poniedziałek, 9 grudnia 2024

Córeczka tatusia- 174

  Jeszcze  tego samego wieczoru Andrzej podzielił się z Martą swoimi "przeżyciami" z operacji. Wojtek i Milosz  ukradkiem podsłuchiwali co mówi Marta, ale Wojtek powiedział Miloszowi, że to  co Marta  mówi to z reguły jest mało ciekawe, ale on osobiście  lubi obserwować  mimikę Marty w trakcie  jej rozmowy  z Andrzejem. Bo Marta  wyraźnie  przeżywa  te  Andrzejowe sytuacje.

Gdy Marta skończyła rozmowę z Andrzejem to powiedziała - właściwie  to dobrze  zrobiłam, że  nie poszłam na  medycynę, bo gdybym  była lekarzem to w pewnej  chwili trafiłabym za kratki, bo chyba  zwyczajnie zatłukłabym zapewne co  drugiego pacjenta. Mnie  tej  anielskiej cierpliwości zawsze brakowało i na  zajęciach praktycznych naprawdę  często miałam ochotę udusić klientkę lub koleżankę  w tej  roli,  ale  zawsze myślałam, że  to tylko dlatego, że sporo kobiet  to tak  zwane  słodkie idiotki. Ale jak widzę to głupota i  nieodpowiedzialność jest szalenie  rozpowszechnionym  zjawiskiem i wcale  nie  dotyczy tylko kobiet. Ale muszę oddać sprawiedliwość swoim  kolegom z laboratorium - ci faceci myślą i bardzo  szybko pojęli, że ja bywam w pracy nie  w  celu szukania  dla  siebie  męża lub kochanka.

No a co ma  z tym wspólnego to co ci opowiadał Andrzej?- spytał Wojtek. Marta  roześmiała  się - no bo teraz  jest wszystko frontem  do pacjenta - taka  nowa  moda nastała - i gdy pacjent ma  mieć zabieg nie  w pełnej narkozie a tylko pod  znieczuleniem  to może  sobie  wybrać, czy chce  spać w trakcie  zabiegu  czy nie.  Większość to woli dostać  coś na  spanie, a dziś  się trafił taki, który  wolał nie  spać i był w nastroju kawiarnianym, czyli chciał pogadać, no i  nie trafiało do niego, że  to nie  spotkanie  towarzyskie a operacja i jedyne rozmowy to są pomiędzy chirurgiem a instrumentariuszkami i  anestezjologiem i  facet cały czas trzeszczał, choć mu  któraś  z pielęgniarek powiedziała, że to nie kawiarnia i tu się nie  rozmawia i mówić może tylko lekarz, a  Andrzej w końcu   tylko mrugnął do Krzysia i Krzyś  dał gościowi na  spanie. Wybudzili go delikatnie  jeszcze  na  stole, a facet stwierdził, że jednak zasnął, na to pielęgniarka  mu  powiedziała, że to dlatego, że na  sali jest  bardzo ciepło. Zresztą faktycznie na  sali musi być  ciepło,  wszak pacjent jest bez ubrania, a te płachty to niestety  nie grzeją.  Andrzej zawsze   działa  tylko z  Krzysiem i oni mają jakiś  swój własny system porozumiewania  się półsłówkami, choć inni uważają, że to nie  słowa tylko jakieś pomruki.  

Opowiadała  mi Maryla, że  w czasach nim  zostali parą to Andrzej namawiał ją, by się przestawiła na  instrumentariuszkę, więc  była  dwa razy przy operacji i stwierdziła  wtedy, że to szalenie trudna praca, bo chirurg i anestezjolog  najczęściej porozumiewają się monosylabami  i tak im  się ten sposób  konwersacji utrwala, że potem  chirurg też tak "duka" po pół słowa do instrumentariuszki. Poza tym to nie  da się  tej specjalizacji  szybko opanować, a  naprawdę dobra instrumentariuszka to taka, która obserwując to co  robi chirurg już z góry  wie  co podać chirurgowi. Henio kiedyś mi  mówił, że  one   czasem lepiej wiedzą  niż operator  które narzędzie podać. Nie  da  się ukryć, że to szalenie wyczerpujący zawód nie  tylko psychicznie  ale i fizycznie. Gdy leżałam  w  szpitalu byłam przerażona wyglądem Andrzeja gdy któregoś dnia wpadł do mego pokoju prosto z operacyjnej.  

Wojtek uśmiechnął się -  ale nie uciekłaś tylko załapałaś kolejne  punkty u Andrzeja. Powiedział mi wtedy  w   sekrecie, że jesteś  jedyną  kobietą,  która  go widziała  widziała  w takim  stanie. No to mu jeszcze opowiedziałem jak mnie ratowałaś jeszcze w  czasach szkolnych gdy  miałem rozbitą goleń gdy mieliśmy z chłopakami bitwę na krzesła. Marta  wzruszyła ramionami - po prostu przemyłam  ci to miejsce wodą utlenioną i zrobiłam opatrunek i kazałam ci iść  natychmiast do  domu i z mamą  do lekarza. Wyglądało to paskudnie . Ale uratowałam  cię gdy miałeś krwotok z nosa i ta idiotka kazała  ci trzymać głowę do tyłu, by krew  spływała  do gardła.

Henio przedtem pracował w innym  szpitalu i tu zaraz po pierwszym zabiegu  stwierdził, że w tej klinice  to jest pełna  kultura na  sali podczas operacji i żadne bluzgi nie latają w powietrzu, a gdy był jeszcze na  stażu w kilku  miejscach to , jak twierdził, miał okazję poznać jak bogaty jest polski repertuar słów  niecenzuralnych.  A Henio przed laty był na  nartach, zagapił się i wjechał w jakiś   krzak i tak go to jakoś przyhamowało i zniosło z kursu, że musiał wylądować na ostrym dyżurze na ortopedii i tam doznał szoku, bo chirurg był najzwyczajniej w  świecie w stanie  wskazującym  na spożycie dużej ilości alkoholu. Ale  był wielce gościnnym  facetem i proponował by  Henio się znieczulił procentami. Henio jakoś  się "pozbierał", zatelefonował do jednego z kolegów i najzwyczajniej uciekł z tego szpitala. Był tak przerażony, że  sam  sobie kolano ustawił na  miejsce, zawiązał mocno szalikiem i dokuśtykał przed  szpital, pod którym nawet był postój  taksówek.

A który to jest  Henio?- zapytał  nieco  zdezorientowany Milosz. Och, to bardzo  dobry chirurg,  młodszy od Andrzeja, ale teraz  go nie ma, bo się szkoli w Londynie. Przyszło z zaprzyjaźnionej londyńskiej kliniki zaproszenie  dla jednego chirurga i Andrzej  przekonał szefa by  wysłać  Henia. Jeszcze  trochę i wróci- pół  roku  minie chyba w końcu maja.  Andrzej już  się doczekać  nie może, bo przez  brak Henia  jest  zawalony  pracą. No bo oprócz operacji ma przecież pacjentów w przychodni przyszpitalnej - wyjaśniła Marta.

Ten  czas tak szybko  mija, że  chwilami mnie  aż  zatyka ze  zdumienia. Dopiero  co leżało u nas  w domu takie  ociupeństwo, że ledwo  było ją widać , a wczoraj w łóżeczku  Ewunia wpierw przepełzła z jednego końca w  drugi, a potem usiłowała  stanąć na  nóżki trzymając  w garści  moje  włosy. Dobrze, że tata zamówił już kojec, bo mam wrażenie, że na sztywnym podłożu to ona już będzie trenowała  wstawanie  na nóżki. A najbardziej to lubi przewieszać się  na  mnie gdy leżę na  boku. A strasznie  mnie  przy tym szczypie, bo  się mnie  trzyma i będę  pewnie  miała siniaki. Maluśkie te jej paluszki ale bardzo silne. A będzie miała  rodzeństwo?- zapytał Milosz.  

Nie sądzę - zakładaliśmy jedno i chyba  na tym jednak poprzestaniemy. Późno zaczęliśmy, więc chyba jednak  będzie  jedynaczką. Wiesz, jakoś nie  tęsknię  za tym  by rodzić drugie- wystarczyło mi  wrażeń  z nią. Widocznie  jestem histeryczką - na  samą myśl o drugim  porodzie jestem  bliska skoku z PKiN-u. Może kiedyś ktoś opracuje jakąś kapsułę by dziecko mogło dojrzewać poza organizmem matki.  Ciąża jako taka to było jeszcze  przysłowiowe  małe piwo, ale  reszta  to do kitu.  Jakby na  to nie  spojrzeć nie po to zrobiłam  studia  by produkować  dzieci. I tak  miałam  niesamowity fart, że nie miałam różnych dodatkowych  atrakcji  w postaci mdłości itp. i udało mi  się nie utuczyć przez te dziewięć miesięcy, ciąża nie  była  zagrożona,  w pracy mi nie  dokuczali, ale na drugie dziecko to ja się nie piszę. Ja  wiem, że są  dziewczyny, które mogą nieomal  co rok rodzić, ale ja do nich  nie należę. Ewa nie jest uciążliwym dzieckiem, na  szczęście jest  zdrowa,  nie ma żadnych uczuleń, ja mam na  szczęście pomoc rodziców  w opiece nad nią, ale na  drugie  się nie piszę. 

Porozmawiaj Milosz z Alą- ona ma  w sumie  troje, bo za drugim  razem ona  wyprodukowała  dwa jajeczka i  mają starszego synka z pierwszego związku Ali i pareczkę z Michałem. Bo to nie  są bliźniaki - nazwa bliźnięta  jest dla dzieci jednojajowych, to są wtedy  po prostu klony i  zawsze są to dzieci tej  samej płci, ale  ona  wyprodukowała za jednym  zamachem dwa jajeczka i oba  zostały zapłodnione. No i Ala ma nieustanną pomoc  swych teściów z pierwszego związku a i tak  jest zarobiona. Teściów to ma Ala naprawdę wspaniałych, zresztą ja też mam super  teścia, bo tata Wojtka  to super  dziadek. Przeszedł  na pół etatu, żeby  więcej  czasu być z Ewunią. Moi rodzice  też nam ułatwiają życie i dzięki nim  mogę pracować. Popatrz - twoi teściowie mają tylko Hankę, a twoja teściowa  to chce  byście  mieli więcej  niż jedno  dziecko. Zapytaj się, czemu wyprodukowali tylko jedno dziecko. Ciekawe co ci teściowa odpowie. Odpowie mi, że wtedy  czasy  były  ciężkie - odparł  ze śmiechem Milosz. 

A teraz  niby  są lepsze?- w głosie Marty brzmiała  nutka zwątpienia -no ale  być  może u was są lepsze -  w Warszawie brakuje miejsc w  żłobakach i przedszkolach a na dodatek nie  są to wcale bardzo dobre placówki. Najgorsze jest  to, że powstało sporo prywatnych przedszkoli i nawet kilka  żłobków, ale ceny w nich są takie, że bardziej opłaca  się by kobieta nie pracowała i  siedziała  z dzieckiem  w domu niż  zarabiała  na żłobek  lub przedszkole. Co prawda  gdy pracuje to leci jej  składka emerytalna i my np. zatrudniamy  oficjalnie moją mamę  i jest odprowadzana  jej składka do ZUS-u.  

Starszy synek Ali chodził do prywatnego przedszkola i co  chwilę  była jakaś epidemia,  więc przedszkole nie działało, ale forsę brali bo przecież lokal wynajęty, personelowi pensje trzeba płacić, wyżywienie też  było z góry zapłacone. Mnie zawsze wścieka, że wszyscy dookoła chcą  by był wyższy przyrost naturalny, ale  jakoś nikt  chyba nie  analizuje dlaczego większość młodych poprzestaje  na jednym  dziecku - to się nie bierze z powietrza ale z tego jakie  są warunki bytowe. 

My mieliśmy z Wojtkiem szczęście, bo nasi ojcowie pracowali w  dość uprzywilejowanej instytucji, obaj biegle operowali obcymi językami, więc i mieszkanie było dość  szybko i jak  wiesz rodzice  Wojtka mieszkali na placówce i pensje też były odpowiednie. Gdyby moja matka miała  wszystko w porządku w  głowie i zajmowała  się mną,  to mój tata też by  kilka lat siedział poza Polską. No ale  zawsze tacie mówię, że widocznie taki scenariusz  był nam  z góry  przeznaczony i wcale nie jest wiadome, czy byłby zadowolony z innego scenariusza. Bo powiedzenie, że  "wszędzie  dobrze  gdzie  nas nie ma"   ma w pełni rację  bytu. 

Mam kilka koleżanek które mają rodzeństwo i - to naprawdę zabawna sytuacja- ja im  zawsze zazdrościłam tego, że  miały rodzeństwo, a one zazdrościły  mi  tego, że jestem jedynaczką. Wszystkie twierdziły, że ich rodzice nie traktowali dzieci jednakowo i jedno  z nich  zawsze  miało lepiej. Pytałam się nawet Andrzeja jak to jest z tą miłością i traktowaniem, gdy jest  więcej niż jedno  dziecko, ale on twierdzi, że tak  bardzo mało udziela się w  domu, że siłą  rzeczy zawsze wszystko jest  rozpatrywane w dublecie, zresztą chłopcy jak broją to raczej razem, bo młodszy bierze przykład ze  starszego. Bardzo był Andrzej zdziwiony, że ja byłam w  stanie ocenić który z nich ma  większy talent  do rysunków a który ma  lepszy słuch muzyczny. Oni obaj  są szalenie  fajnymi dzieciakami, a młodszy to istna "przylepka". No a jak na  razie  to starszy już sobie Ewę wybrał na żonę i mamy się z Andrzejem  z  czego pośmiać.

                                                                      c.d.n.

czwartek, 5 grudnia 2024

Córeczka tatusia - 173

 Tak jak Marta   zapowiedziała,  przyjechał Andrzej, który przywiózł "zaopatrzenie" wiejskie, czyli  już sprawionego kurczaka hodowanego "jak przed  wojną", żeby na  nim  gotować  zupki dla Ewuni. No i już  można Ewuni dodawać  po odrobinie siekanego mięska do marchewki. Oprócz owego kurczaka były dla rodziny domowe  kwaszone ogórki i kapusta. Andrzej  był tylko chwilę,  bowiem jechał do pracy. Trzymaj  za mnie  kciuki - powiedział do  Marty - znów  mam dorosły wyrostek robaczkowy, tym razem u faceta. A najlepsze, że gość trafił do nas  z rozpoznaniem kamicy pęcherzyka żółciowego i zapalenia wyrostka. Aż mnie  ciekawi  co zobaczę gdy go otworzę. A na  dodatek to facet  chyba jest z natury trunkowy. Oj, to mało zabawny  dzień  cię  czeka- skonstatowała  Marta. 

No właśnie - dobrze, że  Krzyś będzie znieczulał. Mojej synowej to najwyraźniej chcą  już ząbki wychodzić - zobacz jakie  ma opuchnięte górne dziąsełka  - zauważył Andrzej. Masz jakiś gryzaczek na wyposażeniu?  Zresztą obojętne- w naszej aptece powinny  być, więc wracając z pracy któreś z nas ci podrzuci. Bo Marylka  to wyjdzie  normalnie a mnie  się  może przydarzyć, że coś  się przedłuży. Jakiś bałagan  się porobił u nas  z tymi dyżurami, nie  mogę  się oprzeć  wrażeniu że ostry  dyżur to mamy na okrągło i ratuje  nas  tylko to, że mamy  mało miejsc, o czym  wszyscy  wiedzą. Pokaż łapkę, muszę pomacać twoje ścięgienko. 

Jest wszystko w  porządku,  zapewniła go Marta, jednocześnie  podtykając  mu pod oczy swą  dłoń. Ja  naprawdę niemal  codziennie  sprawdzam. W obu  jest to ścięgno takie  samo, z tym, że w prawej dłoni mam nieco większy mięsień pomiędzy palcem  serdecznym a małym, a to ścięgno w prawej  ręce jest tej  samej grubości, tylko jest  mniej  widoczne gdy mocno otworzę  dłoń. Andrzej zajął  się  dokładnym macaniem wnętrza  jej  dłoni i powiedział - brawa  dla  ciebie, ja to dopiero  teraz  zauważyłem. No bo przecież to moja dłoń, nie twoja, więc  powinnam ją  znać lepiej  niż ty-  po prostu jestem jednak praworęczna, więc mięśnie prawej  dłoni  mają prawo  być nieco  bardziej rozwinięte.  A dlaczego tak  gruntownie  sprawdzasz  te jej wnętrza  dłoni? - spytał Milosz. 

Aaaaa, znaczy, że  ci  się  nie pochwaliła  jak łapała  szkło laboratoryjne i pokaleczyła  sobie  dość  dokładnie lewą  dłoń. Po prostu próbowała  kiedyś przyprawić  mnie o zawał  serca i łapała rozpadającą  się szklaną zlewkę - wyjaśnił Miloszowi Andrzej. 

Ale  miałam  więcej  szczęścia niż  rozumu  i tylko się  nieco pokaleczyłam nie uszkadzając ścięgien i  nerwów - dokończyła  Marta. Ale  go nurtowało  czemu mam w jednej  dłoni jedno ścięgno grubsze i zawiózł  mnie to faceta, który  się  specjalizuje  w chirurgii ręki. Ale on też nie  wie czemu to moje  ścięgno w lewej dłoni jest  grubsze. No ale nikt  chyba  nie  jest doskonale "wyprodukowany"  i w większości przypadków lewa i prawa  strona ciała  nie są co do milimetra wierną kopią, zawsze  się nieco różnią. Na pierwszy  rzut oka obie połówki prezentują  się tak  samo, ale   jakby tak pomierzyć dokładnie  to się te  nasze połówki  różnią od  siebie.  To trochę tak jak  schodzą  jakieś  kształtki z wykrojnika - po jakimś czasie trzeba używać  kolejnego  nowego wykrojnika  bo się kształt "rozjeżdża" od  pierwowzoru.  Wystarczy wziąć  zdjęcie  jakiejś twarzy zrobione w pozycji "en face" , przeciąć je  dokładnie na środku , skopiować jego połówkę tak by obie połówki( np. lewe) utworzyły twarz to wtedy  widać, że tak naprawdę to  się te twarze zrobione z jednej połówki twarzy  różnią się od tej fotografii zrobionej "en face" w  naturze. Zresztą  to  było moje pierwsze  odkrycie gdy robiłam  makijaż. W rzeczywistości nasza lewa  strona   zawsze  się  różni od  prawej, już choćby z tego względu, że w swym  wnętrzu mamy wszak różne narządy.  Chociaż  w twarzoczaszce teoretycznie   wszystko jest symetryczne.

Andrzej wycałował główkę Ewuni  mamrocząc pod  nosem, że kiedyś ją ukradnie rodzicom, wyściskał Martę i wychodząc obiecał, że  wieczorem opowie Marcie o tym dzisiejszym pacjencie.  Milosz był nieco zdumiony, a Marta widząc jego nieme zdumienie powiedziała - od samego początku naszej znajomości Andrzej w ten sposób  rozładowuje  stres, bo nawet najbardziej wprawny chirurg zawsze przeżywa  stres. Mnie te opowieści jego nie  stresują, wysłuchiwanie  ich traktuję jako moje podziękowanie  za jego  permanentne  czuwanie nad  naszym zdrowiem. Wojtek też  to rozumie i nie jest zazdrosny. Poza tym gdy Andrzej mi coś ze  swojego "podwórka zawodowego" opowiada  to ja  wszystko rozumiem, ale  gdy mi Wojtek wykłada jakieś problemy ze  swojej dziedziny to ja  nic nie  rozumiem- dla mnie to ciemna magia. Ale na  szczęście Wojtek nad  swoimi zawodowymi problemami deliberuje  z Michałem. Wojtek teraz pisze swój doktorat i właściwie od  rana do wieczora jest na Politechnice, no bo ma też  godziny dydaktyczne. 

Niektórzy to  się nie mogą  nadziwić, że mieszkamy w tej starej, wybudowanej w 1948 roku dzielnicy, ale tu mamy cztery pokoje, pełną cywilizację w kwestii zakupów i usług, 200m od  nas mieszkają rodzice, ja mam stąd  blisko do pracy, Wojtek też, teraz dodatkowo  ma  metro, no ale mnie  nikt nie płaci za reklamę tego miejsca, więc spokojnie  wysłuchuję tych nutek zdziwienia i mówię, że za leniwa jestem na przeprowadzkę. Wojtek swoje  mieszkanie na Ursynowie sprzedał po kosztach teściowi Michała, który  przedtem miał "hacjendę" pod  Warszawą. I od tego  czasu mamy wielki plus u pana  profesora.  A ja swoje mieszkanie na Ursynowie wynajmuję. 

Tata Wojtka mieszka praktycznie z nami, bo  jednak musi  być pod ochroną.  Jak sam widzisz to jego mieszkanie jest blisko ale mogą  być  sytuacje że nawet ten kilometr odległości może  okazać  się zbyt dużą odległością. Gdy wyjeżdżaliśmy to był pod opieką moich rodziców, zresztą on i mój ojciec to się od  lat przyjaźnią, bo kiedyś pracowali w jednej instytucji. A twoja teściowa nie żyje?- zapytał Milosz. 

Marta uśmiechnęła  się - raczej żyje, ale oni są rozwiedzeni i ona  chyba  nadal mieszka w Austrii, tyle  tylko, że jakimś cudem nikogo z nas to nie interesuje- ani Wojtka ani jego ojca ani mnie. Ona koniecznie chciała bym firmowała salon kosmetyczny, bo teraz  takie  nowe przepisy są, że właścicielem  może  być tylko osoba  posiadająca  tytuł magistra kosmetologii ewentualnie dyplom lekarza dermatologa. No a ja nigdy nie  chciałam się  tym zajmować, więc jest śmiertelnie na mnie  obrażona. Bo ona tu miała jakiś salon SPA, a przez te  nowe przepisy przestała być jego właścicielką. No i od ich rozwodu to już jej nie widywałam za często. Poza tym Wojtek jej zabronił do nas przyjeżdżać bez uprzedzenia, żeby ojciec się nie denerwował jej obecnością i ględzeniem. Bo rozwód  był z jej winy,  nie  z jego. Powinna  się  cieszyć, że ją  skierowałam do onkologa  ze  zmianami, które miała na  skórze, bo to były takie  do profilaktycznego usunięcia. A widziałam je  tylko na fotce w  smartfonie.  

Wiesz, kiedyś  to się nią  zachwycałam a nie  za bardzo lubiłam teścia, ale gdy go poznałam bliżej, to go naprawdę  cenię i kocham - to szalenie  dobry  facet. I mądry i troskliwy. Dzieci Andrzeja mówią do niego  "dziadku" i zawsze  się cieszą gdy się spotkają. A teraz królewna  Ewa owinęła  sobie  dziadziusia wokół swych paluszków i  tata, gdybyśmy  mu tylko pozwolili to wykupiłby wszystkie  niemowlęce  ciuszki w Europie i gadżety  dla niej.  Bo wg niego Ewunia jest najśliczniejszym  niemowlęciem na świecie i nadzwyczaj mądrym i lubi gdy dziadek ją trzyma  na rękach i wędruje  z nią po całym mieszkaniu i opowiada o każdym  meblu lub o  tym  co ugotował  dla nas  na obiad.

Myślę  sobie  czasem, że mam przeogromne szczęście, że jestem z Wojtkiem  i że jego ojciec mnie też kocha, nie  tylko jego. I mam też  szczęście, że mój ojciec, gdy ja  już wyszłam  za Wojtka, ożenił się ze  swoją przyjaciółką i  mam tym sposobem oboje  rodziców. Wiesz- ona latami czuwała nade mną z daleka a ja wcale  nie byłam tego świadoma. Bo nam obojgu udali się ojcowie, ale nie matki. Z  tym, że matka Wojtka dopóki on  był w domu to była w porządku, bardzo  się nim opiekowała, dopiero potem  się "znarowiła", a moja  to od początku mnie nie  chciała i tego  nie ukrywała.

Ale porozmawiam o tym  wszystkim  z Hanką, obiecuję. Nie  wiedziałem, że Andrzej to taki fajny facet. Bo teraz  to coraz  mniej jest takich naprawdę  rzetelnych  przyjaciół. Teraz  to nawet  rodziny  nie  są tak ze  sobą zżyte jak  wy wszyscy. 

Marta uśmiechnęła  się - rodziny to się nie  wybiera, ale przyjaciół tak. Gdy ci się trafi jakaś zaraza, która jest twoją  siostrą to nic  na  to  nie poradzisz dopóki  się nie usamodzielnisz, co jednak trwa  często wiele lat, a przynajmniej do pełnoletności. Ale pełnoletność nie  daje  automatycznie wykształcenia umożliwiającego usamodzielnienie  się i wyjście  z nieudanej  rodziny. Zobacz ceny wynajmu  mieszkań w Warszawie - obłędne. Na  studiach nasłuchałam się  różnych opowieści rodzinnych- niektóre takie, że aż  skóra  cierpła i cieszyłam  się że jestem jedynaczką, że urodziłam  się w dużym mieście, że mój ojciec ma  możliwość utrzymania  mnie na  studiach, bo nawet na  bezpłatnych trzeba jednak  coś jeść i mieć  w  co  się ubrać.

Milosz, a jak ci się na  tym  kursie podoba? Dobrze jest prowadzony? Bo rozmawialiśmy o tym z Andrzejem i on ma pomysł, żebyś  po  tym szkoleniu z  miesiąc a  może dwa  lub trzy  miesiące popracował za pieniądze a nie za dobre  słowo albo w tej klinice  "naszej" albo u któregoś z jego kolegów i   miałbyś to nawet  wpisane  do swoich  akt.  On ma sporo kolegów w różnych  szpitalach  a rehabilitanci są wszędzie potrzebni. Może uda  mu  się  coś załatwić w Konstancinie - wiesz jak  jest - Konstancin znany niemal w  całej  Europie. A poza  tym  każdy papierek z pieczątką się liczy do punktacji  zawodowej.  Możesz nawet Hankę tu  sprowadzić jeśli ci będzie  już  strasznie  tęskno.  

Milosz westchnął - Hanka to małe  piwo - gorzej będzie wtedy z  Luną. Hanka to zrozumie,  ale  boję  się, że mi rodzice Lunę zmarnują. Hanka mówi, że Luna już nie  chce  spać w  swoim legowisku i wieczorem wtarabania   się do mieszkania i pakuje  się Hance  do łóżka. Wieczorem to układa  się na podłodze koło łóżka,  ale coraz  częściej pakuje  się Hance w nocy do łóżka. A u teściów to Luna jest  tylko wtedy, gdy Hanka pracuje u swego ojca. Hanka  się śmieje, że  zmusiła ojca  do rozstawienia  namiotu dla Luny. Szkoda  mi psa, ona  jest jednak  do nas bardzo przywiązana.  Ale  porozmawiam o tym z  Hanką. Gdyby Luna była o połowę mniejsza to by mogła  być z Hanką w  Warszawie, ale  to wielki pies, więc mam zagwozdkę. Jak znam życie  to matka  Hanki będzie  za  tym, żeby Luna u  nich  została na czas naszej  nieobecności i jestem pewien, że tak ją  rozwydrzą, że jak wrócimy to nawet na   nas  nie  spojrzy. Teściowa twierdzi, że u  nich to Luna ma  towarzystwo, a u nas to ma  gorzej bo albo ja ją gdzieś  ciągnę  w góry albo siedzi sama w naszym ogrodzie i  dziczeje. Więc gdy Hanka idzie  do ojca pracować to teściowa leci do nas, ale oficjalnie to  teściowi wciska kit, że załatwia różne  sprawy, czyli gotuje u nas obiad dla nas i  wyżerkę  dla Luny. Porozmawiam jutro z Hanką. Ona i jej  rodzice  są bardzo zadowoleni, że  jednak  kontynuuję studia. I już wiem co usłyszę od  Hanki - żebym nie marnował okazji, bo nie idzie  tu o to żebym zarobił tylko żebym ukończył tym razem studia i że to jest  sto razy  ważniejsze  niż dobre samopoczucie  Luny. 

Rozmowę przerwał telefon od Wojtka - Marta wpierw usłyszała wielce  niewybredne  przekleństwo a potem Wojtek powiedział, że właśnie ściągnął pomoc drogową, bo na  coś najechał zaraz za parkingiem i ma  zamiast  jednej opony kapeć a na dodatek pada deszcz, a on jest w garniturze i nie  zmieni sam w tych warunkach  koła. No więc sobie  zawezwał pomoc  drogową i teraz  na  nich  czeka. Obiecali, że zaraz dojadą. Jeśli będzie  coś dłuższego do zrobienia to go zaholują do warsztatu i wtedy wróci taksówką. Noo, super- stwierdziła Marta. Milosz jest u  nas, taty jeszcze  nie ma. Zadzwoń jak cię odholują do warsztatu, to podjadę po ciebie, a Milosz zostanie na  troszeczkę z Ewunią. A poza  tym to tata pewnie za chwilę wróci, bo mówił, że  dziś nie  będzie siedział długo w Ośrodku. Ooo, już  są- zameldował Wojtek, kończę, odezwę  się później.  Marta odłożyła smartfona i bezgłośnie przeklęła.

A co się  stało - spytał Milosz gdy Marta  skończyła rozmowę. Marta  skrzywiła  się- nie wiem na jakim  to lewym parkingu stał Wojtek, ale na  coś  najechał i ma przeciętą oponę a na dodatek leje deszcz a sierota  nie  wozi  ze  sobą parasola a jest  dziś w garniturze. Wezwał pomoc  drogową i albo mu coś na  miejscu zrobią  albo go zaciągną  do  warsztatu i może po drodze wtedy kupi nowe koło na  zapas. W naszym warsztacie to i koło może  sobie kupić nowe. On pewnie  znów stał na  dzikim parkingu, a to takie  miejsce, że nie  zdziwiłabym się  gdyby nawet na bombę najechał. W razie  czego to zostawię cię z  Ewą i podjadę po niego do warsztatu. Jak  znam życie  to jeszcze trochę  minie  nim zadzwoni  do  mnie.

Pół godziny później zatelefonował Wojtek mówiąc, że już jest w warsztacie, ma nowe koło i za  niedługo będzie w  domu. Na podwórko zajechali jednocześnie Wojtek i jego ojciec. Okazało się, że to nie Wojtek na  coś  najechał, ale ktoś uszkodził w ten  sposób  kilka samochodów i to tej samej marki co samochód Wojtka, o  czym  się Wojtek dowiedział od pracowników pomocy  drogowej. Sprawę  zgłoszono na policję i teraz  sprawa  już będzie  prowadzona przez policję. A Marta  zanotowała  sobie  w pamięci, że trzeba w bagażniku samochodu Wojtka  umieścić koniecznie parasol. 

                                                              c.d.n.