejscach to , jak twierdził, miał okazję poznać jak bogaty jest polski repertuar słów niecenzuralnych. A Henio przed laty był na nartach, zagapił się i wjechał w jakiś krzak i tak go to jakoś przyhamowało i zniosło z kursu, że musiał wylądować na ostrym dyżurze na ortopedii i tam doznał szoku, bo chirurg był najzwyczajniej w świecie w stanie wskazującym na spożycie dużej ilości alkoholu. Ale był wielce gościnnym facetem i proponował by Henio się znieczulił procentami. Henio jakoś się "pozbierał", zatelefonował do jednego z kolegów i najzwyczajniej uciekł z tego szpitala. Był tak przerażony, że sam sobie kolano ustawił na miejsce, zawiązał mocno szalikiem i dokuśtykał przed szpital, pod którym nawet był postój taksówek.
A który to jest Henio?- zapytał nieco zdezorientowany Milosz. Och, to bardzo dobry chirurg, młodszy od Andrzeja, ale teraz go nie ma, bo się szkoli w Londynie. Przyszło z zaprzyjaźnionej londyńskiej kliniki zaproszenie dla jednego chirurga i Andrzej przekonał szefa by wysłać Henia. Jeszcze trochę i wróci- pół roku minie chyba w końcu maja. Andrzej już się doczekać nie może, bo przez brak Henia jest zawalony pracą. No bo oprócz operacji ma przecież pacjentów w przychodni przyszpitalnej - wyjaśniła Marta.
Ten czas tak szybko mija, że chwilami mnie aż zatyka ze zdumienia. Dopiero co leżało u nas w domu takie ociupeństwo, że ledwo było ją widać , a wczoraj w łóżeczku Ewunia wpierw przepełzła z jednego końca w drugi, a potem usiłowała stanąć na nóżki trzymając w garści moje włosy. Dobrze, że tata zamówił już kojec, bo mam wrażenie, że na sztywnym podłożu to ona już będzie trenowała wstawanie na nóżki. A najbardziej to lubi przewieszać się na mnie gdy leżę na boku. A strasznie mnie przy tym szczypie, bo się mnie trzyma i będę pewnie miała siniaki. Maluśkie te jej paluszki ale bardzo silne. A będzie miała rodzeństwo?- zapytał Milosz.
Nie sądzę - zakładaliśmy jedno i chyba na tym jednak poprzestaniemy. Późno zaczęliśmy, więc chyba jednak będzie jedynaczką. Wiesz, jakoś nie tęsknię za tym by rodzić drugie- wystarczyło mi wrażeń z nią. Widocznie jestem histeryczką - na samą myśl o drugim porodzie jestem bliska skoku z PKiN-u. Może kiedyś ktoś opracuje jakąś kapsułę by dziecko mogło dojrzewać poza organizmem matki. Ciąża jako taka to było jeszcze przysłowiowe małe piwo, ale reszta to do kitu. Jakby na to nie spojrzeć nie po to zrobiłam studia by produkować dzieci. I tak miałam niesamowity fart, że nie miałam różnych dodatkowych atrakcji w postaci mdłości itp. i udało mi się nie utuczyć przez te dziewięć miesięcy, ciąża nie była zagrożona, w pracy mi nie dokuczali, ale na drugie dziecko to ja się nie piszę. Ja wiem, że są dziewczyny, które mogą nieomal co rok rodzić, ale ja do nich nie należę. Ewa nie jest uciążliwym dzieckiem, na szczęście jest zdrowa, nie ma żadnych uczuleń, ja mam na szczęście pomoc rodziców w opiece nad nią, ale na drugie się nie piszę.
Porozmawiaj Milosz z Alą- ona ma w sumie troje, bo za drugim razem ona wyprodukowała dwa jajeczka i mają starszego synka z pierwszego związku Ali i pareczkę z Michałem. Bo to nie są bliźniaki - nazwa bliźnięta jest dla dzieci jednojajowych, to są wtedy po prostu klony i zawsze są to dzieci tej samej płci, ale ona wyprodukowała za jednym zamachem dwa jajeczka i oba zostały zapłodnione. No i Ala ma nieustanną pomoc swych teściów z pierwszego związku a i tak jest zarobiona. Teściów to ma Ala naprawdę wspaniałych, zresztą ja też mam super teścia, bo tata Wojtka to super dziadek. Przeszedł na pół etatu, żeby więcej czasu być z Ewunią. Moi rodzice też nam ułatwiają życie i dzięki nim mogę pracować. Popatrz - twoi teściowie mają tylko Hankę, a twoja teściowa to chce byście mieli więcej niż jedno dziecko. Zapytaj się, czemu wyprodukowali tylko jedno dziecko. Ciekawe co ci teściowa odpowie. Odpowie mi, że wtedy czasy były ciężkie - odparł ze śmiechem Milosz.
A teraz niby są lepsze?- w głosie Marty brzmiała nutka zwątpienia -no ale być może u was są lepsze - w Warszawie brakuje miejsc w żłobakach i przedszkolach a na dodatek nie są to wcale bardzo dobre placówki. Najgorsze jest to, że powstało sporo prywatnych przedszkoli i nawet kilka żłobków, ale ceny w nich są takie, że bardziej opłaca się by kobieta nie pracowała i siedziała z dzieckiem w domu niż zarabiała na żłobek lub przedszkole. Co prawda gdy pracuje to leci jej składka emerytalna i my np. zatrudniamy oficjalnie moją mamę i jest odprowadzana jej składka do ZUS-u.
Starszy synek Ali chodził do prywatnego przedszkola i co chwilę była jakaś epidemia, więc przedszkole nie działało, ale forsę brali bo przecież lokal wynajęty, personelowi pensje trzeba płacić, wyżywienie też było z góry zapłacone. Mnie zawsze wścieka, że wszyscy dookoła chcą by był wyższy przyrost naturalny, ale jakoś nikt chyba nie analizuje dlaczego większość młodych poprzestaje na jednym dziecku - to się nie bierze z powietrza ale z tego jakie są warunki bytowe.
My mieliśmy z Wojtkiem szczęście, bo nasi ojcowie pracowali w dość uprzywilejowanej instytucji, obaj biegle operowali obcymi językami, więc i mieszkanie było dość szybko i jak wiesz rodzice Wojtka mieszkali na placówce i pensje też były odpowiednie. Gdyby moja matka miała wszystko w porządku w głowie i zajmowała się mną, to mój tata też by kilka lat siedział poza Polską. No ale zawsze tacie mówię, że widocznie taki scenariusz był nam z góry przeznaczony i wcale nie jest wiadome, czy byłby zadowolony z innego scenariusza. Bo powiedzenie, że "wszędzie dobrze gdzie nas nie ma" ma w pełni rację bytu.
Mam kilka koleżanek które mają rodzeństwo i - to naprawdę zabawna sytuacja- ja im zawsze zazdrościłam tego, że miały rodzeństwo, a one zazdrościły mi tego, że jestem jedynaczką. Wszystkie twierdziły, że ich rodzice nie traktowali dzieci jednakowo i jedno z nich zawsze miało lepiej. Pytałam się nawet Andrzeja jak to jest z tą miłością i traktowaniem, gdy jest więcej niż jedno dziecko, ale on twierdzi, że tak bardzo mało udziela się w domu, że siłą rzeczy zawsze wszystko jest rozpatrywane w dublecie, zresztą chłopcy jak broją to raczej razem, bo młodszy bierze przykład ze starszego. Bardzo był Andrzej zdziwiony, że ja byłam w stanie ocenić który z nich ma większy talent do rysunków a który ma lepszy słuch muzyczny. Oni obaj są szalenie fajnymi dzieciakami, a młodszy to istna "przylepka". No a jak na razie to starszy już sobie Ewę wybrał na żonę i mamy się z Andrzejem z czego pośmiać.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz