sobota, 28 stycznia 2017

Siedlisko- X

Gdy Ola wróciła do domu, Maciek już dawno spał. Dochodziła już północ ojciec
pochrapywał przy włączonym  telewizorze a matka czekała na Olę, udając, że wcale
na nią nie czeka.
Mamuś, przecież mówiłam, że wrócę bardzo pózno, czemu się nie położyłaś?
Mama wzruszyła ramionami - i tak bym przecież nie zasnęła, bo się denerwuję gdy
kogoś z rodziny w domu nie ma do północy.
Ola uśmiechnęła się- ale ja już jestem bardzo duża dziewczynka, pełnoletnia i nieraz
mi się będzie zdarzać, że będę wracać b.pózno, a może  wcale nie wrócę na noc, ale
zawsze Cię o tym na czas powiadomię.
A jutro jestem umówiona na wyprawę do ZOO i oczywiście biorę Maćka. Na twarzy
matki malowało się zdumienie. Naprawdę, a on co, też ma dziecko?
Nie mamuś, nie ma, ma mnie i Maćka. Przy okazji ci to wszystko opowiem, teraz muszę
się jednak położyć, bo to ZOO jednak spore jest i czeka mnie  dużo chodzenia.
Wychodzimy z domu o 10,00, ale  nie wiem kiedy wrócimy. Obiad zjemy na mieście.
Cmoknęła mamę w policzek i poszła do łazienki, zostawiając matkę w stanie wielkiego
zdumienia.
W łazience ścignął ją sms od Janusza-"tęsknię,całuję, śpij dobrze". Ola zamiast pisać
zadzwoniła.Wymienili stopnie swej tęsknoty, pocmokali powietrze i się rozłączyli.
Ola  zasypiając rozmyślała z czułością o Januszu ,a Janusz marzył o tym, by móc ją tulić.

Rano Maciek na wiadomość o tym, że pojedzie z mamą do ZOO wykonał dziki taniec,
coś pomiędzy tańcem św. Wita a boogi woogi. Ola powiedziała mu, że do ZOO zaprosił
ich jej znajomy, pan Janusz, więc niech się  Maciek postara być grzeczny i nie marudzić.
I ma chodzić po słońcu w czapeczce. I nie dłubać przypadkiem w nosie ani nie sprawdzać
czy  mu nie rośnie jaki nowy ząb w dziobie.
Mama, a  będę mógł pojechać na kucyku? Jasne, o ile nie będzie zbyt dużej kolejki do
przejażdżki. I pamiętaj- nie wolno się ode mnie oddalać, nie będę cię potem szukać sama,
tyko zawiadomię policję, żeby cię szukała- Ola wytoczyła broń dalekiego zasięgu.
Za 5 dziesiąta Ola wraz z synkiem  i podkładką samochodową zjechała na dół. Maciek
 był nieco niepewny, bo przecież żadnego pana Janusza  nie znał.
A Janusz już czekał na nich. Odetchnął, gdy zobaczył, że Ola ma podkładkę  na siedzenie
samochodowe dla Maćka, wysiadł z samochodu, wpierw się przywitał czule z Olą, potem
Ola przedstawiła mu Maćka, a Janusz wymienił z małym niemal męski uścisk ręki,
zamocował podkładkę, usadowił  na niej Maćka i przypiął pasem.
Gdy ruszyli i ujechali nieduży kawałek, Janusz  zapytał się  Maćka czy mu wygodnie, bo
jeśli nie, to może coś się da poprawić. Ale Maćkowi było wygodnie a poza tym był bardzo
zajęty oglądaniem samochodu.
Jeszcze nigdy nie jechałem taki samochodem- oświadczył. A podoba ci się? -zapytał Janusz.
Tak, bardzo fajny. Po chwili padło następne pytanie- a jak ja mam do pana mówić??
Nim Ola zdążyła odpowiedzieć odezwał się Janusz- przecież mam na imię Janusz, będziemy
 mówić sobie po imieniu. Ty jesteś Maciek a ja Janusz.  Maciusia wyraznie zatkało i długo
się nie odzywał. Jak dotąd nikt z dorosłych nie pozwolił mu mówić do siebie po imieniu.
Na parkingu koło ZOO z trudem znalezli miejsce. Maciek oglądał uważnie samochód, potem
powiadomił Olę, że : "wiesz mamusiu, to jest terenówka, taka z napędem na  cztery koła".
Janusz uśmiechnął się szeroko- no proszę, to ty się Maćku znasz na samochodach! Masz rację,
to jest terenówka. A Ola pomyślała- oooo, uwodzą się  chłopaki  wzajemnie.
Maciek bez problemu dał się wziąć za rękę przy przechodzeniu z parkingu do kas i potem do
wejścia. Postanowili, że wpierw obejrzą to wszystko co jest na prawo od głównego deptaka a
wracając obejrzą to co jest po przeciwnej stronie.
To śmieszne- powiedział nagle  Maciek- teraz idziemy i będziemy oglądać wszystko to co
jest po prawej stronie a wracając też  będziemy oglądać to co jest po prawej stronie.  To tak
jakby lewej strony nie było- Maciek nadal wałkował temat.
W międzyczasie dotarli do  klatek i wybiegu  małp. Tu jak zawsze był tłum ludzi i  Janusz wziął
Maćka za rękę i delikatnie przepchnął się z nim do przodu. Objaśniał małemu jak która małpa
się nazywa ukradkiem czerpiąc wiedzę z tabliczek.
Wiesz Janusz, ja to bym bardzo chciał mieć małpkę w domu. A ty?  Ja nie- Janusz pokręcił
przecząco głową. Bo takiej jednej małpce byłoby w domu bardzo smutno. Popatrz ile tu małpek
jest w jednej klatce i na wybiegu.
Małpki muszą mieć dużo miejsca do biegania i wspinania się, poza tym to żeby się dobrze
czuły to muszą żyć w stadzie.Stado to ich rodzina, cała masa sióstr i braci, kuzynów , ciotek,
wujków.Młode uczą się wszystkiego od starszych małpek. Taka samotna małpka zachorowałaby
z tęsknoty za stadem. Po półgodzinnej kontemplacji małpich figli poszli dalej.
W drodze do następnego wybiegu Maciek szedł pomiędzy Olą i Januszem, trzymając Janusza za
rękę.
Teraz wałkował temat psa w domu. Janusz, a psa chciałbyś mieć?
Chciałbym, ale psa będę mieć dopiero na emeryturze. Pies nie może siedzieć sam w domu cały dzień.  Psa trzeba kilka razy dziennie wyprowadzać na spacer. Pomyśl Maciek- byłoby ci dobrze gdyby ktoś cię zostawił  na  calutki dzień samego w domu?
A dziadek jest  na emeryturze a nie  ma psa. Dlaczego mamo?
Bo dziadek mieszka w  bloku, na wysokim piętrze a  mieszkanie duże nie jest. I bez psa nie ma za dużo w nim miejsca.
Mamo, mamo, zobacz, słoń dmucha piaskiem i wszyscy się odsuwają. Nie podchodzmy tam, to
może być niebezpieczne- Maciek stanął w miejscu , rozłożył ręce zastawiając drogę Januszowi i matce.
Masz rację Maćku, nie będziemy tam podchodzić. Janusz wziął chłopca za rękę . Pójdziemy do tygrysów, dobrze?
Tygrysy byczyły  się w krzakach i nie bardzo chciały się zaprezentować .
Maciek, a pić to ci się przypadkiem nie chce? - zapytał Janusz. Bo popatrz, tam jest taka letnia kawiarenka, możemy tam podejść i zobaczymy co tam jest do picia. Oleńko, zajmij stolik, a my
z Maćkiem zobaczymy co tam jest do picia.
Maciek odwrócił się do matki - nie wezmę coli mamo, ale sok niegazowany.
Po kwadransie Janusz postawił na stoliku dwie kawy  a Maciek butelkę soku pomarańczowego
i plastikową szklankę.  Wzmocniwszy się kawą Ola zaproponowała, by teraz pójść do wielbłądów, czyli już zawrócić. Było gorąco i większość zwierząt na swych wybiegach chowała się pod
drzewami.
Maciek niemal cały czas szedł z Januszem trzymając go za rękę  a za nimi, przyglądając się im ze wzruszeniem szła Ola. Co jakiś czas wszyscy przystawali przy kolejnych wybiegach, a Janusz zawsze coś Maćkowi wyjaśniał. Przy fokach Maciek zatkał nos- oj, jak one paskudnie
śmierdzą! Jakoś tak jak w sklepie rybnym gdy babcia śledzie kupuje.
Na koniec zajrzeli jeszcze  do budynku akwarium i Janusz orzekł, że trzeba będzie kiedyś
pojechać z Maćkiem do Gdyni by zobaczył tamto oceanarium i koniecznie  fokarium na Helu.
A to ty miewasz czasem urlop?- zdziwiła się Ola.
Od tego  lata  będę miał, roześmiał się Janusz.
Na obiad pojechali do podmiejskiego pensjonatu, a Maciek zapomniał zupełnie, że przecież
nie lubi marchewki i wszystko grzecznie zmiótł z talerza.
Potem  odwiezli Maćka do domu. Ola zaprowadziła małego do domu. Mamie szepnęła na ucho,
że jeśli dziś wróci to bardzo pózno, albo dopiero w niedzielę po południu  i wtedy przyjdzie z  Januszem.
W pół godziny pózniej Ola  wraz z Januszem siedziała w wannie z  hydromasażem a Janusz
na zmianę zachwycał się  nią i...Maćkiem.


2 komentarze: