poniedziałek, 9 grudnia 2024

Córeczka tatusia- 174

  Jeszcze  tego samego wieczoru Andrzej podzielił się z Martą swoimi "przeżyciami" z operacji. Wojtek i Milosz  ukradkiem podsłuchiwali co mówi Marta, ale Wojtek powiedział Miloszowi, że to  co Marta  mówi to z reguły jest mało ciekawe, ale on osobiście  lubi obserwować  mimikę Marty w trakcie  jej rozmowy  z Andrzejem. Bo Marta  wyraźnie  przeżywa  te  Andrzejowe sytuacje.

Gdy Marta skończyła rozmowę z Andrzejem to powiedziała - właściwie  to dobrze  zrobiłam, że  nie poszłam na  medycynę, bo gdybym  była lekarzem to w pewnej  chwili trafiłabym za kratki, bo chyba  zwyczajnie zatłukłabym zapewne co  drugiego pacjenta. Mnie  tej  anielskiej cierpliwości zawsze brakowało i na  zajęciach praktycznych naprawdę  często miałam ochotę udusić klientkę lub koleżankę  w tej  roli,  ale  zawsze myślałam, że  to tylko dlatego, że sporo kobiet  to tak  zwane  słodkie idiotki. Ale jak widzę to głupota i  nieodpowiedzialność jest szalenie  rozpowszechnionym  zjawiskiem i wcale  nie  dotyczy tylko kobiet. Ale muszę oddać sprawiedliwość swoim  kolegom z laboratorium - ci faceci myślą i bardzo  szybko pojęli, że ja bywam w pracy nie  w  celu szukania  dla  siebie  męża lub kochanka.

No a co ma  z tym wspólnego to co ci opowiadał Andrzej?- spytał Wojtek. Marta  roześmiała  się - no bo teraz  jest wszystko frontem  do pacjenta - taka  nowa  moda nastała - i gdy pacjent ma  mieć zabieg nie  w pełnej narkozie a tylko pod  znieczuleniem  to może  sobie  wybrać, czy chce  spać w trakcie  zabiegu  czy nie.  Większość to woli dostać  coś na  spanie, a dziś  się trafił taki, który  wolał nie  spać i był w nastroju kawiarnianym, czyli chciał pogadać, no i  nie trafiało do niego, że  to nie  spotkanie  towarzyskie a operacja i jedyne rozmowy to są pomiędzy chirurgiem a instrumentariuszkami i  anestezjologiem i  facet cały czas trzeszczał, choć mu  któraś  z pielęgniarek powiedziała, że to nie kawiarnia i tu się nie  rozmawia i mówić może tylko lekarz, a  Andrzej w końcu   tylko mrugnął do Krzysia i Krzyś  dał gościowi na  spanie. Wybudzili go delikatnie  jeszcze  na  stole, a facet stwierdził, że jednak zasnął, na to pielęgniarka  mu  powiedziała, że to dlatego, że na  sali jest  bardzo ciepło. Zresztą faktycznie na  sali musi być  ciepło,  wszak pacjent jest bez ubrania, a te płachty to niestety  nie grzeją.  Andrzej zawsze   działa  tylko z  Krzysiem i oni mają jakiś  swój własny system porozumiewania  się półsłówkami, choć inni uważają, że to nie  słowa tylko jakieś pomruki.  

Opowiadała  mi Maryla, że  w czasach nim  zostali parą to Andrzej namawiał ją, by się przestawiła na  instrumentariuszkę, więc  była  dwa razy przy operacji i stwierdziła  wtedy, że to szalenie trudna praca, bo chirurg i anestezjolog  najczęściej porozumiewają się monosylabami  i tak im  się ten sposób  konwersacji utrwala, że potem  chirurg też tak "duka" po pół słowa do instrumentariuszki. Poza tym to nie  da się  tej specjalizacji  szybko opanować, a  naprawdę dobra instrumentariuszka to taka, która obserwując to co  robi chirurg już z góry  wie  co podać chirurgowi. Henio kiedyś mi  mówił, że  one   czasem lepiej wiedzą  niż operator  które narzędzie podać. Nie  da  się ukryć, że to szalenie wyczerpujący zawód nie  tylko psychicznie  ale i fizycznie. Gdy leżałam  w  szpitalu byłam przerażona wyglądem Andrzeja gdy któregoś dnia wpadł do mego pokoju prosto z operacyjnej.  

Wojtek uśmiechnął się -  ale nie uciekłaś tylko załapałaś kolejne  punkty u Andrzeja. Powiedział mi wtedy  w   sekrecie, że jesteś  jedyną  kobietą,  która  go widziała  widziała  w takim  stanie. No to mu jeszcze opowiedziałem jak mnie ratowałaś jeszcze w  czasach szkolnych gdy  miałem rozbitą goleń gdy mieliśmy z chłopakami bitwę na krzesła. Marta  wzruszyła ramionami - po prostu przemyłam  ci to miejsce wodą utlenioną i zrobiłam opatrunek i kazałam ci iść  natychmiast do  domu i z mamą  do lekarza. Wyglądało to paskudnie . Ale uratowałam  cię gdy miałeś krwotok z nosa i ta idiotka kazała  ci trzymać głowę do tyłu, by krew  spływała  do gardła.

Henio przedtem pracował w innym  szpitalu i tu zaraz po pierwszym zabiegu  stwierdził, że w tej klinice  to jest pełna  kultura na  sali podczas operacji i żadne bluzgi nie latają w powietrzu, a gdy był jeszcze na  stażu w kilku  miejscach to , jak twierdził, miał okazję poznać jak bogaty jest polski repertuar słów  niecenzuralnych.  A Henio przed laty był na  nartach, zagapił się i wjechał w jakiś   krzak i tak go to jakoś przyhamowało i zniosło z kursu, że musiał wylądować na ostrym dyżurze na ortopedii i tam doznał szoku, bo chirurg był najzwyczajniej w  świecie w stanie  wskazującym  na spożycie dużej ilości alkoholu. Ale  był wielce gościnnym  facetem i proponował by  Henio się znieczulił procentami. Henio jakoś  się "pozbierał", zatelefonował do jednego z kolegów i najzwyczajniej uciekł z tego szpitala. Był tak przerażony, że  sam  sobie kolano ustawił na  miejsce, zawiązał mocno szalikiem i dokuśtykał przed  szpital, pod którym nawet był postój  taksówek.

A który to jest  Henio?- zapytał  nieco  zdezorientowany Milosz. Och, to bardzo  dobry chirurg,  młodszy od Andrzeja, ale teraz  go nie ma, bo się szkoli w Londynie. Przyszło z zaprzyjaźnionej londyńskiej kliniki zaproszenie  dla jednego chirurga i Andrzej  przekonał szefa by  wysłać  Henia. Jeszcze  trochę i wróci- pół  roku  minie chyba w końcu maja.  Andrzej już  się doczekać  nie może, bo przez  brak Henia  jest  zawalony  pracą. No bo oprócz operacji ma przecież pacjentów w przychodni przyszpitalnej - wyjaśniła Marta.

Ten  czas tak szybko  mija, że  chwilami mnie  aż  zatyka ze  zdumienia. Dopiero  co leżało u nas  w domu takie  ociupeństwo, że ledwo  było ją widać , a wczoraj w łóżeczku  Ewunia wpierw przepełzła z jednego końca w  drugi, a potem usiłowała  stanąć na  nóżki trzymając  w garści  moje  włosy. Dobrze, że tata zamówił już kojec, bo mam wrażenie, że na sztywnym podłożu to ona już będzie trenowała  wstawanie  na nóżki. A najbardziej to lubi przewieszać się  na  mnie gdy leżę na  boku. A strasznie  mnie  przy tym szczypie, bo  się mnie  trzyma i będę  pewnie  miała siniaki. Maluśkie te jej paluszki ale bardzo silne. A będzie miała  rodzeństwo?- zapytał Milosz.  

Nie sądzę - zakładaliśmy jedno i chyba  na tym jednak poprzestaniemy. Późno zaczęliśmy, więc chyba jednak  będzie  jedynaczką. Wiesz, jakoś nie  tęsknię  za tym  by rodzić drugie- wystarczyło mi  wrażeń  z nią. Widocznie  jestem histeryczką - na  samą myśl o drugim  porodzie jestem  bliska skoku z PKiN-u. Może kiedyś ktoś opracuje jakąś kapsułę by dziecko mogło dojrzewać poza organizmem matki.  Ciąża jako taka to było jeszcze  przysłowiowe  małe piwo, ale  reszta  to do kitu.  Jakby na  to nie  spojrzeć nie po to zrobiłam  studia  by produkować  dzieci. I tak  miałam  niesamowity fart, że nie miałam różnych dodatkowych  atrakcji  w postaci mdłości itp. i udało mi  się nie utuczyć przez te dziewięć miesięcy, ciąża nie  była  zagrożona,  w pracy mi nie  dokuczali, ale na drugie dziecko to ja się nie piszę. Ja  wiem, że są  dziewczyny, które mogą nieomal  co rok rodzić, ale ja do nich  nie należę. Ewa nie jest uciążliwym dzieckiem, na  szczęście jest  zdrowa,  nie ma żadnych uczuleń, ja mam na  szczęście pomoc rodziców  w opiece nad nią, ale na  drugie  się nie piszę. 

Porozmawiaj Milosz z Alą- ona ma  w sumie  troje, bo za drugim  razem ona  wyprodukowała  dwa jajeczka i  mają starszego synka z pierwszego związku Ali i pareczkę z Michałem. Bo to nie  są bliźniaki - nazwa bliźnięta  jest dla dzieci jednojajowych, to są wtedy  po prostu klony i  zawsze są to dzieci tej  samej płci, ale  ona  wyprodukowała za jednym  zamachem dwa jajeczka i oba  zostały zapłodnione. No i Ala ma nieustanną pomoc  swych teściów z pierwszego związku a i tak  jest zarobiona. Teściów to ma Ala naprawdę wspaniałych, zresztą ja też mam super  teścia, bo tata Wojtka  to super  dziadek. Przeszedł  na pół etatu, żeby  więcej  czasu być z Ewunią. Moi rodzice  też nam ułatwiają życie i dzięki nim  mogę pracować. Popatrz - twoi teściowie mają tylko Hankę, a twoja teściowa  to chce  byście  mieli więcej  niż jedno  dziecko. Zapytaj się, czemu wyprodukowali tylko jedno dziecko. Ciekawe co ci teściowa odpowie. Odpowie mi, że wtedy  czasy  były  ciężkie - odparł  ze śmiechem Milosz. 

A teraz  niby  są lepsze?- w głosie Marty brzmiała  nutka zwątpienia -no ale  być  może u was są lepsze -  w Warszawie brakuje miejsc w  żłobakach i przedszkolach a na dodatek nie  są to wcale bardzo dobre placówki. Najgorsze jest  to, że powstało sporo prywatnych przedszkoli i nawet kilka  żłobków, ale ceny w nich są takie, że bardziej opłaca  się by kobieta nie pracowała i  siedziała  z dzieckiem  w domu niż  zarabiała  na żłobek  lub przedszkole. Co prawda  gdy pracuje to leci jej  składka emerytalna i my np. zatrudniamy  oficjalnie moją mamę  i jest odprowadzana  jej składka do ZUS-u.  

Starszy synek Ali chodził do prywatnego przedszkola i co  chwilę  była jakaś epidemia,  więc przedszkole nie działało, ale forsę brali bo przecież lokal wynajęty, personelowi pensje trzeba płacić, wyżywienie też  było z góry zapłacone. Mnie zawsze wścieka, że wszyscy dookoła chcą  by był wyższy przyrost naturalny, ale  jakoś nikt  chyba nie  analizuje dlaczego większość młodych poprzestaje  na jednym  dziecku - to się nie bierze z powietrza ale z tego jakie  są warunki bytowe. 

My mieliśmy z Wojtkiem szczęście, bo nasi ojcowie pracowali w  dość uprzywilejowanej instytucji, obaj biegle operowali obcymi językami, więc i mieszkanie było dość  szybko i jak  wiesz rodzice  Wojtka mieszkali na placówce i pensje też były odpowiednie. Gdyby moja matka miała  wszystko w porządku w  głowie i zajmowała  się mną,  to mój tata też by  kilka lat siedział poza Polską. No ale  zawsze tacie mówię, że widocznie taki scenariusz  był nam  z góry  przeznaczony i wcale nie jest wiadome, czy byłby zadowolony z innego scenariusza. Bo powiedzenie, że  "wszędzie  dobrze  gdzie  nas nie ma"   ma w pełni rację  bytu. 

Mam kilka koleżanek które mają rodzeństwo i - to naprawdę zabawna sytuacja- ja im  zawsze zazdrościłam tego, że  miały rodzeństwo, a one zazdrościły  mi  tego, że jestem jedynaczką. Wszystkie twierdziły, że ich rodzice nie traktowali dzieci jednakowo i jedno  z nich  zawsze  miało lepiej. Pytałam się nawet Andrzeja jak to jest z tą miłością i traktowaniem, gdy jest  więcej niż jedno  dziecko, ale on twierdzi, że tak  bardzo mało udziela się w  domu, że siłą  rzeczy zawsze wszystko jest  rozpatrywane w dublecie, zresztą chłopcy jak broją to raczej razem, bo młodszy bierze przykład ze  starszego. Bardzo był Andrzej zdziwiony, że ja byłam w  stanie ocenić który z nich ma  większy talent  do rysunków a który ma  lepszy słuch muzyczny. Oni obaj  są szalenie  fajnymi dzieciakami, a młodszy to istna "przylepka". No a jak na  razie  to starszy już sobie Ewę wybrał na żonę i mamy się z Andrzejem  z  czego pośmiać.

                                                                      c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz