wtorek, 21 stycznia 2025

Córeczka tatusia - 183

 Następnego  dnia w objeździe  towarzyszył ojcu  Milosza  tata Wojtka i "asystent" pana  pośrednika. Pan asystent poprosił by Miloszowy  ojciec   dokładnie  sprecyzował ile osób ma tam mieszkać, czy chcą  mieć ogród  z możliwością jakiejś uprawy, czy przewidują posiadanie psa, czy często będą  wyjeżdżać no i w ogóle  zadawał mnóstwo pytań. Potem dłuższą  chwilę posiedział  z nosem zatopionym w laptopie i wreszcie  wyruszyli.  

Przegląd zaczęli od Jeziornej, ale domy  wystawione do sprzedaży były leciwe i wymagały najczęściej  generalnego wręcz  remontu. Niektóre  wyglądały na  mocno zaniedbane i wręcz nadające  się  do rozbiórki a nie  remontu.  Zaczęli więc sprawdzać domy kierując  się w stronę Warszawy. W pewnym momencie zatelefonował do  swego  asystenta   pan pośrednik i podał jeszcze  dwa adresy, w tym jeden w Klarysewie, a więc tuż  za Powsinem. Dom o tyle  ciekawy, że niemal nowiutki, bo raptem pięcioletni licząc od  dnia wykopania  dziury pod  fundamenty.  Dom był wybudowany przy drodze  wiodącej  do niedawno oddanego do użytku Ogrodu  Botanicznego. Co dość istotne nie  stał przy głównej drodze, więc nie  dokuczałby  tu mieszkańcom ruch samochodów.

Dom był  tak  nowy, że wymagał jeszcze otynkowania, a sprzedawała go starsza  pani, której mąż  dość niespodziewanie przeniósł się "w lepszy  wymiar".  I wdowa  stwierdziła, że w tym układzie  to ona sama nie będzie  tu  mieszkać i przeniesie się do swej  córki  która  od  wielu lat mieszka w Gdańsku. Córka  ma troje  dzieci, więc z radością oczekuje, że mama u niej  zamieszka. Oczywiście  zaraz musieli wysłuchać niemal  całej  sagi  rodzinnej. 

Dom był podpiwniczony, piwnica była  duża, obmurowana, porobione  były boksy w których  były zainstalowane  półki lub  stały zamykane   szafki i panował w  niej idealny porządek. Na parterze domu była kuchnia ze spiżarnią, przestronny salon z wyjściem na taras, duża łazienka i pomieszczenie  zwane  pralnio-suszarnią, oraz dwa małe  pokoje "gościnne", ale nie tak małe by nie   mieściły się w nich podwójne  łóżka, pojedyncza  szaja, mały  stolik i  dwa  foteliki.  Na pięterku były dwie duże sypialnie, pokój zwany garderobą (cały obudowany  szafami) i  druga  łazienka. W jednym  miejscu było wyjście  na  strych, ale jak powiedziała  właścicielka strych jest tylko dla niskich osób, więc  należy chodzić środkiem, że sobie  głowy nie  rozbić. Bo tu- proszę panów- tłumaczyła właścicielka - stanowczo zbyt spadzisty jest  dach, ale to podobno dobrze, bo śnieg  z niego  szybko schodzi. Ogrzewanie domu jest centralne, zasilanie jest gazowe, piec jest w piwnicy, zbiorniki  gazu wymienia firma.  

Cena- jak ocenił ojciec  Wojtka jest wielce przystępna i dręczyło go pytanie dlaczego dom  jeszcze jest nie  sprzedany.  Bo, proszę panów........nie  da  się ukryć, że  ciężko jest rano dojechać  stąd do Warszawy, bo od  strony Konstancina w stronę Warszawy ciągnie sznur  samochodów. Po obu stronach  drogi  pobudowano dużo nowych  domów, bo podwarszawscy rolnicy pozbywają  się gruntów i dzięki temu jest nawet całe osiedle domków jednorodzinnych i to okolone  murem i rano na tej  drodze to jest istne piekło. Ludzie ciągną do Warszawy do pracy. Ci  co mieszkają w bok od  głównej  drogi klną, bo po prostu  nie  mogą  się na główną drogę dostać.  Po godzinie  dziewiątej  rano to już nie ma problemu z wydostaniem  się  stąd. 

Jak państwo  widzą u nas ogród właściwie nie istnieje, bo trudno nazwać ogrodem ten trzymetrowy pas  trawnika otaczający dom. Po prostu my nie  chcieliśmy żadnego ogrodu bo utrzymanie ogrodu to jednak  wymaga sporo pracy. A kosiarka elektryczna jest wkomponowana w  cenę domu, zasilanie jest wyprowadzone na  zewnątrz w trzech miejscach i nie jest  wielkim problemem przejście się  z nią po tym trawniku dookoła  domu.   

Poza  tym za tydzień dom  zostanie otynkowany kolorowym  tynkiem - to nie będzie taka bardzo śnieżno biała biel, to będzie bardzo, bardzo jaśniutki kremowy beż. Wojtkowy tata jęknął - przepraszam,  ale nie mam pojęcia jak  wygląda kremowy beż. Pani  się tylko uśmiechnęła i powiedziała: to kolor jaki ma  krem do ciastek - do ciastek,  ale nie do rurek z kremem, bo ten do rurek to jest bardzo biały. To taki kolor jaki ma krem do napoleonek.

Pani właścicielka  nie ukrywała, że tak naprawdę to nie pali  się do tego wyjazdu z Warszawy, bo jakby nie było to jest kolejnym pokoleniem tu urodzonym. No a sprzedaż może nastąpić dopiero  po otynkowaniu domu. No i jeszcze przed  sprzedażą będzie poprawiona jezdnia wjazdu do garażu. Garaż nie jest połączony przejściem z  domem, trzeba jednak wyjść z garażu i przejść kilkanaście  kroków do drzwi wejściowych budynku. Ale, zdaniem nieżyjącego już męża, to było lepsze rozwiązanie niż drzwi łączące garaż z  mieszkaniem. Bo mąż nie chciał by garaż  był na poziomie piwnicy. Bo, jak twierdził, musiałby tu  być dość ostry  zjazd do garażu, a z wiekiem to człowiekowi coraz  trudniej się jeździ a stromy zjazd do garażu  może  się wręcz z czasem zrobić kłopotliwy. No i trudniej taki zjazd odśnieżać. Poza tym zdaniem   męża zawsze do  mieszkań połączonych   z garażem  może dochodzić woń paliwa  lub  spalin.

Miloszowy  ojciec przepytał właścicielkę czy  może porobić nieco  zdjęć, bo chce je pokazać  żonie i  synowi, a w  czasie gdy on  fotografował,  tata Wojtka wdał  się w miłą pogawędkę z właścicielką domu.  Pani Jadwiga szybciutko pokazała zdjęcia swej "reszty  rodziny", Wojtkowy  tata w rewanżu pokazał zdjęcie swoich ukochanych dzieci i wnuczki.

Bardzo mu  się pani właścicielka spodobała i  zapytał się czy zechciałaby wybrać  się  z nim albo do opery  albo do filharmonii,  gdyby mu  się udało kupić bilety. Oczywiście on przyjedzie po panią Jadzię i potem odstawi  samochodem  do  domu. Odpowiedź  była pozytywna, wymienili się więc numerami telefonów. 

Ja- mówiła  pani Jadwiga- to już kilka lat nie  byłam ani w operze  ani w Filharmonii. Bo wpierw to mąż  dość długo chorował, a gdy zmarł to  długo nie  mogłam  się po  tym wszystkim pozbierać mentalnie, no a poza tym to nie  mam prawa jazdy, a jak na razie to tu można mieszkać  tylko wtedy, gdy  się ma swój samochód. Dobrze, że mam miłych sąsiadów i gdy jadą na  zakupy to albo im  daję kartkę co mi jest potrzebne albo zabieram się razem  z nimi. Słyszałam, że niedługo bliżej Bielawy, to jest w  stronę Konstancina,  będzie otwarty jakiś duży market. Chyba go wywalczyli mieszkańcy tego osiedla domków za murem. 

My przedtem mieszkaliśmy w śródmieściu , na Polnej, niedaleko Trasy Łazienkowskiej, więc  nie  miałam żadnego kłopotu z  zaopatrzeniem. Nie  byłam  szczęśliwa z  zakupu tego domu, a teraz  to muszę go sprzedać i pojechać  do córki. I wcale  mnie to nie napawa  radością. Mimo wszystko lepiej mieszkać u siebie  niż u kogoś. 

W trakcie rozmowy Wojtkowy  tata napomknął, że jest rozwodnikiem, że mieszka  blisko swego  syna i szalenie  kocha i syna i  synową no i oczywiście  tę słodką kruszynkę, która już mówi mama i baba, a jest przecież  jeszcze taka  malutka. 

Miloszowy ojciec wrócił  "z  furą" zdjęć, wypili  wszyscy razem kolejną kawę, do której tym razem pani domu podała domową  szarlotkę i mniej  więcej po godzinie opuścili gościnne progi, które znacznie  wcześniej opuścił pan asystent, któremu się spieszyło i  wrócił do Warszawy autobusem PKS-u. Obaj ojcowie nieco się śmieli, zwłaszcza ojciec   Milosza, bo przecież  słyszeli, że pan pośrednik sugerował swemu pracownikowi,  by ten wziął jednak  swój  samochód a nie korzystał z  samochodu interesantów.

W mieszkaniu Marty i  Wojtka  panowie dokonali selekcji zdjęć i część z  nich została  wysłana do Brna z dopiskiem, że  jeśli mamie Milosza spodoba się ten dom to mogą go kupić, niezależnie od  tego co o tym  zakupie  będzie  sądził  Milosz, który  wszak  chce mieszkać w tym mikroskopijnym mieszkanku  w Konstancinie. Odpowiedź należy  dać  szybko, bo za trzy  dni pośrednik wystawi ten dom  na rynku  mieszkaniowym. A cena  jest naprawdę  dobra, a to, że bez  samochodu trudno  będzie  komuś tam  mieszkać   raczej dla  nikogo, kto kupuje  dom nie będzie  przeszkodą. Bo tak  się jakoś  składa, że ci co planują  kupno  domu to z  reguły już posiadają  samochód  ewentualnie  środki na jego  zakup. Miloszowy tata  stwierdził, że on jest  zdecydowany kupić ten dom nawet jeśli by tam  nie  mieszkali, bo po prostu dał by go pod  wynajem. 

Zaraz następnego  dnia  Wojtkowy tata zakupił dwa  bilety na sobotni wieczór do opery  na balet "Jezioro Łabędzie". Zaraz  po zakupie  zatelefonował do pani Jadzi i poinformował ją o tym fakcie. Zarezerwował również bilet na balet "Giselle", ale na  razie  nic o tym nawet  nie napomknął.  Powiedział pani Jadzi, że oczywiście po  nią przyjedzie a po spektaklu oczywiście ją odwiezie do  domu. No ale to już będzie późno, będzie pan  nocą  wracał do Warszawy. Jeżdżenie  nocą to raczej jest mało bezpieczne, z tego co wiem - tłumaczyła. 

Ale to jest lato, szosa pusta i  z tego co wiem nie jeżdżą tędy TIRy , nie ma po drodze knajp w których piją weselnicy, więc to raczej bezpieczna trasa. A  poza  tym to może pani przenocować w moim mieszkaniu, bo ja mam  klucze od  mieszkania dzieci i  mogę tam przenocować a panią odwieźć do domu w niedzielę przed południem. Dla mnie  to żaden problem. A poza tym mam w  swoim mieszkaniu dwa pokoje, więc może pani nawet w moim mieszkaniu spokojnie przenocować i odwiozę panią  w niedzielę przed południem. Grozi pani tylko to, że zje pani razem  ze mną niedzielne śniadanie.

Wieczorem dyskusja na temat kupna domu w Klarysewie odbywała  się w kilku miejscach - Milosz tłumaczył ojcu, że jemu nie jest potrzebny dom bo jest wszak sam. A będzie  się zastanawiał nad jakimś większym  mieszkaniem  a nie  domem, bo nie  zanosi się na to, by kiedykolwiek miał więcej  czasu. W jego specjalności to jakoś nigdy pracy  nie brakuje natomiast  brakuje  dobrych specjalistów w tej branży. Bo to jednak w  sumie  ciężka praca,  do wykonywania jej potrzebna jest  nie  tylko duża  wiedza  ale i własne  doświadczenie  zawodowe a i całkiem  dobra  kondycja  fizyczna.  Zrozum tato, że ja  wracam do domu zupełnie pozbawiony sił. Dobrze, że mam stołówkę w  szpitalu i  nie muszę  sobie  głowy zawracać merdaniem w garnkach. Poza tym jak wiesz piszę jeszcze pracę dyplomową. I jestem naprawdę wielce szczęśliwy, że mieszkam  sam, więc mam mało do ogarnięcia  w kwestii prac  domowych i że jestem  sam i nikt nic ode mnie  nie chce i nie  muszę ust otwierać. Na szczęście  Marta i Wojtek to rozumieją i mogę być  z nimi i milczeć. Przecież ja cały dzień trzeszczę do pacjentów. Więc błagam  cię tato - nie obarczaj mnie  dyskusją na temat domu. Na razie mam już  zapewnione  to mieszkanie, teraz kumpel załatwia wszystko tak, żebym ja wpadł do urzędu tylko po wycenę a potem zapłacił i zameldował się jako właściciel. To chyba jest proste. I wytłumacz, proszę, mamie, że mnie  się nie  dzieje żadna krzywda i naprawdę jestem zadowolony z tego co jest.  I naprawdę nie cierpię z powodu tego, że nie jestem z Hanką. To wszystko od początku kulało, tylko ja  byłem  z lekka ślepy i nie  dostrzegałem, że ona wcale  a wcale mnie nie  wspierała. Za to wspierają mnie  w 100% wszyscy moi polscy przyjaciele. I jestem im  wszystkim naprawdę  bardzo wdzięczny.

Jeżeli wam  się ten dom podoba i chcecie mieszkać pod  Warszawą- nie  widzę przeszkód. Zastanawiam  się  tylko co zrobić z tym domem w Tatrzańskiej Łomnicy. Ja tam nie  będę mieszkał i nie mam  czasu na zarządzanie nim i najchętniej to chyba  bym go sprzedał i przestał być jego właścicielem bo niestety każdy właściciel domu ma pewne związane  z tym faktem obowiązki. Za  10 dni jest moja I sprawa  rozwodowa i zamiast  mnie staje  do niej prawnik. Nie mam na takie zabawy czasu ale i nie mam ochoty widzieć  Hanki i słuchać bzdur, które  będzie  wygadywać.Według  niej to byłem jakimś nawalonym podrywaczem i chodziłem w  góry z tabunami niewyżytych  kobiet. Ta idiotka w pozwie stwierdziła, że ją zdradzałem z prowadzanymi w góry kobietami. I teraz  widzę, że dobrze  się  stało, że każda  wycieczka   miała bardzo szczegółową dokumentację i wszystko było opisane i potwierdzone podpisami osób zamawiających mnie  do prowadzenia wycieczki. Nie mogę  się oprzeć  wrażeniu,że ona powinna  być pod opieką psychiatry.

Nie denerwuj  się  synku, mówił mi twój prawnik, że już zebrał całą dokumentację i według niego na  drugiej rozprawie  na pewno będzie orzeczony wasz rozwód a koszty poniesie  Hanka, czyli jej rodzice. A po rozwodzie zastanowimy się spokojnie co zrobimy z  chałupą. Mam proponuje  by zrobić z niej taki mini pensjonat dla osób z małymi dziećmi bo wtedy  można wykorzystać ten nasz teren. To ma  szansę wypalić, bo domy  wczasowe  nie chcą przyjmować dzieci poniżej trzeciego roku  życia. Zresztą to mnie  akurat  nie  dziwi, maluszki nieźle  się wydzierają co dla osób bezdzietnych miłe nie jest. Poradzimy  sobie  z tym -  zapewnił Milosza ojciec.

                                                                            c.d.n.

1 komentarz:

  1. Już sama zaczęłam myśleć, że może kupiłabym ten dom :) otynkowany w dodatku ;)

    OdpowiedzUsuń